Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plakaty z dzieckiem w sercu skłóciły Polskę. Dlaczego? Śląska fundacja zarzuciła kraj tysiącami billboardów promujących hospicja perinatalne

Katarzyna Pachelska
Katarzyna Pachelska
Kampania promująca hospicja perinatalne to tysiące billboardów i plakatów w największych miastach w Polsce. Tu - w Gdańsku.Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Kampania promująca hospicja perinatalne to tysiące billboardów i plakatów w największych miastach w Polsce. Tu - w Gdańsku.Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Karolina Misztal
Potężna kampania billboardowa śląskiej Fundacji Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara, promująca - jak się niedawno okazało - hospicja perinatalne, budzi coraz więcej emocji. Plakaty z rysunkiem dziecka w łonie-sercu są prawie na każdym rogu ulicy w każdym większym mieście w Polsce. Wiadomo, kto stoi za tą kampanią, ale ciągle nie wiadomo, dlaczego zdecydował się na zalanie Polski tyloma kosztownymi reklamami.

Całą Polskę w listopadzie i grudniu, po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego, stwierdzającego, że przepis zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiej i nieodwracalnej wady płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, jest niezgodny z konstytucją, zalały wielkie billboardy i mniejsze plakaty z grafiką przedstawiającą dziecko w łonie-sercu.

Przez kilka pierwszych tygodni nie było wiadomo, o co chodzi w kampanii. Później, gdy na niektórych plakatach umieszczono napis „hospicja perinatalne”, antyaborcyjna wymowa tej kampanii społecznej stała się jasna.

Według prawa, placówki takie zapewniają przed porodem całościową opiekę nad rodzicami: medyczną, psychologiczną i duchową, jak również wsparcie w żałobie niezależnie od okresu straty dziecka. Po porodzie - paliatywną opiekę neonatologiczną, domową opiekę paliatywną oraz opiekę długoterminową. Takich hospicjów w Polsce jest 21. Rodzice powinni dostać skierowanie do takiej placówki od lekarza prowadzącego ciążę, gdy wykryje on letalną albo ciężką wadę płodu. Czy z niej skorzystają - to już ich decyzja. Koszt opieki w takim hospicjum pokrywa NFZ.

Niedawno do plakatów dodano kolejny napis: „Jestem zależny. Ufam tobie”, oraz adres internetowy fundacji: www.fundacjakornice.pl. Przy drogach pojawiły się też kolejne plakaty tej fundacji, tym razem przedstawiające twarz dziecka z obrazu USG i napisem „Mam 5 miesięcy”.

Kto stoi za kampanią promującą hospicja perinatalne?

Za kampanię odpowiada założona w grudniu 2018 r. Fundacja Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara z Kornic w woj. śląskim (gmina Pietrowice Wielkie, powiat raciborski).
Jej prezesem jest Mateusz Kłosek, właściciel firmy Eko-Okna w Kornicach, jednego z wiodących producentów stolarki okienno-drzwiowej w Europie.
To olbrzymia firma, warta ok. miliard złotych.

Nie przeocz

Mateusz Kłosek jest przedsiębiorcą znanym ze swojego zaangażowania religijnego. Pracownicy jego firmy wiosną 2020 r. modlili się o odwrócenie pandemii koronawirusa, a nawet wypuścili w tej intencji w niebo różaniec, zmontowany z balonów wypełnionych helem.

W ubiegłym roku państwo Kłoskowie otworzyli w Raciborzu księgarnio-kawiarnię o profilu chrześcijańskim. Mateusz Kłosek jest także członkiem rady nadzorczej katolickiego wydawnictwa Agape, założonego w 2001 r. przez Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej.

W zarządzie fundacji Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara, oprócz Mateusza Kłoska, zasiadają też jego żona Katarzyna oraz ksiądz Mieczysław Piotrowski, dyrektor katolickiego Wydawnictwa AGAPE, ze zgromadzenia zakonnego Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej (głośno było o tym zakonie, gdy sąd w Poznaniu zasądził od Kościoła katolickiego w Polsce na rzecz kobiety więzionej i gwałconej w dzieciństwie przez księdza Romana B., należącego do Towarzystwa Chrystusowego, milion złotych odszkodowania i dożywotnią rentę).

Jak czytamy na stronie fundacji: „Jednym z podstawowych zadań, realizowanych przez Fundację Nasze Dzieci jest program wspierania macierzyństwa, oraz ochrony życia nienarodzonych od momentu poczęcia dziecka. Udzielamy wsparcia kobietom m.in. w ich pracy, już na etapie ciąży, by mogły realizować się nie tylko na gruncie zawodowym, ale także rodzinnym”.

Sama fundacja nie chce rozmawiać na temat tej kampanii. „Nie udzielamy wywiadów” - napisała w odpowiedzi na mail „Dziennika Zachodniego”. Prośba o wywiad z Mateuszem Kłoskiem jest rozpatrywana od kilku dni.

Jednak fundacja na swojej stronie zamieściła plakaty tej kampanii (jest tu nawet taki, którego jeszcze nie widać na ulicach, z hasłem „Kochajcie się, mamo i tato”) oraz sprzedaje gadżety z grafiką dziecka w sercu-łonie: magnes na samochód - 6,15 zł za sztukę, koszulka - 30 zł za sztukę, plakat A3 - 1 zł za sztukę, czapka - 18 zł. Opłata za te gadżety to „darowizna na cele statutowe”.

Reklamy budzą wiele skrajnych emocji

Kampania Fundacji Nasze Dzieci budzi wiele emocji, od głosów poparcia, po oburzenie, że hospicja perinatalne są promowane rysunkiem pięknie rozwiniętego, zdrowego dziecka.

Głos sprzeciwu wyraziły również na profilu „Nic o Nas bez Nas - To jest Strajk” na Facebooku kobiety zrzeszone w gliwickim Strajku Kobiet.

Według nich, kampania ta nie ma dobrych intencji. „Wiele kobiet skarży się na emocje, które wywołuje skala i natarczywość obrazów tej kampanii w przestrzeni publicznej. To przemoc emocjonalna na wielką skalę” - piszą. Same naliczyły w Gliwicach i okolicach aż 45 miejsc, w których są umieszczone billboardy tej kampanii.

Zobacz koniecznie

- W wielkim skrócie, to podprogowa reklama katolickich fanatyków i profaszystowskich, antydemokratycznych i antyunijnych środowisk na czele z Kają Godek, Robertem Bąkiewiczem i jego Strażą Narodową oraz Grzegorzem Braunem. Skierowana nie tylko przeciw kobietom, ale także wrogo nastawiona wobec WOŚP. Serce to był zawsze symbol Wielkiej Orkiestry. Królował styczniu na billboardach w całej Polsce, teraz orkiestrę wymiotły sentymentalne serca z płodem - twierdzą działaczki kobiece.

Gliwiczanki piszą, że „kłamliwe jest przesłanie, jakie płynie z antyaborcyjnych billboardów, jakoby aborcji dokonywało się na ośmio- czy dziewięciomiesięcznym płodzie. To straszenie kobiet”.

Cytują słowa autorki grafiki, rosyjskiej artystki Jekateriny Głazkowej: „Rysując ten obrazek, miałam coś innego na myśli. Zdecydowanie nie zgadzam się i jestem przeciwna tej idei. Obrazek został narysowany jako uosobienie radości macierzyństwa, ale nie macierzyństwa przymusowego, w którym nie ma mowy o żadnej miłości i radości. Te zakazy są bezsensowne, szkodliwe i naruszają prawa człowieka; krzywdzą zarówno kobiety, jak i niechciane dzieci. Jeśli to zaczęłoby się w moim kraju (co, jestem pewna, może się wydarzyć), zaczęłabym działać, aby zmienić ten kraj. W mojej pracy chciałam przekazać emocje związane z oczekiwaniem na dziecko - upragnione i świadomie poczęte. W żadnym wypadku nie sugerowałam, że aborcja jest zabójstwem”.

Ile mogła kosztować ta kampania?

Inne wątpliwości dotyczą kosztów tej kampanii, i czy tych pieniędzy nie można było przeznaczyć na realną pomoc dla hospicjów.
Ekspertka od outdooru, która chce pozostać anonimowa, ocenia, że jeden taki billboard czy megaboard (to najdroższe nośniki reklamowe) kosztuje od 1000 do 4000 zł za miesiąc.

- Nawet jeśli zlecający dostał duży rabat, a tak mogło być, bo na rynku reklamy outdoorowej panuje obecnie kryzys, to licząc 1000 zł za jeden nośnik i mnożąc to przez olbrzymią liczbę nośników w całej Polsce, otrzymujemy koszt ok. 2,5-3 mln zł za miesiąc takiej kampanii - analizuje.

Luty to czwarty miesiąc tej akcji, więc koszty przekroczyły już 10 mln zł.

Wątpliwości ekspertów z branży reklamowej budzi nie tyle przekaz tej kampanii, co olbrzymia liczba takich samych albo bardzo podobnych billboardów.

- Dla mnie ta kampania jest agresywna - uważa Adam Przeździęk, CEO firmy Mediafeed.pl, zajmującej się obserwacją i analizą trendów.

- W przestrzeni miejskiej w całej Polsce ogólnie mamy bardzo dużo kampanii wielkoformatowych i billboardowych. Nie znam innego kraju w Europie, gdzie jest tych kampanii tak wiele, a ta jest szczególnie dominująca w ostatnim czasie. Nie tyle pod kątem przekazu, bo on jest akurat, na całe szczęście, w miarę subtelny jak na podobne pro-life’owe kampanie (np. we Wrocławiu zapadł wyrok sądowy nakazujący zdjęcie plakatów z martwymi płodami). Ona jest po agresywna pod kątem liczby zaangażowanych nośników. To nie tylko olbrzymia liczba billboardów i megaboardów, ale też citylighty, reklamy na przystankach, czyli pełen arsenał reklamy outdoorowej. To po prostu razi i męczy samą liczbą takich samych plakatów w przestrzeni miejskiej - twierdzi Adam Przeździęk

- To było robione, moim zdaniem, z takim celem, żeby postawić kontrę do tego, co się dzieje na ulicach w Polsce. To protest względem tego, co się dzieje na ulicach, do Strajku Kobiet. Wykorzystano duży budżet, by uzyskać efekt skali i zalać miasta tym przekazem, może także po to, by zmotywować ludzi, którzy popierają tę ideę, są przeciwko aborcji. Jako osoba, która ten rynek monitoruje od wielu lat oraz z punktu widzenia rynku, odbieram to jako Strajk Pro-liferów, w kontrze do Strajku Kobiet - dodaje Adam Przeździęk.

Taka promocja była nam potrzebna - uważają same hospicja

Sami zainteresowani, czyli ludzie prowadzący hospicja perinatalne, uważają, że taka kampania jest użyteczna.
- Tak, dzięki niej wiele osób w ogóle dowie się, co to jest hospicjum perinatalne - mówi Aleksandra Marciniak, specjalistka ds. PR Fundacji Gajusz z Łodzi. - Z doświadczenia wiemy, że bardzo wiele osób zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że takie miejsca istnieją, a działają w każdym województwie. Wspierają rodziny, które dowiadują się jeszcze w trakcie ciąży, że ich nienarodzone dziecko jest nieuleczalnie chore. Większość rodzin, które słyszą taką diagnozę, nie otrzymuje od lekarza skierowania do hospicjum perinatalnego i wychodzi z gabinetu zupełnie bezradna - dodaje Marciniak.

- Hospicyjne dzieci uczą mnie optymizmu, a więc z wielką wiarą patrzę w przyszłość, ufając, że kampania uświadamiająca istotę działalności hospicjów perinatalnych, pokaże naszą wspólną odpowiedzialność - mówi Ewa Liegman, prezes Holistycznego Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja w Gdańsku. - To od nas zależy czy stworzymy godne warunki do chorowania i umierania, gdy przyjdzie czas - dodaje.

- Grafiki są piękne - uważa Małgorzata Bronka, dyrektor Centrum Opieki Perinatalnej św. Łazarza w Bydgoszczy. - Pokazują społeczeństwu, że umierające dziecko nadal jest dzieckiem. Dziecko z wadą rozwojową, także letalną, jest również dzieckiem oczekiwanym z miłością, a czas oczekiwania nie jest tylko czasem smutku i rozpaczy, ale również radości z tego, że dziecko nadal żyje, że rodzina jeszcze przez kolejny dzień jest razem - opisuje Małgorzata Bronka.

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Plakaty z dzieckiem w sercu skłóciły Polskę. Dlaczego? Śląska fundacja zarzuciła kraj tysiącami billboardów promujących hospicja perinatalne - Dziennik Zachodni

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński