Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura jak Miś Puchatek

Mariusz Parkitny
- Żadna z operacji nie przyniosła straty stoczni. Przecież holding miał zysk! - mówił wczoraj Krzysztof Piotrowski.
- Żadna z operacji nie przyniosła straty stoczni. Przecież holding miał zysk! - mówił wczoraj Krzysztof Piotrowski. Andrzej Szkocki
Kuriozum, manipulacja, niekompetencja, a nawet małe rozumki - takie słowa padały wczoraj podczas przemówień byłych szefów Stoczni.

Stocznia i Grupa Przemysłowa

Stocznia i Grupa Przemysłowa

Na ławie oskarżonych siedzi siedem osób. Według prokuratury, będąc szefami Porta Holding założyli spółkę (Grupa Przemysłowa -GP), przez którą wyciągali pieniądze ze stoczni. Chodzi o 63 miliony złotych. Zarzuty dotyczą lat 1999-2001. Byli prezesi utrzymują, że GP była częścią holdingu i dlatego transakcje w ramach grupy były możliwe. Pieniądze ze stoczni miały pójść na inwestycje, aby uchronić ją przed likwidacją.

Poniedziałek był pierwszym dniem mów końcowych oskarżonych. Proces toczył się przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. Zaczął Krzysztof Piotrowski, były prezes zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. Przez ponad godzinę tłumaczył, dlaczego prokuratura niesłusznie ich oskarżyła. Zarzucił byłym ministrom łamanie konstytucji.

Spisek rządu?

- Minister Kaczmarek chciał sprzedać stocznię. Groziło jej wrogie przejęcie przez koreański kapitał. Podpisali nawet list intencyjny. Nie chcieliśmy do tego dopuścić, bo mieliśmy plan, jak uratować stocznię, gdy przyszedł kryzys w przemyśle stoczniowym - mówił. - Szkoda, że prokurator nie zapytał nas, jaki mamy plan ratowania stoczni.

I wyliczał: W ciągu dziesięciu lat utworzono w stoczni siedem tysięcy miejsc pracy. Skarb Państwa zarobił na holdingu 270 mln dolarów, a banki, które udzielały kredytów - 300 milionów dolarów.

Jego zdaniem, ówczesny rząd świadomie chciał doprowadzić do upadłości stoczni.
- Minister Kaczmarek działał na jej szkodę. Rząd planował upadłość prywatnej spółki (Porta Holding), aby zrobić miejsce państwowej spółce - stoczni Nova. To łamanie konstytucji - grzmiał.

I oskarżał prokuraturę, że uroiła sobie zarzuty. Chodzi o 63 miliony złotych strat, które oskarżeni mieli wyrządzić stoczni.

- To urojona kwota wynikająca z braku wiedzy. Transakcje, których dokonywaliśmy, miały zgodę urzędu antymonopolowego. Jestem niewinny - tłumaczył Piotrowski.

Oskarżenie jak z bajki?

O ile wystąpienie Piotrowskiego było ostre, to Grzegorz Huszcz nie zostawił na prokuraturze suchej nitki. Zaabsorbowany punktowaniem błędów śledczych nie zauważył nawet, że nazwał atrakcyjną panią prokurator "panem". Ale obserwatorzy procesu przyznają, że była to jedna z najlepszych mów końcowych. Huszcz cytował zeznania świadków i podważał główne tezy aktu oskarżenia.

- Prokuratura zachowała się jak Miś Puchatek z bardzo małym rozumkiem. Powołała biegłego, który nie ma pojęcia o ekonomii. A policjant, który wpadł na trop "afery" nie wiedział nawet, że stocznia jest już sprywatyzowana - grzmiał Huszcz.

W stoczni przepracował 23 lata. W zarządzie - 11 lat. Wczoraj twierdził, że prokuratura wybierała takich biegłych i świadków, którzy udowodniliby założoną z góry tezę o winie prezesów.

- Ale ten proces rozbił wszystkie zarzuty w pył. Prokuratura nie ma nic. Bo jesteśmy niewinni - zakończył.

Na kolejnej rozprawie mowy końcowe wygłoszą ostatni oskarżeni. Najwcześniej wyrok może zapaść 27 marca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński