Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Projektant escape room’u i jego pracownik obarczają się winą za tragedię. Rodzice przeżywają koszmar [WIDEO]

Joanna Krężelewska
Joanna Krężelewska
Rodzice dziewcząt podsumowali oświadczenia oskarżonych: to wielogodzinna męczarnia
Rodzice dziewcząt podsumowali oświadczenia oskarżonych: to wielogodzinna męczarnia Joanna Krężelewska
W drugim dniu procesu w sprawie pożaru w koszalińskim escape roomie swoje wyjaśnienia złożyli już wszyscy oskarżeni. Miłosz S. powiedział, że w dniu tragedii jego pracownik oddalił się od monitoringu, pozostawiając lokal i dziewczynki bez opieki. Radosław D. zaprzeczył. Rodzice dziewcząt podsumowali oświadczenia oskarżonych: to wielogodzinna męczarnia.

Przed Sądem Okręgowym w Koszalinie trwa proces czterech osób oskarżonych o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie „To Nie Pokój”, do którego doszło 4 stycznia 2019 r. i o nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt. Akt oskarżenia obejmuje cztery osoby: organizatora lokalu 30-letniego Miłosza S, jego babcię 75-letnią Małgorzatę W, która zarejestrowała działalność, jego matkę 55-letnią Beatę W., która pomagała w prowadzeniu interesu oraz Radosława D., 28-letniego pracownika escape roomu.

W środę Miłosz S. kontynuował składanie wyjaśnień. Pierwszego dnia procesu odczytywał je przez niemal cztery godziny. Dzień później mówił równie szczegółowo i wielowątkowo m.in. na czym polegały zagadki, na jakie „szalone” pomysły wpadali uczestnicy gier, a nawet, że wezwał hydraulika, gdy doszło do awarii. Dodał, że nikogo nie zmuszał do udziału w zabawie. Został upomniany przez sąd, by skupił się na kwestiach istotnych dla sprawy, ale zapewnił, że wszystko, o czym mówi, ma znaczenie.

Linia obrony Miłosza S. jest czytelna. Opisał, jak bogatą ma wiedzę o działalności escape roomów, jak dbał o bezpieczeństwo w lokalu. - Nie dopuściłem się uchybień, ale odpowiedzialność, niezależnie od wyroku będę odczuwał do końca życia – podkreślił. Punktował jednocześnie to, czego jego zdaniem nie dopatrzył pracownik. - Zatrudniłem dorosłego, inteligentnego i sprawnego mężczyznę, pracującego wcześniej jako żołnierz, który miał uprawnienia do wymiany butli gazowej – wskazał. Miłosz S. tłumaczył, że zapewniał uczestnikom stały kontakt z obsługą escape roomu. – Nie jestem pewien, czy Radosław D. przeszkolił dziewczynki z obsługi krótkofalówek, bo jedna znajdowała się w pokoju gry, a sześć w szufladzie. Osoba, prowadząca rozgrywkę, nie powinna się rozstawać z telefonem nawet na chwilę. Jak wynika z akt, żaden z radiotelefonów nie był na kanale drugim, jak ten w pokoju „Mrok”. Nurtuje mnie pytanie, czy krótkofalówka, która była w pokoju „Mrok” została wręczona dziewczynkom przed rozpoczęciem gry, czy może została po poprzedniej, a dziewczynki nie zostały przeszkolone do jej obsługi – zaakcentował.

S. podkreślił, że sam przeprowadził rozmowę kwalifikacyjną z Radosławem D., osobiście go również przeszkolił. - W dniu pożaru Radek kontaktował się ze mną w sprawie sumowania kuponów rabatowych. Zdziwiłem się, bo informacja na ten temat zawarta była w regulaminie. To mogło wskazywać, że nie znał regulaminu, który były nieodłącznym elementem zabezpieczającym – zaznaczył. - W pomieszczeniu używany był piecyk gazowy, który w ogóle nie powinien być włączony, a został pozostawiony bez nadzoru. Osoba dozorująca oddaliła się od monitoringu i pozostawiła graczy i lokal bez opieki.

Do słów oskarżonego, w imieniu rodziców zmarłych dziewcząt, odniósł się Adam Pietras, tata Wiktorii. – Oskarżony wielokrotnie mówił o swojej pasji i dawaniu radości graczom. Tyle, że radość ta zamieniła się w koszmar umierania. Każda z naszych córek chciała żyć, każda miała plany na przyszłość. Przez działalność Miłosza S. żadna z nich tych planów nie zrealizuje.

Adam Pietras zaakcentował, że jako ojciec nie będzie mógł już niczego doświadczyć. Pozostali rodzice nie mogli opanować łez. - Każdy ma prawo do obrony. To oczywiste. Niezrozumiałe jest jednak, dlaczego oskarżony wczoraj i dziś pastwił się nad nasza psychiką, opowiadając o pasji, szkoleniach, podróżach i organizowaniu escape roomu w Koszalinie. Można było odnieść wrażenie, że był to wzorcowy escape room na skalę światową. Ja i pozostali rodzice, których córki zginęły, nie mamy prawa powiedzieć oskarżonemu, że jest mordercą i kanalią. Mamy zachować spokój i z pokorą znosić tragedię, która nas spotkała, a on może swoim oświadczeniem zadręczać nas psychicznie. W zasadzie z jego słów wynika, że dziewczynki mogły wyjść z pokoju, pomimo braku klamki, wziąć z łazienki wiadro z wodą, ugasić pożar i potraktować to jako niespodziankę! Słowa Miłosza S. to przekaz o własnej nieomylności. Będąc odpowiedzialnym za stworzenie bezpiecznego miejsca rozrywki, stworzył miejsce śmierci. Ile trzeba mieć w sobie pokładu zła, by powiedzieć, że dziewczynki nie żyją, bo nie umiały wyjść z pomieszczenia. Taka wypowiedź nosi znamiona tortur psychicznych – zaznaczył Adam Pietras.

Równie duże emocje na sali rozpraw wzbudziły słowa pracownika, 28-letniego Radosława D. Nie przyznał się do winy i krótko uzupełnił swoje dotychczasowe wyjaśnienia. Powiedział, że pracował zaledwie przez kilkanaście dni i nie był szkolony w zakresie przepisów BHP i przeciwpożarowych. W tajniki pracy wprowadzały go dwie starsze panie – babcia i mama Miłosza S. - Pierwszy raz życiu usłyszałem tu, na sali, rozpraw o kategorycznym zakazie używania piecyków gazowych przy klientach. Jedyna rozmowa szkoleniowa, jaką miałem, dotyczyła zasad obsługi gier w pokojach. Nigdy nie było też mowy o zamontowaniu czujników czadu – punktował wyjaśnienia projektanta escape roomu. - Kryterium, według którego ustalono zasady funkcjonowania escape roomu, były koszty. Poczynając od wyposażenia, które sprawiało wrażenie pozbieranych przypadkowo przedmiotów, przez moją śmieciową umowę, monitoring, który pozwalał jedynie na obserwację gry, ale nie zapisywał jej przebiegu po radiotelefony, które były zwykłymi walkie talkie, jakie kupuje się dzieciom do zabawy. Wiadro z wodą, która miała służyć do gaszenia pożaru, było przeznaczone do spłukiwania toalety, bo woda była zakręcona.

Moment tragedii opisał podczas śledztwa. Twierdził, że tuż przez rozpoczęciem gry zostawił nastolatki zamknięte w pokoju „Mrok” i wybiegł rozmienić pieniądze. Gdy wrócił, miał spędzić jeszcze jakiś czas przy monitoringu. - Coś zaczęło syczeć. Myślałem, że może właścicielka odkręciła wodę. Okazało się, że to piecyk. Nachyliłem się i próbowałem zakręcić butlę. Dostałem ogniem w twarz i dłonie. Pobiegłem do budynku obok wezwać pomoc. Próbowałem wrócić, ale ogień był za duży. W tamtej chwili nie wiedziałem, co mam zrobić. Zrobiłem, ile mogłem - wskazał D.

- Czyli nic! Ciebie tam nie było! Ratowałeś swój tyłek, a dzieci zostawiłeś bez opieki same, zamknięte w pomieszczeniu. Zostawiłeś je na śmierć – skwitował Jarosław Pawlak.

Do winy nie przyznały się również Beata W. i Małgorzata W. Na babcię Miłosza S. zarejestrowana była działalność, a matka w niej pomagała. Twierdzi jednak, że nie miała konkretnych obowiązków.

Wszystkim oskarżonym grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Mecenas Krzysztof Kaszubski zapowiedział jednak, że już na tym etapie postępowania nie wyklucza wniosku o zmianę kwalifikacji czynu zarzucanemu Radosławowi D. - Intencją oskarżycieli posiłkowych będzie wykazanie, że oskarżonego nie było na miejscu zdarzenia w momencie wybuchu pożaru – wyjaśnił.

W czwartek zeznawać będą pokrzywdzeni – rodzice zmarłych dziewcząt. Na zakończenie środowej rozprawy złożyli oświadczenie, w którym wskazali m.in. na uchybienia prokuratury w prowadzonym postępowaniu, jak choćby na dowody w sprawie, które znaleźli na wysypisku śmieci. Całe oświadczenie publikujemy na filmie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Projektant escape room’u i jego pracownik obarczają się winą za tragedię. Rodzice przeżywają koszmar [WIDEO] - Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński