Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polowanie na kłusowników

Sławomir Włodarczyk, 18 marca 2005 r.
Wnyk - stalowa linka nie wybiera gatunku, płci ofiary, nie respektuje okresów ochronnych. Zwierzę ginie w męczarniach. Nierzadko ciężarne samice wychowujące potomstwo.
Wnyk - stalowa linka nie wybiera gatunku, płci ofiary, nie respektuje okresów ochronnych. Zwierzę ginie w męczarniach. Nierzadko ciężarne samice wychowujące potomstwo. Sławomir Włodarczyk
Szkody wyrządzane przez kłusowników idą w setki tysięcy złotych. To zmora myśliwych na Pomorzu Zachodnim - twierdzi Stanisław Wziątek, wojewoda zachodniopomorski.

W lasach trwa akcja "Potrzask 2005" wymierzona w kłusowników. To wspólne działania straży łowieckiej, rybackiej, granicznej, leśnej i policji. Potrwa do końca maja. Bierze w niej udział dziewięć patroli. Pomagają myśliwi i leśnicy.

Plaga

Kłusowniczy proceder na Pomorzu Zachodnim poraża. Nielegalni myśliwi trzebią lasy, są plagą.

- Polują na co się da i jak się da - mówi Wojciech Prądzyński, szef zachodniopomorskiej straży łowieckiej. - Zdejmujemy w lasach i na polach po kilkadziesiąt wnyków dziennie. Mamy wiedzę, że są grupy ludzi, którzy zawodowo zajmują się kłusowaniem, bo z tego żyją. Ale wyłapać ich trudno. Zmieniają przy tym metody łowów. Teraz polują cicho, bez użycia broni palnej. Za duże ryzyko. Obrzyn to pewne kraty.

Modne staje się za to polowanie przy pomocy specjalnie wyszkolonych psów. Szacujemy, że kłusownicy ubijają około 20 procent pogłowia zwierzyny, która jest do pozyskania w danym roku.
Oprócz kłusowników prawdziwą zmorą myśliwych są wałęsające się psy.

Scenariusz z horroru

Przed świętami kłusownicy są nadzwyczaj aktywni. Ludzie potrzebują mięsa na świąteczny stół, a osłabiona zwierzyna przy końcu srogiej zimy jest łatwiejsza do schwytania, bo wychodzi na żer w pobliże ludzkich siedzib.

Proceder nielegalnego polowania na tzw. "mur" ma scenariusz niczym z najstraszniejszego horroru. Sarna wpędzana jest w ogrodzone poletko. Zwierzę zostaje osaczone, nie ma gdzie uciekać. Najpierw atakują psy. Potem kłusownicy dobijają zwierzę nożem.

Metodą na "mur" kłusownik zabił cztery sarny w lesie pod Bargędzinem (gmina Wicko Morskie). Ślady odkryli myśliwi, którzy zawiadomili Straż Leśną. Oprawca na miejscu podzielił mięso, a cieknąca z niego krew zaprowadziła strażników leśnych i policję do jego domostwa. Okazało się, że kłusownik przekazał mięso swojej babci. Strażnicy i policjanci zastali kobietę, kiedy właśnie je gotowała. W lodówce znaleźli zamrożoną sarninę. W sąsiednich Roszczycach kłusownik posłużył się psami, żeby upolować dzika. Jego także udało się namierzyć po śladach krwi na śniegu.

Na "mur" bili też zwierzynę w lasach koło Świdwina. Proceder trwał kilka lat. Oprawcy zarzynali dziki, sarny i jelenie. Tusza (niezbadana) szła do ludzi, skóry, oręż dzika i poroże jelenia na sprzedaż. Kiedy zwierzę osaczały psy, jeden z mężczyzn przebijał ofiarę styliskiem zakończonym wojskowym bagnetem, a drugi podrzynał gardło. Łup z miejsca mordu wywozili samochodem.

Chwytają za broń

Od czasu do czasu kłusownicy chwytają jednak za broń. Jesienią w obwodzie szczecińskiego Koła Łowieckiego "Knieja", koło Chociwla i Dobrzan grasowała banda strzelająca do zwierzyny z broni ostrej. Jak ustalono, nie była to broń myśliwska. Barbarzyńcy zastrzelili i obdarli ze skóry siedem dorodnych jeleni byków. Z niewielu ponad pół setki jakie występują w tym rejonie.

Do kuriozalnego zdarzenia doszło w minionym tygodniu w Bierzwniku koło Choszczna. Kłusownik próbował okraść kłusownika. Obaj wpadli w zasadzkę zorganizowaną przez policjantów i strażników leśnych. Kłusownik penetrujący las nad jeziorem Starzyce próbował ukraść lochę, skłusowaną wcześniej przez kolegę po fachu. Przy zabitej samicy dzika znaleziono kilka warchlaków. Teraz bez pomocy człowieka młode dziczki czeka śmierć.

Problem

Kłusownictwo to zmora myśliwych na Pomorzu Zachodnim.

- Ale także problem społeczny - twierdzi Stanisław Wziątek, wojewoda zachodniopomorski, wielki miłośnik lasu, zapalony myśliwy. - Kłusownicy pochodzą najczęściej z biednych, popegerowskich wsi. Dla wielu z nich to jedyna możliwość zarobku. Tych ludzi trzeba czymś zająć. Najważniejsze, by mieli pracę.
Część myśliwych ma inne zdanie na ten temat.

- Opinie o kłusowaniu z głodu można między bajki włożyć. Nie kłusują dlatego, że są głodni. Takich jest garstka. Kłusują z nawyku, bo pradziad kłusował, dziadek kłusował, ojciec też, to i ja muszę.
Szkody wyrządzane przez kłusowników idą w setki tysięcy złotych.

Tracą głównie koła łowieckie, które gospodarują w leśnych obwodach. Z raportów myśliwych wynika, że w 2004 roku zlikwidowano w lasach naszego województwa około 6 tysięcy wnyków i innych pułapek na zwierzynę. Kłusownicy zabili co najmniej pół tysiąca dzików, tyleż saren i prawie 200 jeleni. A to tylko oficjalne dane. Rok wcześniej na Pomorzu Zachodnim zostały wykryte i udowodnione 42 przypadki kłusownictwa z bronią.

Strażnicy mają huk roboty. Tropią, zbierają wnyki i potrzaski - tzw. żelaza (metalowe szczęki, które miażdżą kończynę zwierzęcia. Tak schwytane, konają w strasznych męczarniach), kontrolują punkty skupu dziczyzny, likwidują punkty czynne bez zezwolenia. W lutym wykryli w nich dziki i sarny pozyskane nielegalnie.

Strażnicy mają czego pilnować. W lasach na Pomorzu Zachodnim bytuje 12 łosi, ponad 600 danieli, blisko 18 tysięcy jeleni, prawie 66 tysięcy saren, 25 tysięcy dzików, 15 tysięcy lisów, 11 tysięcy zajęcy, 7 tysięcy bażantów i 6 tysięcy kuropatw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński