Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Postrach TIR-ów

Mariusz Parkitny,
Prawie trzystu pięćdziesięciu kierowców potężnych ciężarówek. Twardzi faceci, którzy niejedno w życiu widzieli. Niełatwo ich przestraszyć. A jednak większość z nich budzi się w nocy z krzykiem.

Śni im się człowiek w kominiarce z pistoletem w dłoni. Terroryzuje ich, gdy siedzą w swoich tirach. Zabiera pieniądze, telefony komórkowe. Ucieka w las. Kierowcy budzą się zlani potem i już wiedzą. Ten sen to obraz koszmaru, który przeżyli naprawdę.
Do dziś część z tych mężczyzn korzysta z pomocy psychologa. Inni porzucili ukochany zawód.

- Nie sądziłem, że tak to przeżyję. Spałem wtedy w samochodzie na parkingu. Była noc. - opowiada Andrzej K., kierowca tira. - Nagle słyszę jak pęka boczna szyba w kabinie. Podniosłem głowę i przeraziłem się. Przez okno zagląda jakaś maska. Krzyknąłem ze strachu. Przystawił mi broń do głowy. Kazał oddać pieniądze i telefon komórkowy. Zniszczył radio CB, abym nie wezwał policji. Koszmar.

Od tamtego zdarzenia na parkingu koło Kamienia Pomorskiego minęły trzy lata. Pan Andrzej nie może zapomnieć o koszmarze. Odszedł z pracy. Zaczął popijać.

- Stałem się nerwowy. Rodzina ma mnie dość. Wszystko przez tego "Śpiocha" - mówi.

Sześć lat strachu

Znalezienie "Śpiocha" zajęło policji sześć lat. Napadał na tiry w połowie Polski. Głównie w północnych i zachodnich województwach. Psychoza strachu wśród kierowców była tak wielka, że straż graniczna konwojowa tiry na trasach, gdzie grasował tajemniczy "Śpioch". Dwa tygodnie temu sąd skazał go na czternaście lat więzienia.

- Polski wymiar sprawiedliwości nie miał do tej pory przypadku, by jedna osoba dokonała takiej ilości rozbojów - mówił sędzia Józef Grocholski.

"Śpioch" ma na koncie 340 rozbojów, dziewięć kradzieży i posiadanie broni. Na napadach zarobi ok. 200 tys. zł.

- Zrobił sobie z tego stałe źródło utrzymania - uzasadniał wyrok sędzia.

"Śpioch" przyznał się do winy i szczegółowo opowiedział swoją historię. Notatki jakie sporządzał przygotowując się do każdej akcji będą służyć jako materiał szkoleniowy dla policji.

- To kapitalny materiał, aby poznać psychikę sprawcy - mówił sędzia Grocholski.

Ludzie mu wybaczyli

Stanisław M. ps. "Śpioch" przyszedł na świat 41 lat temu. Urodził się i całe życie spędził w Sierosławiu, małej wsi pod Wolinem. Dom odziedziczył po rodzicach. Tuż przed aresztowaniem mieszkał tylko z ciocią. Niewysoki, spokojny kawaler bez nałogów. Na co dzień jeździł fiatem 126 p.

Wśród mieszkańców ma świetną opinię.

Gdy sprawa wyszła na jaw nie wierzyli, że "Śpioch" to "ich Staszek". Także wyrok 14 lat więzienia uważają za surowy. - To naprawdę dobry chłopak. Spokojny, a uczynny był zawsze. Każdemu pomógł. Nie pił - mówi Józef Panońko,

Mirosława Kuczyńska jest rówieśnicą "Śpiocha". Razem chodzili do szkoły podstawowej. Pamięta go jak dobrego kolegę i bystrego ucznia.

- Bardzo lubił czytać książki. Zaczytywał się dosłownie. Zawsze miły, uczynny. Jako jeden z pierwszych we wsi miał samochód. Pomógł, gdy było trzeba. Zawiózł do sklepu, czy lekarza. Bardzo nam go żal - mówi.

Jej zdaniem wyrok powinien być niższy.

- To prawda, że napady były groźne bo z bronią. Ale wielu przestępców jest groźniejszych i dostają niższe kary - mówi. - Czekamy na Staszka aż wróci z więzienia. Niech pamięta, że tu jest jego miejsce.

Po szkole podstawowej ich drogi się rozeszły. Pani Mirosława uczyła się dalej w Świnoujściu. Obecnie jest członkiem rady sołeckiej Sierosławia, czyli zastępca sołtysa. "Śpioch" skończył szkołę zawodową w Kamieniu. Miał smykałkę do samochodów. Imał się różnych zajęć. Pracował też za granicą.

Zaczęło się osiem lat temu

To właśnie za granicą urodził się pomysł napadów na tiry. Był rok 1997 r. Stanisław M. wyjeżdża do Niemiec do pracy. Ma pecha. Na krótki czas w niejasnych okolicznościach trafia do aresztu. Tam poznaje Polaka, Zbigniewa K. Mężczyzna miał już wcześniej kłopoty z prawem. Pod celą planują, jak będą żyć po wyjściu z aresztu.

Wtedy narodził się plan napadów. Metoda była prosta: atakujemy tiry, ale bez przemocy. Swoje pomysły postanowili wcielić w życie. Okazją było spotkanie już na wolności w Szczecinie na przełomie 1997 i 1998 r. Według prokuratury, krótko potem rozpoczęli swój proceder. Napadali na samochody stojące na parkingach. Głównie na trasie Szczecin-Świnoujście.

Atakowali najczęściej w nocy. Używali kominiarek, latarek i rękawiczek. Kierowców straszyli pistoletem gazowym i atrapą pistoletu z drewna. Gdy w 2000 r. "Śpioch" straci pistolet podczas jednego z napadów, będzie potem używać pistoletu-zabawki. Zbigniew K. napadł ze "Śpiochem" na 32 tiry. Dostał 7 lat więzienia.

Na kolczatkę

Na początku 1999r. "Śpioch" zmienił taktykę. Według prokuratury postanowił sam dokonywać napadów zatrzymując samochody. W tym celu zrobił kolczatkę, którą montował na drodze. Metoda okazała się niedoskonała. Kolczatka była zbyt słaba, aby wbić się w opony. W kilku przypadkach tiry przejechały po niej bez żadnej szkody.

W tym czasie Stanisław M. zaczął szczegółowo spisywać swoje akcje na kartkach, które - jak się okaże potem - będą dowodem przeciwko niemu.

Po kilku nieudanych akcjach z kolczatką, "Śpioch" zmodyfikował swoje urządzenie utwardzając i wymieniając kolce. Na efekty nie trzeba było czekać.

***

Dargobądz pod Wolinem ok. 2 w nocy. Marcin T. kierowca ciężarowego volvo słyszy strzał w oponie i czuje jak auto lekko zarzuca. Zjeżdża na pobocze, aby zobaczyć co się stało. Chwilę później podjeżdża do niego kolega inną ciężarówką. Sprawdzają uszkodzenie opony. Nagle podchodzi do nich człowiek w kominiarce. W ręce trzyma latarkę i pistolet. Żąda pieniędzy. W tirze niszczy radio CB, aby kierowcy nie mogli wezwać policji. Zabiera im ponad dwa tysiące złotych w różnych walutach i ucieka. Zdaniem prokuratury napadów tą metodą było kilkadziesiąt.

Na parkingu

Z czasem "Śpioch" uznał, że metoda na kolczatkę nie przynosi spodziewanych efektów materialnych. Dlatego zmienił taktykę. Postanowił napadać na auta stojące nocą na parkingach. Wybierał najczęściej parkingi nieoświetlone i w pobliżu lasu. Przed każdym napadem jechał na miejsce i obserwował teren. Najczęściej swojego fiata zostawiał kilka kilometrów przed celem i szedł do niego pieszo. Tu badał, czy jest miejsce na ukrycie i atak.

Czasem wsiadał do autobusu i przez szybę przypatrywał się miejscu. Potem opisywał je w notatniku "spis tras". Przyglądał się uważnie tirom. Typował je na podstawie tablic rejestracyjnych i plomb celnych. Wybierał często ciężarówki na zagranicznych rejestracjach, gdyż zachodni kierowcy mieli być gwarancją większych zysków.

***

Wałcz. Na parkingu obok stacji benzynowej stoi tir mercedes. Jest 4 rano. Z kabiny wychodzi jeden z kierowców. Widzi wycelowaną w siebie broń i mężczyznę w kominiarce. "Śpioch" każe mu wejść do środka i wyłączyć światło w aucie. Grożąc zastrzeleniem zabiera kierowcom pieniądze i telefony komórkowe.

Naśladował wspólnika

Tak według prokuratury wyglądała większość z 340 napadów.

- Po dojściu do pojazdu wybijał szybę młotkiem i strasząc pistoletem gazowym lub atrapami zmuszał do wydania pieniędzy i innych fantów.

"Śpioch" przeszukiwał też auta i niszczył radia CB, aby uniemożliwić wezwanie pomocy. Kilka razy uderzył ofiary atrapą broni. Rany nie były jednak groźne. Czasem naśladował inny głos, aby stworzyć wrażenie, że napadu dokonuje ze wspólnikiem. Ogołocone portfele wyrzucał koło parkingów. Czasem jednak dokumenty zwracał wysyłając na adres ofiary. Wartość fantów zapisywał szczegółowo w notatnikach.

Wpadki "Śpiocha"

Nie wszystkie napady kończyły się sukcesem. Czasem "Śpioch" napotykał na odważniejszych kierowców, którzy nie bali się broni. Wtedy dawał za wygraną i uciekał. Tak było w Czarnej Wodzie.

Na parkingu stał tir scania. Była 1 w nocy. W środku spali dwaj kierowcy. Była godz. 1 w nocy. "Śpioch" stłukł lampę oświetlającą parking. Zapadł ciemność. Napastnik podstawił sobie kosz na śmieci blisko drzwi pasażera i po wejściu na niego zbił szybę. Kierowcy zaczęli krzyczeć i wołać o pomoc. Na nic się zdały groźby "Śpiocha".

Trwało to ok. 20 minut. W końcu pojawił się ochroniarz obiektu. "Śpioch" uciekł do lasu.

Po raz ostatni Stanisław M. zaatakował 19 kwietnia 2004r. w Pyrzycach na parkingu przy ul. Szczecińskiej.

****

Wybrał ciężarowe Volvo, które obserwował od dłuższego czasu. Wybił szybę w kabinie i gdy kierowca się wychylił przystawił mu pistolet do głowy. Początkowo kierowca twierdził, że nie ma pieniędzy. Argumentacja "Śpiocha" i widok broni przekonały go jednak do wydania gotówki.

Jak wpadł?

Stanisław M. wpadł dzień później. Był w tym czasie w domu. Przyjechało po niego kilku policjantów w cywilu. Nie opierał się i przyznał do winy. Opowiedział szczegółowo, co i jak robił.

- Dzięki temu udało się poznać wszystkie przestępstwa - mówił sędzia Józef Grocholski. - Gdyby nie chciał współpracować, być może nie wszystkie napady dałoby się udowodnić.

Nadal nie wiadomo jak policjanci wpadli na jego trop. Jedna z wersji mówi, że "Śpioch" wpadł dzięki pewniej kobiecie.

Podczas procesu "Śpioch" przeprosił wszystkich pokrzywdzonych. Tylko jeden z kierowców nie przyjął przeprosin. Stanisław M. może się starać o przedterminowe warunkowe zwolnienie najwcześniej za pięć lat. Na razie nie próżnuje w areszcie. Ma świetną opinię współwięźniów i przełożonych. Chętny do pracy. Jest redaktorem naczelnym ściennej gazetki aresztowej.

Trudny powrót

Powrót do domu w Sierosławiu może być jednak trudny. Oprócz kary więzienia musi zapłacić 61 tys. zł grzywny. Zabezpieczeniem tych pieniędzy jest jego dom w Sierosławiu (teraz mieszka tam ciocia) oraz wyposażenie: meble, sprzęt muzyczny, fiat 126 p.

- Te wszystkie przedmioty są warte 61 tysięcy złotych. Zostały zabezpieczone przez sąd na poczet grzywny - mówił sędzia Grocholski.

Oznacza to, że prawdopodobnie zostaną zlicytowane, aby uzyskać z nich kwotę grzywny. Mieszkańcy nie tracą jednak nadziei.

- Czekamy na Staszka jak wyjdzie z więzienia. Tu jest jego dom i chcemy, żeby wrócił - mówią mieszkańcy Sierosławia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński