- Do 19 października na terenie województwa zachodniopomorskiego wpłynęło 17 wniosków. Wypłacono ponad 18 tysięcy złotych. Nie mam informacji o decyzjach odmownych - informuje Karol Jagielski, rzecznik ZUS w Szczecinie.
Przedsiębiorcy mogą liczyć na jednorazowe wsparcie w wysokości 3 010 złotych brutto za każdego pracownika, który był zatrudniony na umowę o pracę. Dodatkowo musi udowodnić, że jego przychód był przynajmniej o połowę niższy w porównaniu do lipca tego roku lub sierpnia 2021. Te warunki są krytykowane przez samych przedsiębiorców, którzy w wielu przypadkach po prostu zawiesili swoją działalność. Ze względu na kwotę i warunki nawet nie zdecydowali się na złożenie wniosku.
- Nie złożyłem tego wniosku, bo te pieniądze nawet nie pozwalały na utrzymanie działalności. Zawiesiłem działalność, kiedy tylko śnięta ryba płynęła rzeką. Nie byłbym w stanie dalej tego prowadzić i udowodnić, że miałem w stosunku do innego miesiąca o połowę mniejsze dochody - mówi Piotr Bugaj przedsiębiorca z Widuchowej - Ta kwota jest tak uwłaczająca, że nawet nie wnikałem w to za bardzo. Nie miałem chęci dociekać, czy mi się należy czy nie - dodaje.
Ryszard Fertała, przedsiębiorca prowadzący działalność na Dziewokliczu, również nie złożył wniosku o wsparcie finansowe.
- Dziękuję za pomoc w kwocie trzy tysiące złotych na pracownika zatrudnionego na umowę o prace, bo w sezonie nikt nie pracuje na umowę o prace. Pracownikami są studenci, którzy chcą dorobić przez okres wakacji. Dodatkowo nikt nie przyjdzie pracować na plaże za trzy tysiące złotych - tłumaczy.
Przedsiębiorca ma również żal do przedstawicieli miasta Szczecin, które według niego również nie wsparło lokalnych firm w trudnej sytuacji.
- Wystąpiłem do miasta o umorzenie faktur za dzierżawę terenu, to miasto mi odpisało, że ja mogłem prowadzić działalność. Oni mi nie zabronili. Napisali, że mogę zawnioskować o rozłożenie na raty - komentuje.
Niepewna przyszłość
Pomijając kwestie finansowe, przedsiębiorcy nie ukrywają, że martwią się o przyszłość swoich firm. Nikt nie jest w stanie im zagwarantować, że sytuacja nie powtórzy się w przyszłym roku.
- Nie chodzi o to, żeby wyrwać pieniądze, tylko chciałbym, żeby było jak wcześniej. Teraz żal się dalej rozwijać. Nie wiem, czy za rok znowu się coś nie wydarzy, a ja zainwestuje pieniądze w firmę. Parę lat ciężkiej pracy, żeby coś stworzyć na brzegu rzeki, poszło na marne - martwi się Piotr Bugaj.
Czy firmy będą walczyć o odszkodowania w sądzie?
Nastroje panujące wśród nadodrzańskich przedsiębiorców doskonale zna adwokat Marek Jarosiewicz, który od samego początku jest zaangażowany w sprawę katastrofy na Odrze.
- Dla wielu osób, jest to oderwane od skali problemu i trudności finansowych, a także szkód, jakie zostały poniesione. Stąd jest takie symboliczne zainteresowanie składaniem wniosków do ZUS-u - tłumaczy.
Do tej pory żaden z przedsiębiorców nie zdecydował się walczyć o odszkodowanie w sądzie, choć pytają o taką możliwość. Sprawa wydaje się jednak bardzo trudna.
- Tutaj trzeba by było wykazać, że powstały jakieś zaniedbania po stronie organów władzy publicznej. Ciężko ustalić, na ile jest to możliwe. Rozmowy są, ale nie słyszałem o firmie, która zdecydowała się na taki pozew. Jest to trudna sprawa do wykazania dowodowo - tłumaczy mecenas Jarosiewicz.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?