Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięcioosobowa rodzina zostanie bez mieszkania

Ewa Koszur
Państwo Andrzejakowie od pięciu lat mieszkają w jednym pokoju w baraku przy Tamie Pomorzańskiej.
Państwo Andrzejakowie od pięciu lat mieszkają w jednym pokoju w baraku przy Tamie Pomorzańskiej.
Jeśli spełni się zapowiedź szefa firmy, w której pracuje Dariusz Andrzejak, jego pięcioosobowa rodzina od Nowego Roku nie będzie miała gdzie mieszkać.

Od pięciu lat mieszkają w baraku na Tamie Pomorzańskiej. Do końca grudnia barak ma być zlikwidowany, a jego lokatorzy - w tym rodzina Andrzejaków - mają się wyprowadzić. Tylko gdzie?

Andrzejakowie nie od razu zamieszkali na Tamie Pomorzańskiej w Szczecinie.

Żyli na wsi

Oboje wychowali się na wsi. Rodzice Sylwii nie żyją, rodzice Darka mają kilkuhektarowe gospodarstwo i duży dom. To tam Sylwia i Darek rozpoczęli wspólne życie. Oboje pomagali rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa. Darek pracował także w tartaku.

- Ja gotowałam, sprzątałam, doglądałam świń - opowiada Sylwia Andrzejak. - Na początku było nie najgorzej. Potem jednak doszliśmy do wniosku, że musimy zacząć żyć sami. Teściowie nie najlepiej nas traktowali. Musieliśmy prosić o pieniądze na najpotrzebniejsze rzeczy - dla siebie, dla dzieci, nawet, za przeproszeniem, na podpaski dla mnie. Nie podobało się nam także, jak teść traktował nasze dzieci. Był bardzo surowy.

Wyjechali do Szczecina. Darek rozpoczął pracę w firmie budowlanej. Pracuje w niej do dziś, już pięć lat. Od roku na roczną umowę, wcześniej na pracował na umowę-zlecenie. Zamieszkali z dwójką dzieci w baraku, stojącym na terenie wydzierżawionym przez firmę pana Darka od miasta.

Barak nie jest łatwo znaleźć

Jak się okazuje, barak położony jest obok firmy Arbet, w której pracuje Darek. Sylwii towarzyszą psy - suka z pięciorgiem szczeniaków.

- A co mam z nimi robić? - śmieje się Sylwia. - Przynajmniej pilnują gospodarstwa.

W środku baraku jest zimno. Na korytarzu stoją rowery i sprzęty kuchenne, raczej nie są używane. Nie ogrzewana kuchnia i łazienka z toaleta i prysznicami jest w opłakanym stanie.

W 20-metrowym pokoju, w którym mieszka małżeństwo Andrzejaków z trojką dzieci, jest o wiele cieplej. Na podłodze dywan, przy ścianach stoją ładne, nowe meble - kuchenne i stołowe. Jest stary komputer i telewizor, ława, fotele i tapczany. Wszystkie składane, żeby miejsca było w pokoju jak najwięcej.

- Żeby się dostać do mebli, trzeba odsuwać fotele - wyjaśnia Sylwia. - Przyzwyczailiśmy się.

Trójka dzieci

Najstarszy syn ma 9 lat, chodzi do szkoły w centrum Szczecina, uczy się bardzo dobrze, także języka niemieckiego, z czego Sylwia się cieszy. Teraz przygotowuje syna do komunii. Jest dumna, że dostała podziękowanie ze szkoły za udział w życiu szkoły.

Młodsza córka chodzi do zerówki, najmłodszy syn ma 14 miesięcy i często choruje.

- Przynajmniej raz w miesiącu - mówi Sylwia. - To pewno przez to, że zimno jest na korytarzu.

Andrzejakowie pewno żyliby tak dalej, w ciasnocie i kiepskich warunkach, z grzybem na ścianach, przeciekającym sufitem i butwiejącą podłogą we wspólnej łazience, gdyby nie obawa, że barak zostanie zlikwidowany.

Nie chcą wiele

Najlepsze byłoby mieszkanie do remontu. Wystarczyłoby dwupokojowe. Darek potrafi przecież zrobić wszystko. Stoi taki pustostan w pobliżu. Sylwii powiedziały o nim sąsiadki, które znają ją dobrze. Nic dziwnego. Sylwia jest zadbana, dzieci czyste.

- Mąż nie pije - mówi Andrzejakowa. - Za dużo się tego napatrzył w swojej rodzinie.
Darek zarabia trochę ponad 2 tysiące złotych.

- Na początku było tak, że musieliśmy brać zaliczki - wspomina Sylwia. - Nie mieliśmy nic. Wszystko zostało u teściów, którzy pogniewali się na nas i nie interesują się naszym losem. Często przy wypłacie zostawało nam 100 złotych. I znowu trzeba było brać zaliczki. Ale przecież dzieciom musieliśmy zapewnić jedzenie i ubranie. A i szkoła kosztuje.

Proponują dom samotnej matki

Andrzejakowie nie wiedzą, co się stanie po Nowym Roku.

- Wiem, że firma ma prawo wywieźć rzeczy lokatorów do magazynu - martwi się Sylwia. - Prezes mówił, że są miejsca w hotelach robotniczych, ale nie pójdziemy z dziećmi na jeszcze mniejszy pokój i niepewne towarzystwo. W opiece społecznej proponują mi dom samotnej matki, ale przecież nią nie jestem. Mam rodzinę - męża i dzieci. Chcemy razem żyć.

- Niestety, nie buduję mieszkań i nie mogę takiego zapewnić państwu Andrzejakom - mówi Eugeniusz Ławicki, prezes Arbetu. - Staram się pomagać ludziom, jak mogę. Ta rodzina nie miała gdzie mieszkać, zaproponowałem lokum w baraku, w którym kiedyś były biura. Zaznaczałem, że to tymczasowe lokum, bo teren jedynie dzierżawię od miasta. Termin dzierżawy nie jest przedłużony. Wiem, że ma tu być poszerzana droga. Mam nadzieję, że nie nastąpi to szybko.

Andrzejakowie od dawna starają się o mieszkanie. Byli nawet u wiceprezydenta. Kolejka oczekujących na mieszkania komunalne jednak jest długa.

- Urzędniczka w ZBiLK-u powiedziała mi, że możemy czekać nawet 20 lat. Mamy zbyt krótki staż oczekiwania - mówi Sylwia Andrzejak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński