Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca nad morzem. Przed letnim sezonem w kurortach trwa intensywne szukanie pracowników

Sześć tysięcy złotych brutto miesięcznie może zarobić osoba sprzedająca lody lub gofry w punkcie gastronomicznym
Sześć tysięcy złotych brutto miesięcznie może zarobić osoba sprzedająca lody lub gofry w punkcie gastronomicznym Katarzyna Świerczyńska
Od Świnoujścia do Krynicy Morskiej trwa bój o pracowników, którzy pomogą właścicielom wakacyjnych hoteli, pensjonatów, ośrodków, restauracji czy punktów gastronomicznych zarobić, a turystom przyjemnie spędzić czas nad morzem.

Najdalej wysunięty na zachód polski kurort ma problem. To Niemcy. Z jednej strony z bliskości można korzystać, bo turyści zza zachodniej granicy chętnie przychodzą do Polski. Z drugiej jednak...

- Jesteśmy za blisko Niemiec - mówi Piotr Kośmider, prezes Północnej Izby Gospodarczej, oddział w Świnoujściu. - Do pracy do Niemiec ze Świnoujścia można codziennie dojeżdżać choćby rowerem. A tam stawki za godzinę są co najmniej dwa razy wyższe. Najdalej położony z cesarskich kurortów Bansin to tylko nieco ponad osiem kilometrów, do Herringsdorfu czy Ahlbeck jest zdecydowanie bliżej. Takich problemów nie ma żadne inne miasto nad polskim morzem.

Potrzeba forteli

Żeby nie stracić pracowników zupełnie, trzeba zrobić dwie rzeczy: podnieść zarobki i dobrze się rozejrzeć. Jeśli podnieść, to o ile? Pracodawcy nie są chętni, by udzielać dziennikarzom konkretnych informacji. Rynek jest trudny i ma swoje zasady. Więcej dowiedzieć się można rozmawiając z tymi, którzy znaleźli zatrudnienie. Kelner może liczyć na przynajmniej sześć tysięcy złotych, recepcjonista ze znajomością języka niemieckiego zarobi podobnie. Najmniej, bo niecałe cztery tysiące, otrzyma pomoc kuchenna. Sprzątaczka zainkasuje tylko nieco więcej. Zarobki nie wędrują też do góry, bo wciąż w branży jest niepokój, jaki to będzie sezon. Pandemiczne lata mocno rozregulowały nadmorską turystykę.

Drugi aspekt, o którym wspomnieliśmy, to kwestia dobrego rozejrzenia się. Zarówno w Świnoujściu, jak i Międzyzdrojach swoiste polowanie na pracownika trwa już od majówki. Skoro część z nich woli zostać gastarbeiterami, to trzeba zadzwonić po rodzinę i znajomych. Ci często przyjeżdżają z drugiego krańca Polski, by pomóc krewnym w utrzymaniu lub rozwinięciu biznesu. Kiedyś tak jeździło się na wieś na żniwa…

Pracę z mieszkaniem dam

Sezonowe żniwa nad morzem przyciągają też młodych ludzi.

- Oczywiście, że przyjeżdża do nas sporo młodzieży np. ze Szczecina czy choćby Gorzowa Wielkopolskiego czy Wrocławia, szukając pracy, ale bywa, że często po paru dniach rezygnują - mówi pani Julita, która ma punkt gastronomiczny niedaleko świnoujskiej promenady. - Chodzi bowiem o zakwaterowanie.

Wyjaśnia, że owszem, sporo mieszkańców Świnoujścia, którzy mają tzw. wakacyjny biznes, zapewnia zakwaterowanie swoim pracownikom we własnych domach czy nawet adaptując garaże, ale sporo jest takich, którzy takich możliwości nie mają.

- I wtedy albo muszą wynajmować od innych pokoje dla pracowników, albo proponować „ogromne” stawki za pracę, aby te osoby miały za co wynająć dla siebie lokum - uzasadnia.

Bardzo podobne problemy są dziesięć kilometrów na wschód.

- Coraz więcej właścicieli firm obsługujących turystów kupuje domy czy mieszkania dla pracowników sezonowych albo wynajmuje pokoje u znajomych - mówi Beata Kiryluk, zastępca burmistrza Międzyzdrojów. Jeśli warunki zakwaterowania się zgadzają, to można czuć się zwycięzcą wyścigu po ludzi do pracy. Bo to oznacza, że można liczyć na stałą ekipę.

Tak jak pani Ania, która sama dzierżawi lokal gastronomiczny w centrum Międzyzdrojów, ale już od paru lat zatrudnia te same osoby. - Ale muszę dla nich wynająć pokoje - przyznaje. - To spory koszt dla mnie, jednak nie mam wyjścia. Po paru latach jednak przyznaję, że ta strategia się sprawdza. Przyjeżdżają do mnie ci sami ludzie i ja już nie muszę ich uczyć wszystkiego od początku. Oni wiedzą, co robić, jak obsługiwać gości i znają moje wymagania - mówi. To też można przeliczyć na konkretne pieniądze.
Zwłaszcza na Zachodzie sporą popularnością cieszą się zakłady fryzjerskie. Usługi są tańsze niż w Niemczech, więc turyści korzystają. Korzystają też fryzjerki. Jakie są ich miesięczne zarobki? Nie mniej niż pięć tysięcy złotych. Najczęściej około ośmiu.

Praca sezonowa na Pomorzu Środkowym

Rodzice 16-letniego Tomka z Koszalina wysyłają syna do pierwszej w życiu pracy w Mielnie. Chłopak zarobi ok. 3,5 tys. na rękę za miesiąc, ale nie pieniądze są tu najważniejsze. Jak mówią, nie musi na nic zbierać, bo wszystko ma: komputer, markowe ciuchy, wyjazdy na sportowe obozy i rodzinne wczasy za granicą.

- Nie musi pracować, aby coś mieć jak my w jego wieku. Wysyłamy go do pracy z przyczyn wychowawczych, aby miał zajęty czas, a przede wszystkim, aby poczuł wartość pieniądza, aby zrozumiał, że w życiu nic nie przychodzi za darmo. Ale wśród naszych znajomych mało kto zrobił podobnie. Ich dzieciaki nie muszą pracować i nie pracują. Nie ma już takiego ciśnienia, aby zarobić w wakacje jak kiedyś, gdy człowiek zarabiał na wyjazd w góry, nowe spodnie, rower czy żeby mógł jakoś finansowo wystartować na studiach - mówią rodzice.

Młodzi ludzie znikają

Skompletowanie załogi, to jeden z najważniejszych problemów w gastronomicznym biznesie. Właściciel baru w Ustroniu Morskim mówi nam, że nie ma sezonu, który zakończyłby z tym samym składem pracowników, z którym zaczynał.

- Kelnerka czy kelner zarabiają u nas 22 – 24 zł brutto za godzinę. Mogą pracować w systemie dwa na dwa - dwa całe dni w pracy, a potem dwa wolne. Napiwki to ich sprawa. Młodych ludzi jest mniej niż kiedyś, a jak już są to coraz częściej zdarza się, że znikają bez słowa. Nie uprzedzają. Nie przeszkadza im świadomość, że mamy do nich kontakt, mamy dane. Nie jest im zwyczajnie głupio, że zostawiają nas na lodzie. Jakby im było w sumie obojętnie, czy pracują, czy nie pracują. Jakby odpowiedzialność, poczucie obowiązku, gdzieś się ulotniło.

Siódemka w kuchni

Praca nad morzem jest i to wydaje się, że całkiem nieźle płatna. Na przykład kucharz, zatrudniony na „kodeksowych” 40 godzinach w tygodniu, ale pracujący na zmiany, także w dni wolne, może zarobić w Kołobrzegu od 7 tys. zł.

Umowa na czas określony, przez sezon, do końca września. Godziny pracy: od 10 do 20.

- Tak, oczywiście, to możliwe. Zdarza się nam płacić i więcej – mówi nam Magdalena, menadżerka popularnej restauracji.

- Dobry kucharz musi zarabiać dobrze, bo podkupi go konkurencja. A o naprawdę świetnego fachowca, nie jest łatwo.

Na liście poszukiwanych do sezonowej pracy znajdujemy np. kucharza, do knajpki przy nadmorskim deptaku w Kołobrzegu (ul. Rodziewiczówny). Warunki: praca dwuzmianowa, od 6.30 do 18.30. Umowa o pracę na czas próbny, 40 godzin w tygodniu. Płaca: znów „od” 3,9 tys. zł brutto. Tylko 400 zł mniej proponuje się kelnerowi w dzielnicy zachodniej, blisko plaży.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński