Lisek w tym sezonie już dwukrotnie bił halowy rekord Polski. Aktualnie wynosi on 5,90, a zawodnik ustanowił go na tydzień przed występem w stolicy Czech.
- Po zdobyciu medalu ciśnienie ze mnie zeszło. Dało się odczuć presję przed zawodami w Pradze. Już przed startem niektórzy zawiesili mi medal na szyi. Zdaję sobie sprawę, że oczekiwania wobec mnie będą teraz rosły - twierdzi Lisek.
O rezerwach swojego podopiecznego mówił też trener Wiaczesław Kaliniczenko.
- Rosjanin, który zdobył srebro, skakał w Pradze na 100 procent swoich możliwości. Piotr dał z siebie ok. 70 proc. Po udanym skoku na 5,85 poczuł, że ma już medal i zeszła z niego energia - ocenia szkoleniowiec. - Szybko jednak osiągnął wysoki poziom. To pokazuje, że może skakać 6 metrów i wyżej - dodaje Kaliniczenko.
Teraz przed zawodnikiem tydzień odpoczynku od tyczki. Potem ruszają przygotowania do sezonu letniego. W tym czasie Lisek będzie przygotowywał się w RPA i we Włoszech. Pierwsze międzynarodowe starty czekają go w maju. Najważniejszą tegoroczną imprezą dla tyczkarza są mistrzostwa świata w Pekinie (22-30 sierpnia).
- Medal jest w jego zasięgu, wszystko przed nim. To bardzo pracowity zawodnik, trudno go wygonić z treningu - śmieje się trener.
Czytaj więcej w środowym wydaniu "Głosu Szczecińskiego"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?