Spotkanie z Wybrzeżem rozpoczęło się inaczej niż ubiegłotygodniowy mecz z Gwardią Opole. Wtedy szczecinianie od początku musieli gonić rywali, tracili siły i energii zabrakło im w drugiej połowie. Nie mieli też sposobu na reprezentacji bramkarza Adama Malchera.
Z Gdańskiem nasz zespół od początku wyszedł w pełnej gotowości i w najsilniejszym ustawieniu. Już w 8. minucie Pogoń prowadziła 5:3, jednak po serii błędów zrobiło się 5:6. Dobrze to jednak poskutkowało na gospodarzy. Kolejny udany fragment, dwie bramki Mateusza Zaremba, jego przechwyt, asysta i Pogoń miała największą przewagę w meczu (11:7). Impas gości przerwał Paweł Niewrzawa. Zawodnik też grał na mistrzostwach świata we Francji. Trudno powiedzieć, by się tam jakoś specjalnie wyróżniał, ale na szczecińskim parkiecie zrobił różnicę. 3 bramki przed przerwą, seria kapitalnych asyst i Wybrzeże jeszcze przed przerwą odrobiło straty.
Dodajmy, że w pierwszej połowie ani na chwilę na boisko nie wszedł grający trener Mariusz Jurasik. Nie było takiej potrzeby, bo rozgrywający zespołu przejawiali dużo większą inicjatywę do gry niż przed tygodniem.
- Jesteśmy w coraz lepszej sytuacji fizycznej. Do spotkań ligowych mieliśmy wrócić dopiero meczem w z Wybrzeżem, ale związek skrócił nam przerwę i przed tygodniem musieliśmy grać z Gwardią, choć byliśmy po ciężkich treningach. Teraz chłopcy łapią już świeżość i będzie tylko lepiej. Dziś było - mówił Jurasik.
Jedyny problem przed przerwą to uraz dłoni Wojciecha Jedziniaka. Przy jednej z akcji upadł na parkiet, na palce i już na boisko nie wrócił. To wymusiło na drużynie częstsze granie z kołowym Arkadiuszem Bosym i trzeba przyznać, że kilka akcji było filmowych, a gdyby Bosy wykorzystał świetne okazje byłby najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu. Tak jednak nie było, sam szczypiornista miał do siebie pretensje za zmarnowane sytuacje.
Druga połowa - to bramka za bramkę do samego końca. Coraz lepiej spisywali się bramkarze, a zespoły walczyły na całego. Nawet grając w osłabieniu - potrafiły trafić do siatki.
- To mogło się zakończyć różnie. Mieliśmy jednak dużo szczęścia - stwierdził Damian Wleklak, trener Wybrzeża.
W 50. minucie było po 22. Po nieudanej akcji Pogoni goście wyszli z kontra, ale trafili w słupek. Jurasik natychmiast przerwał grę prosząc o czas, bo chciał zapanować nad chaosem. Problem w tym, że po powrocie na boisko zrobiło się 22:24. Pogoń szybko to odrobiła. Bitwa trwała, mecz był emocjonujący i bardzo atrakcyjny dla fanów, którzy wierzyli w sukces Pogoni. Tyle, że to gdańszczanie obejmowali prowadzenie, a Pogoń odrabiała. W końcówce sypały się kary dla zawodników, co też wprowadzało nerwowość w grze. To zmusiło np. Jurasika do wejścia na parkiet w samej końcówce i szkoleniowiec też nie ustrzegł się błędu. Za szybko podjął decyzję rzutową, co o mało nie skończyło się skuteczną kontrą.
Na 57 sekund przed końcem do remisu doprowadził Dawid Fedeńczak. Goście natychmiast poprosili o czas. I to był dobry pomysł. Rywale ustawili się na parkiecie, a Mateusz Wróbel prostym zwodem oszukał obronę i zdobył 27. bramkę dla Wybrzeża.
Pogoń też wzięła czas, miała 21 sekund na akcję. Skończyło się rzutem Bartosza Konitza w blok.
- Dziś przegraliśmy nie tylko z rywalem, ale przede wszystkim sędziami. Popełnili masę błędów, w większości na naszą niekorzyść - np. niezrozumiałe kary minutowe w końcówce spotkania. Zabrali nam zwycięstwo, bo nie wiem, czemu chcieli być najważniejszymi bohaterami meczu - złościł się Mariusz Jurasik.
Portowcy muszą szybko ochłonąć, bo już w sobotę podejmą Piotrkowianina.
Sandra Spa Pogoń Szczecin - Wybrzeże Gdańsk 26:27 (15:15)
Pogoń: Tatar - Bruna 7, Zaremba 4, Konitz 4, Krupa 4, Bosy 3, Kniaziew 2, Fedeńczak 2, Jedziniak, Wąsowski, Jurasik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?