Nasz komentarz
Nasz komentarz
Jacek Słomka
Obrazowe tłumaczenie prezesa nie do końca przekonuje. Cały czas powołuje się na ekonomię i na oszczędności poczynione w przedsiębiorstwie. Wszystko to dzięki zleceniu wywózki śmieci firmie z zewnątrz. Tymczasem mieszkańcy gminy otrzymali informację o podwyżce opłat za wywóz nieczystości.
- Od pewnego czasu obserwuję dziwne rzeczy, jakie robi z odpadami Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej - alarmuje nasz Czytelnik. - Zamiast wywozić je na wysypisko, gromadzi na terenie firmy. Proszę sobie wyobrazić, co przy tym się dzieje. Wiadomo, że o tej porze roku do przydomowych pojemników wyrzuca się między innymi popiół. Wiele osób wsypuje też śmieci luzem. To wszystko wędruje potem do centrum. Kurzy się przy tym ogromnie. Obawiam się, że wiosną i latem dojdzie do tego straszny fetor. A przecież kilkanaście metrów dalej mieszkają ludzie. Jeśli takie odpady poleżą kilka dni, to nie da się tu żyć. Dlatego już teraz dzwonię, zanim nadejdą gorące dni, żeby nikt w przedsiębiorstwie nie rozkładał rąk i nie mówił, że już nic się nie da zrobić. Jest czas i da się zrobić, tak by później nie cierpieli okoliczni mieszkańcy.
Kiedy próbowaliśmy wyjaśnić tę sprawę, pracownik PGK zwrócił uwagę na jeszcze jeden jej aspekt.
- Do tej pory, koszt przejazdu samochodu z Barlinka na wysypisko, oscylował w granicach 150 złotych - tłumaczy. - Teraz, prywatnemu przedsiębiorcy płaci się nawet 450 złotych. Gdzie w tym sens i logika? No i gdzie ekonomia? Tym bardziej, że przedsiębiorstwo do najbogatszych nie należy.
Prezes PGK, Zenon Wróblewski uspokaja. To względy ekonomiczne sprawiły, że firma postępuje właśnie w taki sposób.
- Dzięki nowej organizacji pracy nasze samochody zużywają mniej paliwa - tłumaczy. - Zdarzało się też, że przy wjeździe lub wyjeździe ze składowiska dochodziło do awarii ogumienia w naszych autach. A jedna opona to koszt to ok. 900 zł. Teraz to już nie nasz problem. Poprawiło się natomiast gospodarowanie ludźmi i sprzętem. Wcześniej było tak, że dla trzech ludzi były to wycieczki za Myślibórz.
Według prezesa Wróblewskiego, prywatny przedsiębiorca za kurs inkasuje 400 złotych. Śmieci wysypywane na rampę mają po chwili trafiać do jego pojemników. Po przykryciu ich plandeką powinny od razu jechać na wysypisko.
Takie jest założenie. Przekonaliśmy się jednak, że w praktyce bywa inaczej. Śmieci po kilka dni czekają na wywóz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?