Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy Festiwal Smaków Azjatyckich w Szczecinie. Wszystko, co trzeba wiedzieć o wydarzeniu [ZDJĘCIA]

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Mówi się - nieważne gdzie, ważne z kim, ale bądźmy szczerzy... Jeśli mielibyśmy wybierać między weekendem w egzotycznych zakątkach Azji a dwudniową posiadówką ze znajomymi na ławce w Parku Kasprowicza, to wybierzemy to pierwsze. Tym bardziej, że 5 i 6 października Daleki Wschód na chwilę przestanie być daleki i pojawi się w Szczecinie, a dokładnie na Łasztowni. Wszystko za sprawą pierwszego Festiwalu Smaków Azjatyckich. A co najlepsze, na tę wyprawę nie trzeba się nawet pakować.

Trzeba za to, a może raczej wypada odrobinę się przygotować. Można przebrać się za samuraja lub gejszę i żyć tak przez kilka dni, odkrywając nieznane (zobacz na zdjęcia, jak poradziła sobie z tym Ola). Lub prościej. Można wziąć mapę, wybrać miejsca, poszperać w internecie, poznać kuchnię, przemyśleć co zobaczyć, czego się nauczyć oraz kogo poznać. I jak lista będzie gotowa, można ruszać w drogę.

My tę drogę zaczęlibyśmy od filiżanki herbaty. W Europie, słysząc „herbata”, myślimy - Anglia. W Azji, słysząc „herbata”, myśli się - Tajwan. Uważa się, że to właśnie tam, wysoko w górach, panują doskonałe warunki do jej uprawy, a skomponowane mieszanki liści odznaczają się wyjątkowymi walorami smakowymi i zdrowotnymi. Ta najlepsza (i przy okazji najdroższa na świecie) to Oolong.

Czy Oolong będzie czekał na spragnionych gości Festiwalu? To trzeba sprawdzić samemu, odwiedzając około 30 stoisk rozłożonych w sali Centrum Eventowo-Biznesowego „BULWARY” na Łasztowni oraz na przylegającym do niego Placu Gryfitów. Jeśli na horyzoncie między food truckiem a budką z sushi pojawi się człowiek z czajniczkiem, tacą, misą, imbryczkiem i filiżankami, to znak, że herbaciana magia jest całkiem niedaleko.

1. Napij się

Udział w rytuale parzenia herbaty zastąpić może tylko łyk kombuczy. - To kwas herbaciany, a najlepszy jest ten domowej roboty i ma przydomek w branży „Mom’s kombucha” - śpieszy z wyjaśnieniem Magdalena Bator z Zakwasowni. - Przydomek zawdzięcza cechom oczyszczającym organizm poprzez bogactwo kwasów organicznych w jej składzie. Genialnie zastępuje w diecie napoje gazowane i alkoholowe, zawiera minimum cukru i ma naturalne delikatne bąbelki, jak szampan. Najlepszy sposób na kombuczę to słoik słodkiej dobrej herbaty i szklanka przekwaszonej kombuczy z Zakwasowni. Potem czekamy już tylko na magię bakterii i drożdży, które w tydzień zrobią robotę.

A jeśli nie Oolong i nie kombucza, to może woda kokosowa, jaśmin, japońska Matcha lub zwyczajnie coś mocniejszego, jak sake czy umeshu? - Moim ulubionym jest makkoli i soju, czyli alkohole ryżowe - wtrąca Mikołaj Bator z Zakwasowni. - W koreańskiej tradycji pije się soju, czyli lekką czystą wódkę z ryżu do wieczornych posiłków, a zasadą jest, że młodzi piją ją plecami do starszych, zaś starsi płacą. Z kolei makkoli to lekkie ryżowe wino, często z sokami owocowymi. Alkohol to nic zdrowego, ale jak Azja to Azja, trzeba się bronić przed tamtejszymi bakteriami (śmiech).

2. Zjedz sobie

Spotkanie z dalekowschodnim światem, to przede wszystkim doskonały moment, by przybić piątkę na pożegnanie ze schabowym i uścisnąć dłoń na powitanie ze street foodem. Legendy głoszą, że nie ma nic lepszego od niewielkich pączków serwowanych z sosem z białego lub zielonego kokosa o północy w Bangkoku w China Town. Kaloryczny przysmak zdobył to miano wraz z gwiazdką Michelin.

Specjałów wabiących w to miejsce tysiące mieszkańców i turystów jest jeszcze kilka, a wiele z nich dotrze do Szczecina. - Fakt, że największe wrażenie robi street food Bangkoku w China Town, ale jeśli mówimy o całej Azji, nie można zapominać o uroczych małych koreańskich knajpkach shabu-shabu na filipińskim Boracay i indyjskich barach 100 proc. vege - wtrąca Mikołaj Bator. - Nic tak nie rozczula, jak „durian sticky-rice” po ostrym curry w zaduchu stolicy Tajlandii, wzmacniająca koreańska zupa z kimchi w kraju, gdzie nie ma nic poza podrobami na ryżu czy feeria smaków Bombaju na jednym stole w kilkunastu miseczkach. Genialny jest tempeh! Można dostać indonezyjskie chipsy Lay’s z tempehu. Myślę, że kiedyś się za tę fermentację weźmiemy i stworzymy kilka nowych produktów, tj. natto czy peaso.

Nie warto ignorować też owoców, bo w Europie próżno szukać soczystego rambutanu czy nieco gorzkiego, ale bardzo orzeźwiającego langsatu. Do listy „musisz spróbować” warto też dopisać sataye z kurczaka, czyli niewielkie kurczakowe szaszłyczki, thai fish cakes, co po polsku znaczy aromatyczne rybne kotleciki i oczywiście pad thai.

Wiadomo jednak, że błądząc street foodowymi szlakami, żądni wrażeń turyści wypatrują pieczonych świerszczy, chrząszczy, larw, pająków i skorpionów. Mamy jednak w zanadrzu mały sekret do zdradzenia - wszystkie te żyjątka nie są podstawą diety mieszkańców Azji, są za to doskonałym wabikiem na tych „odważnych”.

ZOBACZ TEŻ:

3. Naucz się czegoś

Ciekawostek, i tych smakowych, i kulturalnych podczas październikowej wyprawy na Łasztownię nikomu nie zabraknie. To informacja potwierdzona u samego źródła. - Partnerzy wydarzenia, czyli Szczeciński Klub Azji, Zakwasownia oraz Yaki Kingu, food truck prowadzony przez japońsko-polskie małżeństwo, zadbają o wartość merytoryczną i warsztatową Festiwalu - mówi Michał Chaszkowski-Jakubów, organizator.

- Czekają nas zajęcia z origami, kaligrafii, konkursy z nagrodami, „azjatycka fotobudka”, a także nauka jedzenia pałeczkami, formowania nigiri i wiele innych. Brzmi to jak okazja, by zatrzymać się na chwilę przy kwestiach savoir vivre’u, szczególnie tego japońskiego. Wchodząc do restauracji, prócz powitalnego i pożegnalnego pokłonu, szczególną ostrożność należy zachować, biorąc do ręki wspomniane pałeczki.

- Oczywiście, jeżeli jesteśmy turystami, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby poprosić o nóż i widelec - uspokaja Beata Walczakiewicz ze Szczecińskiego Klubu Azji. - Lepiej poprosić o widelec, zamiast ubrudzić wszystko dookoła. Jednak jeśli już się na nie zdecydujemy, nigdy nie wbijajmy ich pionowo w miseczkę ryżu. To czynność kojarzona z rytuałem pogrzebowym, która oznacza złożenie ofiary przodkom. Obok talerza na pewno znajdziemy specjalną podstawkę i to właśnie na niej powinny spocząć pałeczki. Z napiwkami też trzeba być ostrożnym! Zostawienie kilku jenów więcej przy rachunku może zostać odebrane jako obraźliwy gest.

Na ulicach Tokio intrygujące są również „wystawy” z plastikowym jedzeniem przed lokalami. W pewnym sensie to bardziej rozbudowana wersja kart dań wystawianych przed restauracje w Polsce. Nie warto się wstydzić robienia im zdjęć. Kiedy bariera językowa będzie nie do pominięcia, wystarczy wyświetlić kelnerowi zdjęcie na telefonie, a on wszystko zrozumie.

- Dla mnie często było to ratunkiem, ponieważ nie zawsze z menu wynikało, jak dana potrawa właściwie wygląda i co jest w środku - dodaje Beata Walczakiewicz. - Przy samym oglądaniu takich plastikowych potraw, można było stać się głodnym, więc to też rodzaj doskonałej reklamy.

Wśród podstaw, o których trzeba pamiętać, jest jeszcze utrzymanie czystości. Tokio słynie z nieskazitelnych ulic i… braku koszy na śmieci. Lokalne władze dążą do tego, żeby sprzedawcy nie pakowali nadmiernie produktów i nie wręczali bezpłatnych reklamówek. Istotny jest też recykling. Brak śmietników to jednak efekt niesławnego ataku terrorystycznego w tokijskim metrze. Dlatego, wybierając się na spacer z posiłkiem lub napojem „na wynos”, trzeba dobrze zastanowić się, gdzie znajdziemy najbliższy punkt na oddanie opakowania. Z dumą powinniśmy to praktykować nie tylko podczas wizyty w Tokio.

4. Zabaw się

Między zajadaniem się ramenem i kimchi w koreańskim stylu, degustowaniem lodów z zielonej herbaty i poszukiwaniem butelki ryżowego wina, trzeba też zarezerwować czas na kino.

- Chcemy zaprezentować przynajmniej dwa filmy - mówi Michał Chaszkowski-Jakubów. - W sposób szczególny zależy mi na projekcji „Jiro śni o sushi”, ponieważ nie tylko opowiada fantastyczną i prawdziwą historię, dotyczącą przewodniego tematu festiwalu, ale jest także po prostu rewelacyjnym filmem dokumentalnym.

Przy temacie japońskiej kinematografii w ogóle warto zatrzymać się na dłużej niż tylko na 1 godz. 23 min. trwania filmu. Nie bez powodu mówi się, że nie istnieje żadna inna kinematografia narodowa, która budzi tak wielkie emocje i przyciąga swoją specyfiką tak ogromne rzesze oddanych wielbicieli. To przecież tam narodziła się „Godzilla” i „Siedmiu Samurajów”. Nie wspominając o horrorze „Ring” czy kultowej anime „Akira”. No i jest jeszcze coś…

- Często zapominamy, że Azja to nie tylko Chiny, Japonia czy Tajlandia, ale np. także Indonezja, Izrael, Liban - przypomina Michał Chaszkowski-Jakubów, organizator. - To bardzo duży i zróżnicowany pod każdym względem kontynent, którego kultura imponuje. Warto to sprawdzić w Szczecinie.

Festiwal Smaków Azjatyckich

Wydarzenie odbędzie się w weekend 5 - 6 października na Łasztowni, na Placu Gryfitów i w budynku Bulwary - Centrum Eventowo-Biznesowe (ul. Tadeusza Wendy 14, obok Starej Rzeźni). Sobota g. 12 - 20, niedziela g. 11 - 17. Organizatorem jest kolektyw Bardzo dobra koncepcja - połączone siły ekip Szczeciński Bazar Smakoszy, bardzo dobrze i Robię Rzeczy.

AUTOR: AGATA MAKSYMIUK / FOTO: TOMASZ WIECZOREK, FB: @ROBIĘRZECZY /
MODELKA: ALEKSANDRA BZDYRA / MAKIJAŻ: MONIKA ZBYSZEWSKA, FB: @MONIKAZBYSZEWSKAMAKEUPART

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Chmieleńskie Babki Wielkanocne 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński