- Awans Pogoni do ekstraklasy, to także radość obecnych i przyszłych sponsorów.
- Sponsorów dzielę na dwie grupy. Tych, których mieliśmy i tych, których namawiamy do przyłączenia się. Panuje bardzo pozytywna atmosfera. Szczególnym przykładem niech będzie Polska Żegluga Morska, która czterokrotnie zwiększyła swoje wsparcie, co bardzo cieszy. Podchodząc jednak ogólnie, to i tak wszystko za mało. Pamiętajmy jednak, że to nie są pieniądze, ot tak, dawane spółce, tylko przeznaczone na usługi promocyjne. Skok jakościowy jest olbrzymi. Pierwszoligowa Pogoń była pokazywana w Orange, gdzie jak oglądalność wynosiła 100 tysięcy, to był dobry wynik. Podczas gry w ekstraklasie, telewidzów za pośrednictwem Canal Plus będzie nawet 20 razy więcej.
- A co z tymi, którzy mówili "Przyjdźcie po awansie"?
- Właśnie do nich chodzimy i pukamy do drzwi. To nie są łatwe rozmowy. W każdej firmie są problemy. Z jednej strony chcą Pogoni pomóc, z drugiej są blokowani przez opozycję. W prywatnym biznesie ważna jest kwestia promocji, która do tej pory była w minimalnym stopniu. Ekstraklasa skutkuje jakościowym skokiem pod tym względem.
- Prowadzone są rozmowy z firmami lokalnymi, czy także tymi spoza województwa?
- Rozmawiamy z każdym środowiskiem. Z tymi krajowymi jest najtrudniej, bo tego rodzaju firmy, jeśli się decydują to na bardzo poważne wejście w zespół.
- Rozmowy poza granicami kraju?
- Mamy pomysły co do berlińskiego lotniska Berlin-Brandenburg, które miało zostać otworzone na początku czerwca, co idealnie nam pasowało. Na chwilę obecną inaugurację przełożono na marzec. Bliskość granicy z Niemcami jest atutem. Dotarło do nas kilka syngałów zainteresowania z tego kraju.
- Byłby pan w stanie zrezygnować z funkcji prezesa, gdyby ktoś zdecydował się na mocniejsze wejście w zespół?
- Kupowanie usług promocyjnych i akcjonariat to są dwie różne rzeczy.
- A to drugie wchodzi w grę?
- Jeżeli znajdzie się szejk arabski, lub ktoś z ogromną ilością pieniędzy i to mogłoby zespołowi okazać się bardzo pomocne, to jestem na tak.
- Wiadomo już, co z biletami w przyszłym sezonie?
- W przyszłym tygodniu mamy posiedzenie zarządu, na którym będzie prezentowany model na nadchodzący sezon. Wiele rzeczy się zmieni. Chcemy trochę urozmaicić sprzedaż, stworzyć pokusę do kupowania karnetów. Ten system będziemy jednak omawiać w poniedziałek, więc nie chcę jeszcze mówić o konkretach.
- A co z cenami? Na ile ekstraklasa jest atrakcyjniejsza dla kibica?
- Ekstraklasę wyceniam nawet 500% lepiej, ale to nie znaczy, że bilety będą pięć razy droższe. Wejściówki sprzedają się nie tylko na grę piłkarzy, ale także na tego "trupa" z którego ogląda się mecze. Byłbym niepoważny żądając od kibiców zapłaty za jakość, której nie ma.
- Za bilet do muzeum też się płaci.
- (śmiech) Może kiedyś o tym pomyślimy.
- W ostatniej rozmowie powiedział pan z czego składa się budżet. Przypomnę: 7% - miasto, 8% - bilety, 15% - sponsorzy i 70% wkład wasz, czyli akcjonariuszy.
- Teraz chcielibyśmy kompletnie odwrócić te relacje. Przewidujemy, że wpływy z biletów to będzie około 13% budżetu. Sponsorzy ok. 40-50%. Chcielibyśmy funkcjonować tak jak zachodni klub, gdzie budżety są tak konstruowane, że ten operacyjny, który pozwala funkcjonować klubowi składa się z przychodów z biletów, umów z mediami i sponsorów. Natomiast pieniądze od akcjonariuszy są przeznaczone na inwestycje, czyli zakup piłkarzy. W jednym sezonie może to wynieść milion złotych. W kolejnym 15 milionów. Przyjęliśmy zasadę, że nie podejmiemy żadnego działania finansowego, jeśli nie będzie miało ono pokrycia w budżecie.
- Po awansie zespołu, większości zawodnikom automatycznie wzrosły kontrakty.
- Był faktycznie taki zapis ale tylko u części.
- O ile procent wzrosną wydatki z tym związane?
- Trudno dokładnie powiedzieć. Ciągle jesteśmy przed decyzjami, co będzie kręgosłupem tego zespołu. Czy będą zmiany, czy nie. Takich decyzji jeszcze nie podjęliśmy. Myślę, że trzeba szacować jednak, że wzrost kosztów będzie oscylował w granicach 35-40 procent w samych kontraktach.
- Mamy na utrzymaniu zespół rezerw, który awansował do III ligi i nowoutworzoną drużynę Młodej Ekstraklasy.
- Utrzymanie tych zespołów wyniesie ok. 500 tys. zł każdy. Tak więc daje nam to milion.
- Co z wyjazdami?
- Mamy możliwość wykorzystywania połączeń lotniczych i pewnie teraz będziemy częściej z nich korzystać. Po zapoznaniu się z dokładniejszym terminarzem rozgrywek możliwie jak najwcześniej będziemy rezerwować bilety.
- Chyba, że bardzo pomocny okaże się berliński sponsor.
- (śmiech) To jeszcze nie ten poziom, byśmy mieli prywatny samolot. Podsumowując, podstawowy wzrost jest związany z kontraktami i z koniecznością utrzymania większej struktury.
- Wzrost kontraktów będzie większy, niż utrzymanie zespołu rezerw i Młodej Ekstraklasy?
- Ciągnie mnie pan za język. Myślę, że tak. W prawidłowej strukturze kosztowej klubu, koszty związane z prowadzeniem zespołu to 60-70%.
- Mówił pan, że kropla drąży skałę, a prezydent znów o Dąbiu.
- Ja się nie gniewam na budowę stadionu w Dąbiu. Tylko chciałbym porozmawiać na racjonalne argumenty. Ja na to patrzę z dwóch perspektyw. Pierwszą z nich jest kosztowa. Jeżeli obiekt będzie potrzebował palowania, które pochłonie kilkadziesiąt milionów złotych, to uważam to za szalone, bo to marnowanie społecznych pieniędzy. Druga perspektywa to szacunek kibiców. Rozmawiam z nimi i wiem, że przywiązanie do miejsca przy Twardowskiego jest wielkie i trzeba to wziąć pod uwagę. Najlepiej podejść do tego kosztowo. Jeżeli w Dąbiu będzie drożej, budujmy na Twardowskiego. Nie chcę jednak by wybór lokalizacji był powodem sporu.
- Często wspomina pan o źródłach finansowania budowy.
- Podstawowym rozwiązaniem jest Partnerstwo Publiczno Prywante, pod jednym warunkiem, że nie rozmawiamy tylko o projekcie stadionu, ale o kompleksowym terenie, czyli działkach. Jeżeli prezydent będzie gotowy na sprzedaż terenów, to mamy kilku zainteresowanych taką opcją. Nie chcę jednak by powtórzyła się historia z Sabrim Bekdasem, kiedy działki były już sprzedane a skończyło się to fiaskiem. Jeśli ktoś mówi, że w PPP można zbudować tylko i wyłącznie sam stadion, to nie ma pojęcia o ekonomii.
- Ostatnio skarżył się pan na współpracę z policją, teraz obniżono płoty. Czyżby postęp?
- Policja jest przeciwna, co do obniżenia płotów, ale nie ma nic do tego. Obniżenie płotów to moja decyzja. Nie ma takiego przepisu, gdzie policja określa ich wysokość. Ona wyraża tylko opinię na temat bezpieczeństwa. Chciałbym zlikwidować ten zwierzyniec na Pogoni, bo ludzie siedzący za dwumetrowymi płotami czują się jak małpy trzymane w klatkach. Sama obecność płotu wywołuje agresję. Oczywiście płotek może być, ale niech ma on tylko symboliczny charakter.
- Były trener Marcin Sasal przyznał, że prezesi chcieli, by w Pogoni pracował przez wiele lat. Nie minął tydzień, a musiał pakować walizki. Czy to nie były puste słowa?
- Proszę mi uwierzyć. Z każdym trenerem chcemy pracować jak najdłużej. Z drugiej strony: nie chcemy przy tym rezygnować z naszej wizji. Pogoni silnej, opartej na szkoleniu młodzieży, z dużą ilością młodych zawodników, prezentującą waleczny styl. Często jest tak, że na początku trenerzy podzielają nasze zdanie. Później jednak przychodzi taki moment, że zaczynają tracić wiarę lub nie wytrzymują ciśnienia. Mamy wielki szacunek do warsztatu trenera Sasala. To, co wprowadził w zespole, jest wielką wartością. Ze wszystkich trenerów Pogoni pracujących w I lidze, tylko jeden z nich prezentował nieco gorszą wartość, chociaż stał się ulubieńcem publiczności. Nie był jednak decyzyjny.
- Sasal żalił się także na brak zaufania.
- To jest to, o czym mówiliśmy na spotkaniu z trenerem Arturem Skowronkiem. W sensie merytorycznym był przygotowany, ale ma rację mówiąc o tym, że między nami nie było do końca tej chemii. Skowronek zaimponował nam tym, że po dwóch dniach od naszej pierwszej rozmowy przygotował nam prezentację na temat swojej wizji pracy w zespole. Pozycje, zmiany itp. Widać, że zespół bardzo dobrze zna.
- Stoi pan murem za kibicami, jednak nie godzi się z ich wulgaryzmami. A ja proponuję zakład. Jeśli w jednym z ligowych meczów powstrzymają się od przekleństw, klub ufunduje im nagrodę.
- Nigdy nie zaakceptuję publicznego wygłaszania wulgaryzmów. Kibicowanie polega na dopingowaniu swojej drużyny. Cóż nam to daje obrażanie innych? Co do propozycji: proszę bardzo! Nie ma problemu.
- Musiałaby być to dla nich satysfakcjonująca nagroda. Może ciekawy sparingpartner, flaga lub inna kibicowska atrakcja? Nagroda może się wiązać z finansowym wydatkiem z waszej strony.
- Chętnie! Przeżyjemy to. Wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Jeśli uda im się spełnić warunek, jestem nawet gotowy zaprosić wszystkich kibiców z młyna na piwo.
Rozmawiał Marcin Dworzyński