Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przetarliśmy nowe szlaki w sztuce operowej

Małgorzata Klimczak
Opera na Zamku wystawiła najlepszy spektakl operowy w Polsce w 2016 roku - „Dokręcanie śruby” w reż. Natalii Babińskiej. Oprócz tego nagrody zdobyli tez inni twórcy spektaklu
Opera na Zamku wystawiła najlepszy spektakl operowy w Polsce w 2016 roku - „Dokręcanie śruby” w reż. Natalii Babińskiej. Oprócz tego nagrody zdobyli tez inni twórcy spektaklu
Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku, opowiada o ostatnich sukcesach

XI Teatralna Nagroda Muzyczna im. Jana Kiepury za najlepszy spektakl 2016 roku za „Dokręcanie śruby” dla Opery na Zamku pokazała, że warto ryzykować. Nikt wcześniej w Polsce nie podjął się zrobienia tego przedstawienia.

Ja mam taką cechę - nie potrafię robić niczego byle jak. Niektórzy uważają, że to zaleta, ja myślę, że to wada. Gdy już się czymś zajmuję, to musi być maksimum moich wyobrażeń o tym projekcie, żeby efekt był dopieszczony w każdym calu. Operę Benjamina Brittena „The Turn of the Srew” chciałem wyprodukować już na początku mojej pracy w Operze, bo jestem zafascynowany tym kompozytorem. Myślałem wtedy bardziej o „Śmierci w Wenecji”, bo to opowiadanie Manna jest dla mnie szczególnie ważne. Ale jestem też rozsmakowany w literaturze wiktoriańskiej i neowiktoriańskiej. Okazuje się, że młodzi ludzie „biorą się” za tę stylistykę w Stanach Zjednoczonych i odnoszą gigantyczne sukcesy. Kiedy udało się połączyć wspólny pomysł Natalii Babińskiej (reżyserka) i Jurka Wołosiuka (kierownik artystyczny Opery na Zamku), byłem zaskoczony, że nikt wcześniej tego nie zrobił.

To było duże wyzwanie dla całego zespołu.

Mieliśmy świadomość, że stawianie na kolejne inscenizacje Verdiego czy Pucciniego to jest coś lekkiego, łatwego i przyjemnego dla widza, ale z drugiej strony mało rozwojowego dla opery. Bo zapętlalibyśmy się w kręgu czegoś, co nazwałbym klezmerstwem muzycznym czy muzyczną cepelią. Oczywiście spełniamy wymogi i standardy przyjęte w całym kraju, ale to nie oznacza rozwoju. Miałem też świadomość, że pewnych tytułów nie jesteśmy w stanie wystawić ze względu na warunki sceniczne. Wielkie inscenizacje to nie moja liga i nie będę w niej grać, bo z góry byłbym skazany na porażkę. Trzeba budować własną ligę. Trzeba określić swoje mocne strony i maksymalnie mocno je akcentować. Nasza scena jest kameralna i tu świetnie prezentują się te przedstawienia, które kameralny kod mają z góry wpisany.

Realizatorzy „Dokręcania śruby” potrafili tę kameralność odnaleźć.

Pamiętam pierwsze spotkanie z Natalią, kiedy mówiła o swojej koncepcji tej opery. To było moje najkrótsze spotkanie z realizatorami, ponieważ po 30 minutach byłem pewien, że to będzie coś niezwykłego. Zazwyczaj takie spotkania trwają długo, jest dyskusja. W tym przypadku pomysł Natalii okazał się genialny. Nie można było odtworzyć wiktoriańskiego dworu w wersji 1:1. Zresztą ja tego nie chciałem, bo to byłoby bardzo teatralne i bardzo... zwykłe. Ale jeżeli wykorzystamy scenę obrotową, żeby poruszać tymi przestrzeniami, zmieniając w ten sposób miejsce akcji, to dodamy całości element dramaturgii. Skoro już mamy scenę obrotową, to zależało mi na tym, żeby ją wykorzystać.

I nie trzeba robić przerw, co zaburza tę dramaturgię, i czego widzowie nie lubią. Przerywanie przedstawienia na zmianę dekoracji zaburza przyjemność oglądania.

Poza tym przy dość trudnej muzyce to, co się wyłania ze sceny, relacje między bohaterami, tło scenograficzne, jest szalenie ważne, bo muzyka staje się ilustracją, podobnie jak to się dzieje w przypadku muzyki filmowej. Są takie soundtracki, gdzie muzyka świetnie ilustruje film. Tutaj osiągnęliśmy to, co jest fundamentem artystycznego sukcesu. Muzyka stała się zintegrowana z tym, co się dzieje na scenie. Ona nam nie blokuje odbioru całego spekatklu, mimo że nie jest tak melodyjna jak muzyka Verdiego czy Pucciniego. Nie jest żadną tajemnicą, że zrobienie bardzo trudnego przedstawienia z bardzo trudną muzyką przy niewielkim pomyśle inscenizacyjnym skończyło się na wielu scenach katastrofą.

Najważniejszy okazuje się dobry pomysł. Bez tego nie da się zrealizować dobrego przedstawienia.

Chcę przekonywać publiczność, że warto sięgać po muzykę XX-wieczną, szczególnie tę z czasów po II wojnie światowej, bo ona jest kompletnie nieznana. Jeżeli się mówi, że na Puccinim opera się skończyła, to jest to trochę wina dyrektorów, że nie podejmują trudnych wyzwań. Myślę, że jednym z powodów jest to, że ryzyko artystycznej porażki jest często tak wysokie, że dyrektorzy wolą zdecydować się na produkcję znaną, popularną, wystawianą w wielu teatrach. Britten jest na deskach wszystkich najważniejszych teatrów na świecie. 2-3 tygodnie po naszej premierze ten kompozytor był grany w Metropolitan Opera. Dla mnie zdumiewające jest to, że nie pojawia się na polskich scenach. To trochę tak, jakby kształcąc się plastycznie pominęlibyśmy cały dział o kubiźmie. Nie znając historii całej muzyki mamy niepełną wiedzę. Mamy świadomość, że trzeba dać zielone światło teatrom, żeby nie bały się podejmować takich realizacji. Przy takich przedsięwzięciach nie można iść na żadne kompromisy. Nie możemy myśleć, jak to zrobić taniej, z czego zrezygnować, dlatego, że to musi być zrobione w taki sposób, żeby te lęki przed trudniejszą muzyką przełamywać niezwykle intrygującą i ciekawą, dobrze oglądającą się inscenizacją. A do tego potrzebne są środki.

Które jednak wcale nie tak łatwo zdobyć. Trzeba brać udział w konkursach, których rozstrzygnięcie pozostaje wielką niewiadomą.

Dlatego w konkursach ministerialnych powinna być pula pieniędzy dla teatrów, które w przyszłości chciałyby podejmować się tego rodzaju przedsięwzięć. Głównie dla tych, które byłyby polskimi prapremierami. Szczecińska Opera pokazała, że jest przygotowana do tego, żeby zrobić przedstawienie każdego autora i zrobić to w taki sposób, że świat będzie patrzył na nią z zaintrygowaniem.

Dwa ostatnie sezony Opery na Zamku pokazują, że to właśnie trudniejsze rzeczy bardziej podobały się publiczności. Nie „Carmen” i „Traviata”, ale „Dokręcanie śruby” i „Polowanie na czarownice”. Mówię o zwykłych widzach (z którymi rozmawiałam), a nie o znawcach opery.

Ja wyjątkowo nie lubię kogoś naśladować. Niektórzy dyrektorzy teatrów oglądają inne realizacje, zanim zrobią własną. To jest zła droga. Trzeba mieć wyrazistą wizję i ją zrealizować. Nie przejmować się, jak to zrobił ktoś inny. Najważniejsze to nikogo nie kopiować. Trzeba myśleć artystycznie. Jeżeli robi się intrygujące przedstawienie, to będzie miało ono entuzjastów wszędzie, bez względu na to, czy żyjemy tu i teraz czy 3 tysiące kilometrów dalej. Jeśli jest dobre, to zawsze się przebije. Potrzebny jest też dobry marketing. Ani tytuł ani świetna muzyka nie dają gwarancji sukcesu. Musi być jeszcze coś więcej, co sprawi, że tytuł zyskuje uznanie. Należy z produktu artystycznego, który jest świetny, robić produkt globalny. Jest jeszcze jedna refleksja. Libretto do tego spektaklu, podobnie jak opowiadanie Henry’ego Jamesa, to jest wysmakowana literatura. To jest literatura, w której jest kilka warstw interpretacyjnych. Literatura wiktoriańska nie pozwalała na mówienie wprost o pewnych rzeczach. Chodzi o to, żeby nie być dosłownym, bo publiczność tego nie znosi.

Przed Operą na Zamku kolejne wyzwanie. 11 sierpnia wielkie wydarzenie w plenerze „Pajace” w reżyserii Michała Znanieckiego. To wydarzenie będzie towarzyszyć regatom The Tall Ships Races.

„Pajace” to też jest tytuł, który chciałem pokazać. Uwielbiam przedstawienia muzyczne, które mają taką nieoczywistość wynikającą z faktu, że to jest teatr w teatrze. Historia, która wiąże się z przygotowaniem do spektaklu, później sam spektakl i nie wiadomo co jest życiem, a co teatrem. Wszyscy jesteśmy aktorami i to jest wspólny mianownik, który może połączyć kilkutysięczną publiczność z tym, co się dzieje na scenie. Ta publiczność jest bardzo ważna, bo nie tylko ogląda, ale też uczestniczy w wydarzeniu. Potężny 200-osobowy chór częściowo siedzący na widowni i wchodzący w interakcję w publicznością. Będziemy znowu mieli w Szczecinie wydarzenie unikatowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński