Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozdrowienia z Londynu

Emilia Chanczewska, 3 marca 2006 r.
Młody stargardzianin Maciek Dura choć zawsze ma wiele pomysłów na spędzanie czasu, wciąż szuka swojego miejsca na ziemi. W lutym wyruszył na podbój stolicy Anglii.

Po dwóch tygodniach zwiedzania Londynu i obserwowania Anglików oraz przebywających tam tłumnie naszych rodaków, znalazł pracę. Pierwszymi wrażeniami z wyjazdu dzieli się z Czytelnikami "Głosu".
Maciej Dura ma 21 lat, jest absolwentem Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego w Stargardzie. Po maturze wstąpił do seminarium duchownego, chciał zostać księdzem i wyjechać na misje. Po czterech miesiącach wystąpił z nowicjatu. Podjął studia ekonomiczne, potem zaczął studiować socjologię. Odbył staż w wydziale oświaty urzędu miejskiego, który sam sobie skrócił z 6 do 4 miesięcy. Rzucił wszystko i razem z kolegą wyjechał do Londynu.

- Decyzja o opuszczeniu własnego kraju i udaniu się w nieznane nigdy nie jest prosta. Tym bardziej, jeśli są to Wyspy - uważa Maciek Dura. - W grę wchodzi nie tylko konieczność opanowania obcego języka, ale także przystosowanie się do innych obyczajów i innej kultury.

Polacy są wszędzie

Pierwsze dwa tygodnie upłynęły na obserwacjach. Liczba Polaków, którzy wyjechali do Londynu na miejscu okazała się niemalże przytłaczająca.

- Nie dziwię się, kiedy słyszę lub czytam o tym, że Polacy w Londynie są dosłownie wszędzie - komentuje Maciej. - Po czym ich poznać? Po pierwsze: rozmawiają w metrze lub autobusach. Anglicy milczą, czytając wtedy książkę, gazetę lub ulotkę. Jeśli nie, to nie pozostaje im nic innego jak tylko kontemplacja własnych nóg. Jest nie do pomyślenia, aby patrzeć w trakcie miejskiej podróży na inną osobę, a tym bardziej rozmawiać. Po drugie: polskie dziewczyny wyróżniają się urodą wśród innych kobiet (pozdrowienia dla stargardzkich). Po trzecie: niestety wciąż najczęściej używanym słowem przez Polaków, którzy sądzą, że nikt ich nie rozumie, jest słowo "kur...". Rozbrzmiewa ono prawie na każdym skrzyżowaniu, w chwili, gdy Polak chce powiadomić innego rodaka o utracie lub co lepsza, o znalezieniu pracy.

Grzyb na ścianie

Młodzi stargardzianie znaleźli mieszkanie obok Wimbledonu.

- Oczywiście pierwszą i najważniejszą rzeczą jest zakwaterowanie - mówi Maciej Dura. - Polacy zazwyczaj wynajmują mieszkanie. W takim miejscu mieszka zazwyczaj kilka a nawet kilkanaście osób. Ci, których zarobki są większe mogą pozwolić sobie na to, by mieszkać w swoich czterech kątach, a do tego czasu zanim zbiorą na ten cel odpowiednią kwotę. Cóż, trzeba udawać, że nie słyszymy hałasujących współlokatorów, nie widzimy grzyba zakwitającego na ścianie, a wiecznie zajęta toaleta i łazienka generalnie nam nie przeszkadzają.

Rzeczy z wystawek

Maciek szybko zauważył, że londyńskie mieszkanie można wyposażyć w łatwy sposób.

- Jeden z moich znajomych, który roznosi ulotki, odkrył nieznaną stronę angielskich ulic - opowiada. - Najpierw znalazł deskę do prasowania, tuż obok niej suszarkę do bielizny a jeszcze dalej stylowy stół. Natomiast telewizor z dvd i odtwarzaczem wideo zakupił na coniedzielnym targu, na którym Pakistańczyk sprzeda nam go za jedyne 60 funtów. Nawet minimalne zarobki sprawiają, iż jest to cena wręcz śmieszna. Wszystko jest możliwe!

"Osobą starszą lub psem"...

Niedoszły ksiądz ze Stargardu znalazł właśnie pracę na budowie. Widział już tam i tych, którym się powiodło i tych, którzy musieli wracać z pustymi rękami. Lekko nie jest.

- W wielkim mieście rodacy, w tym bardzo wielu stargardzian, znaleźli pracę. Co z tymi, którzy nie znaleźli? Koczują na dworcu Victoria lub po prostu wracają do kraju dzieciństwa. Głównym powodem takiego losu niektórych jest przede wszystkim brak znajomości języka angielskiego. W sytuacjach, kiedy chcemy zdobyć pracę trzeba także potrafić pisać najzwyklejsze ogłoszenie. Masę ogłoszeń można zobaczyć na witrynach sklepowych, ale trzeba pamiętać, że ci, którzy piszą w treści tak jak jedna z Polek, że zaopiekuje się osobą starszą lub psem - nie mają żadnych szans na otrzymanie jakiejkolwiek posady u pracodawcy.

Anglia przesiąka Polską

Nasz młody bohater opisuje zjawisko "przesiąkania Anglii Polską"...

- Anglia, Londyn, miasta, miasteczka, dzielnice, strefy... Wszystko pod flagą brytyjską i bacznym okiem królowej - peroruje Maciej. - Jednak całość pomału zostaje nasączona Polską. Mieszkanie u Polaka, praca znaleziona dzięki usłudze polskiej agencji pośrednictwa pracy, zakupy w polskich delikatesach - drożyzna, niedzielna msza w polskim kościele... I tak naprawdę do przeżycia w Londynie nie trzeba znać języka angielskiego, choć warto. Można sobie zorganizować życie wśród Polaków. Ale trzeba być naprawdę bardzo ostrożnym - można trafić na rodaka, który nie zawsze ma czyste intencje, a jest takich wielu.

Beata Dura, mama Maćka

- Maciek wciąż szuka swojego miejsca w życiu. Mimo młodego wieku dużo już przeszedł. Wszędzie go pełno. Jeździ na wycieczki, chodzi na pielgrzymki. Z powodzeniem zajmuje się fotografią, ma własną stronę internetową. Poznaje sławnych ludzi. Udziela się jako wolontariusz. Nie mieliśmy wpływu na jego decyzję o wyjeździe do Londynu. W naszym domu panuje taka zasada, że każdy ma wolną rękę. Wydaje mi się jednak, że nie jest stworzony do pracy fizycznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński