Krakowska wpadka zespołu trenera Dariusza Wdowczyka nie jest niczym nadzwyczajnym. Oczywiście dramatycznie słaba postawa piłkarzy, czy wysokie rozmiary porażki wołają o pomstę do nieba, jednak w sezonie takie rzeczy się zdarzają. I to niemal każdemu zespołowi (patrz ostatni występ Lecha Poznań w Szczecinie). Zwłaszcza, że Portowcy mogli już poczuć pewien luz. Są w grupie mistrzowskiej, mają zapewniony byt na następny sezon, walczą z najlepszymi o najwyższe cele. Z jednej strony to dobra motywacja, bo po to się gra w piłkę, by walczyć o czołowe lokaty, z drugiej brak ciśnienia, presji, noża na gardle, może się kończyć właśnie tak, jak w Krakowie.
Zadanie władz i sztabu szkoleniowego w tym, by Portowcom nadal chciało się biegać, walczyć na całego i zostawiać serce na boisku. Te dodatkowe siedem spotkań w grupie mistrzowskiej to nie tylko bonus za dobry sezon zasadniczy.
To jest kulminacja rozgrywek. To teraz zapadają najważniejsze decyzje, ważą się losy klubów, zdobywa się medale i zapada w pamięć kibiców. Bo jeżeli kolejne spotkania Portowców się nie ułożą i zespół skończy w okolicach 7. czy 8. miejsca, to więcej będzie się mówić o niewykorzystanej szansie, niż o dobrym sezonie. Piłkarze muszą czuć krew. Mieli Górnika na łopatkach, mieli osłabioną Wisłę, którą każdy przez pięć kolejek pokonywał. I w obu spotkaniach nie wywalczyli zwycięstwa. Przeciwnika trzeba dobić, bez litości.
Tak trzeba zrobić z Lechią Gdańsk w sobotę, bo rywal w odwrotnej sytuacji na pewno się nie zawaha.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?