Wczesnym rankiem w sobotę (o godz. 5.50) Stanisław Balicki, pracownik Żeglugi Świnoujskiej, jak zwykle zaczął służbę. W pewnym momencie starszy marynarz z promu Karsibór przez krótkofalówkę powiedział stojącemu na brzegu panu Stanisławowi, że jednak z kóz wpadła do wody.
- Zwierzę wpadło chyba w najgorszym miejscu z możliwych - opowiada pan Stanisław. - Dokładnie tam, gdzie dobija prom.
Jednostka lada chwila miał dobić do brzegu. Załoga promu obawiała się, że w kozę może wciągnąć pod śruby.
- Koledzy zaczęli manewrować, powolutku dobijać - opowiada pan Stanisław. - Liczyli, że powstałe przy dobijaniu strumienie wody zniosą kozę w drugą stronę. I tak się stało.
Zwierzę zniosło na drugą stronę betonowego nabrzeża, nieco dalej od miejsca, gdzie dobija prom. Pan Stanisław chwycił bosak i pobiegł wzdłuż nabrzeża, żeby je ratować.
- Na szczęście była blisko nabrzeża - mówi. - Chwyciłem ją bosakiem za rogi i tak wyciągnąłem z wody.
Świadkowie opowiadają, że cztery kozy od kilku dni chodziły w pobliżu przeprawy. Potwierdzają to pracownicy ŻŚ.
- Jednego dnia nawet pojawił się właściciel - mówi jeden z nich. - Próbował je złapać, ale nie udało mu się. Wyraźnie widać było, że był pod wpływem alkoholu.
Zaraz po wypadku kozy zniknęły z przeprawy. Próbowaliśmy porozmawiać z ich właścicielem. Mężczyzna ma dwa miejsca w Świnoujściu, gdzie trzyma konie i kozy. W obu jednak go nie było.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?