Mężczyzna wraz z żoną jechał samochodem ulicą Wojska Polskiego. W pewnej chwili kobieta zauważyła, że stracił przytomność i robi się siny. Byli akurat na wysokości budynku urzędu pracy i wydziału komunikacji. Zatrzymała samochód i zaczęła wzywać pomocy. Jej wołanie usłyszała naczelniczka wydziału komunikacji. Potem wszystko rozegrało się bardzo szybko.
Pracownica wydziału komunikacji natychmiast pobiegła po pomoc, a naczelniczka zadzwoniła po pogotowie. Na miejsce szybko dotarł jeden z kierowców urzędu miasta. Razem z przypadkowym przechodniem wyciągnęli mężczyznę z samochodu i położyli na trawie. W tym momencie Monika Nerwińska uruchamiała już defibrylator. Pani Monika na co dzień pracuje na Stanowisku Obsługi Interesantów. Jest po kursie udzielania pierwszej pomocy. Nie jest jednak doświadczonym ratownikiem medycznym. Udało jej się zachować zimną krew, co w tej sytuacji było bardzo ważne.
- Nie było czasu na myślenie o strachu. Umierał człowiek. Starałam się jak najlepiej robić to, czego nauczono mnie na kursie – mówi Monika Nerwińska. – Ale gdy już wracałam do budynku urzędu, to nogi miałam jak z waty i ręce mi drżały. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę się wydarzyło.
Jak mówi, gdy usłyszała, że umiera człowiek, natychmiast chwyciła defibrylator i pobiegła na miejsce. Po uruchomieniu urządzenie wyświetliło komunikat, że konieczny jest ręczny masaż serca. Pani Monika rozpoczęła uciskanie przedniej ściany klatki piersiowej. Gdy dojeżdżało pogotowie, serce mężczyzny znów biło. Oddychał i był przytomny. Zawodowi ratownicy medyczni przejęli pacjenta od pani Moniki.
ZOBACZ TEŻ:
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?