Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezenty świąteczne w PRL-u i 200 lat temu

Marcin Idczak
Gwiazdkowe podarki wręczamy sobie od dwóch wieków. Już przed II wojną światową handlowcy prześcigali się w przyciągnięciu klientów. Gazety i słupy reklamowe pełne były ogłoszeń
Gwiazdkowe podarki wręczamy sobie od dwóch wieków. Już przed II wojną światową handlowcy prześcigali się w przyciągnięciu klientów. Gazety i słupy reklamowe pełne były ogłoszeń biblioteka cyfrowa
Dlaczego dajemy prezenty? Naukowcy tłumaczą, że „podarunki są zewnętrznym przejawem nawiązywania lub podtrzymywania relacji”. Przypominamy, jakie prezenty dawaliśmy sobie 200 lat temu, a jakie w czasach PRL-u.

Dzieci marzą o nowej grze na konsolę lub komputerze, mężczyźni o wyrafinowanej w smaku whisky, a kobiety o karnecie do SPA lub biżuterii. To top prezentów pod choinkę na ten rok.

Świąt Bożego Narodzenia, a właściwie Wigilii nie wyobrażamy sobie bez podarków. Kiedy zaczął się ten zwyczaj dawania sobie prezentów?

- Tradycja wywodzi się z przełomu XVIII i XIX wieku - wyjaśnia prof. Michał Buchowski, dyrektor Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM. - Czyli to już ponad dwa wieki, jak najpierw szlachta i bogaci mieszczanie zaczęli wręczać sobie upominki. Miały być skromne, ale w przypadku posiadaczy ogromnych majątków skromność mogła być różnie oceniana i rozumiana.

To w Polsce, bo obyczaj wręczania darów znany jest od tysiącleci i to we wszystkich kulturach i cywilizacjach. A rządzi nim zawsze zasada wzajemności.

- Dając podarunek nawiązuje się bądź podtrzymuje relacje z innymi. To nie tylko czysty akt ekonomiczny, bo w darze zawiera się cząstka mnie i oczekuję podobnej cząstki od innych - tłumaczy szef Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM.

To jak wielką wartość przedstawiał dar, budowało hierarchię, gdyż nie każdego było stać, by się w odpowiedni sposób zrewanżować.

- Dlatego powinien był przekazać swojemu partnerowi jakieś dary - dodaje Michał Buchowski. - Jeśli by tego nie zrobił, mógł stracić honor i zaufanie, które w bezpośrednich relacjach między ludźmi są najważniejsze.

Jako że na początku zimy mogły pojawić się niedostatki w spiżarniach, to najczęściej wówczas obdarowywano się artykułami spożywczymi.

Dla około 30 procent Polaków kupno prezentów świątecznych wiąże się z ogromnym stresem. Natomiast 12 procent podarki dla ukochanych nabywa w ostatniej chwili

Pierwsze jednak „prezenty” dostawały bóstwa, już w czasach starożytnych. Rzecz jasna różne warstwy społeczne dawały inne dary.

- W zależności od statusu materialnego - wyjaśnia dyrektor Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej. - Rolnicy składali zboże, myśliwi zwierzynę, wojownicy łupy, a najbogatsi złoto.

W starożytnym Rzymie w grudniu obchodzono saturnalia na cześć Saturna. Trwały od 17 do 23 dnia tego miesiąca i wówczas to bawili się nie tylko obywatele rzymscy, ale też niewolnicy. Było to radosne święto równości. Jednym z elementów były podarki. Mężczyznom najczęściej wręczano gliniane figurki. Dzieci natomiast mogły liczyć na zabawki. Często urządzano wspólne biesiady.

- Widać w tym podobieństwo do naszych obchodów Święta Bożego Narodzenia - wyjaśnia Piotr Dwornicki, kanclerz Wyższej Szkoły Handlu i Usług w Poznaniu, historyk.

Jednak chrześcijanie pierwotnie obdarowywali się prezentami nie 24 lub 25, ale 6 grudnia - na pamiątkę śmierci Mikołaja, biskupa z Miry (obecnie Turcja), który żył prawdopodobnie na przełomie III i IV w., Ale tak naprawdę nie ma sprawdzonych informacji o tej postaci, choć czczony jest jako święty w Kościele wschodnim i zachodnim. Pochodził z bardzo bogatej rodziny. Miał pomagać biednym. Legenda (a może prawdziwa historia) o nim mówi, że spotkał kiedyś mężczyznę, który miał kilka córek, a nie mógł ich wydać za mąż, gdyż nie było go stać na posagi. Przejęty biskup Mikołaj miał wrzucić jemu przez komin kilka woreczków ze złotem z przeznaczeniem na potrzeby córek, tak by mogły znaleźć mężów. Mikołaj lubił także uśmiech na twarzach dzieci, dlatego często dawał im prezenty. W Polsce opis kultu znanego w Europie od XIII w. związanego z tym hojnym świętym datowany jest na XV w.

Gdy do Stanów Zjednoczonych przybywali emigranci z różnych stron Europy, zaczęły się mieszać różne tradycje i wizerunki Mikołaja. Dlatego bohater i święty z Turcji na przykład zaczął poruszać się saniami zaprzęgniętymi w renifery (wpływ Skandynawów). Swojego ostatecznego wizerunku nabrał na początku lat trzydziestych XX wieku, gdy w reklamach pojawił się jako pucułowaty dziadek z białą brodą.

Jednak już wcześniej pod wpływem mody na czasy antyczne i by uczcić Boże Narodzenie zaczęto dawać sobie prezenty 24 lub 25 grudnia. Co na nie się składało? W rodzinach arystokratycznych najczęściej były to klejnoty. U mieszczan podobnie, ale już znacznie tańsze. Na przełomie XIX i XX wieku niemal wszyscy w Wielkopolsce robili sobie prezenty pod choinkę, która przywędrowała do nas z zachodnich części Niemiec.

W okresie międzywojennym kupcy chcieli wykorzystać czas nasilonych zakupów. W gazetach ukazywały się liczne reklamy. Można było z nich się dowiedzieć, ze specjalne stoiska będą ustawiane już od 1 grudnia. W sklepie przy pl. Nowomiejskim w Poznaniu można było między innymi kupić specjalne wałki do odchudzającego masażu dla kobiet. Łudząco przypominały one te, które służą do rozwałkowywania ciasta. Jednak były one wysoko wyspecjalizowane: inne na twarz, inne na ciało, a jeszcze inne na nogi. Ten pierwszy kosztował 16,50 zł, natomiast specjalny o podwójnym działaniu wyceniono na 48 zł. Z myślą o paniach reklamowano także specjalne kasetki na biżuterię czy też różnego rodzaju wody kolońskie. Dostępne były futra „dla gwiazd”. W sklepie obuwniczym na Starym Rynku można było dostać ekskluzywne buty Bata w cenie od 29 zł.

Jako prezent dla panów polecano... opony samochodowe, strzelby bez pozwolenia czy także wody kolońskie. Według reklam pod choinką nie powinno zabraknąć również piwa ani bibułek do produkcji własnoręcznie skręcanych papierosów.

Modna stała się „elektronika”. Pod choinką Mikołaj zostawiał patefony, płyty czy radioodbiorniki. Te ostatnie miały swój slogan reklamowy: ,,Nawet zakochani milkną, gdy słuchać kolęd przy radiostacji Philipsa” (pisownia oryginalna). PKO natomiast przypominała o umiarze w wydawaniu pieniędzy. Tak, by po świętach zostało jeszcze parę złotych na życie. W tym celu oferowano krótkoterminowe lokaty.

Te były dostępne również w ramach prezentów dla dzieci. Najmłodszym oferowano głównie słodycze, ale także zestawy... kina domowego. Jednak w tym przypadku był to projektor, do którego trzeba było dokupić filmy na szpuli. Można było wybrać droższe, przy czym cena nie zależała od tytułu, ale... palności. Niepalne kosztowały najwięcej.

Trzeba przy tym pamiętać, że siła nabywcza pieniądza była wówczas niższa. W 1939 r. robotnik zarabiał średnio 93 złote, czyli w przeliczeniu 20 dolarów. Oczywiście towary były tańsze, jednak miesięczne zarobki pozwalały kupić 3 razy mniej chleba, mięsa i mleka niż obecnie.

- Trzeba także pamiętać, że okres międzywojenny charakteryzował się znacznymi dysproporcjami ekonomicznymi pomiędzy różnymi częściami kraju, a także warstwami społecznymi - tłumaczy Piotr Dwornicki.

Na najbardziej drogie prezenty mogli liczyć mieszkańcy Warszawy, Śląska i Wielkopolski. Na wsi na Kresach Wschodnich dzieci otrzymywały często tylko jedną wystruganą z drewna zabawkę.

Nie wszędzie były tam również choinki. Ten zwyczaj stopniowo przechodził z zachodniej części kraju w coraz to nowe rejony Polski.

Wojna nie przytłumiła ludzkiej potrzeby dawania i dostawania prezentów - choć były już one - co oczywiste - znacznie skromniejsze. Gospodarka była nastawiona na cele wojskowe. No i Polacy pod okupacją mieli także mniej pieniędzy. Dlatego od Mikołaja czy też Gwiazdora można było dostać co najwyżej kilka cukierków lub piernik. Czekolada była dobrem luksusowym.

Po zakończeniu wojny nie od razu zapełniły się sklepowe półki. Jednak można było sobie już pozwolić na czekoladę, która często pochodziła z darów UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration, czyli Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy), czyli utworzonej w 1943 roku organizacji, której celem było niesienie pomocy rejonom wyzwolonym.

Dzięki niej od 1945 do 47 roku do Polski trafiły dwa miliony ton różnych towarów. Począwszy od lokomotyw, samochodów ciężarowych, po leki, odzież. Wśród ludzi ogromną popularnością cieszyły się paczki żywnościowe pochodzące z zapasów wojskowych (głównie amerykańskich). Były w nich puszki z mięsem, papierosy, a także... słodycze. - Te ostatnie często chowano, by przy szczególnych okazjach takich jak imieniny, urodziny lub właśnie święta dać je dzieciom - wyjaśnia Piotr Dwornicki.

Kolejne 40 lat cała Polska stała w kolejkach. - Po kawę, choinkę, karpie. By je dostać, trzeba było odstać wiele godzin - przypomina historyk.

Czym się wówczas obdarowywano? Głównie niezbędnymi rzeczami, które dziś mogą się znaleźć na liście najbardziej nielubianych prezentów. Jeśli udało się kupić skarpetki, to lądowały one pod choinką.

Tak samo czapki lub rękawiczki albo buty. Rarytasem (oprócz krótkiego okresu lat siedemdziesiątych) były pomarańcze i banany. Trzeba było mieć dużo szczęścia lub pieniędzy, by móc je kupić w grudniu.

W latach osiemdziesiątych najlepsze prezenty pochodziły ze sklepów Pewex lub Baltona, gdzie za dolary lub specjalne bony (polski odpowiednik waluty amerykańskiej) można było kupić towary pochodzące z Zachodu. Dla dziewczynek najlepsze były lalki Barbie, chłopców klocki Lego. Mężczyźni cieszyli się na koniak, a kobiety na kosmetyki. Oczywiście nie mogło zabraknąć pomarańczy, niemieckiej czekolady mlecznej z orzechami. Popularne dla dzieci były napoje w puszkach.

Podobny asortyment królował pod choinkami na początku lat dziewięćdziesiątych. Do tego można było jeszcze dołożyć mydełka lub dezodoranty, kupowane na licznych bazarach. Również filmy video i gry na komputer.

Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Groupon, w tym roku każdy z nas kupi średnio po 9 prezentów. Wydamy na nie 468 złotych. Na ten cel znacznie więcej przeznaczą mieszkańcy Wysp Brytyjskich, bo w przeliczeniu około 2,7 tysiąca złotych. Okazuje się, że podarki wręczamy nie tylko tym, których lubimy. 6,4 procent Polaków da upominki osobom, których nie chce obdarować.

Same zakupy są dla 30 procent społeczeństwa ogromnym stresem. Najtrudniej wybrać jest coś dla dziadków oraz siostry. Natomiast 12 procent badanych stwierdza, że podarek dla chłopaka i dziewczyny jest kupowany w ostatniej chwili. Najczęściej zapominamy o babciach i dziadkach. Prawie 7 procent z nich nie dostaje prezentu. Wymówką wówczas jest stwierdzenie, że szukaliśmy czegoś bardzo wyjątkowego, niespotykanego i musiało to zostać zamówione z magazynu. Jednak pracownicy nie zdążyli dostarczyć na czas.

Coraz więcej osób kupuje przez internet.

A co potem? Nie ma już reklam banków, by wpłacać tam pieniądze, tak by nie wydać ich na prezenty. Raczej są liczne możliwości udzielenia pożyczki. Tylko (a może aż) połowa z nas jest zadowolona z tego, co otrzymała.

Co z rzeczami, których nie chcieliśmy? Większość ląduje w szafie (by w razie konieczności pokazać, że się go nie wyrzuciło). Prawie 8 procent ludzi sprzedaje prezent w sieci, niektórzy przekazują go na... cele charytatywne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prezenty świąteczne w PRL-u i 200 lat temu - Głos Wielkopolski

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński