Prezes Andrzej Klimek uważa, że ubiegły rok nie był zły. Firma zarobiła kilka mln złotych.
Pchacze i barki grupy pływają głównie po rzekach i kanałach Europy Zachodniej. W Polsce żeglugę można uprawiać między Gliwicami a Wrocławiem i w dolnym biegu Odry. Generalnie rzeka przez większą część roku nie jest przystosowana do żeglugi. Głośny swego czasu program Odra 2006 staje się programem papierowym, bądź programem pobożnych życzeń.
Dzierżawcy pchaczy i barek zupełnie inaczej oceniają sytuację. Twierdzą, że dla nich ubiegły rok wcale nie był taki dobry. Wręcz odwrotnie, niektórzy używają nawet określenia "tragiczny".
- Firma mówi o zysku a my liczymy straty - podkreśla jeden z barkarzy. - Stało się tak dlatego, że wszystkie koszty spadły na nas. Zgodnie z umowami musimy odprowadzać do firmy 43 procent wartości każdego frachtu. Z reszty, która nam zostaje musimy kupić paliwo, zapłacić załodze, opłacić ZUS i remonty bieżące, bo firma przeprowadza tylko te dla odnowienia pięcioletniej klasy.
Dzierżawców pociesza zapowiedź o zwiększeniu ilości ładunków powrotnych, a to oznacza mniej pustych kursów, których koszty ponoszą oni sami. Najbardziej jednak ucieszyłaby ich wiadomość o mniejszym procentowym odpisie na rzecz firmy.
- Gdybyśmy odprowadzali tylko 33 procent to byłoby to bardziej sprawiedliwe - mówią dzierżawcy. - Pozwoliłoby złapać nam oddech i wyjść z długów, ale zarząd nie chce o tym słyszeć. Ten rok będzie okiem próby. Jak się okaże, że z pracy w polskiej firmie żeglugowej nie da się wyżyć, to będziemy zmuszeni odejść. Już wielu barkarzy znalazło pracę na barakach holenderskich i niemieckich armatorów.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?