Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Kikowski - snajper Wilków Morskich Szczecin wraca do gry. ZDJĘCIA

Maurycy Brzykcy
Foto: Natalia Sobotka
Nigdy nie przewróciło mu się w głowie, zakochany jest w Sycylii i w Szczecinie, do rapu już raczej nie wróci, a w przyszłości chciałby dalej zostać przy koszykówce. Paweł Kikowski to kapitan i już trochę ambasador zespołu King Szczecin oraz jeden z dłużej grających zawodników w jednym klubie.

Paweł Kikowski jest w zespole King Szczecin od prawie siedmiu lat, pojawił się w stolicy zachodniopomorskiego, gdy tylko ogłoszono, że Wilki Morskie grać będą w polskiej ekstraklasie. Jeden z najlepszych polskich koszykarzy w ekstraklasie w ostatnich latach nie zamierza jeszcze kończyć kariery. - Będę grał, póki starczy mi paliwa w baku - mówi.

Kikowski grał już w zespołach z Kołobrzegu, Trójmiasta czy Wrocławia, spróbował także lig w Słowenii oraz we Włoszech. A jednak to Szczecin jest miejscem, w którym osiadł na dłużej. Mało jest zawodników z tak długim stażem w jednym klubie.

- Można powiedzieć, że pod tym względem to jestem w polskiej ekstraklasie pewnie dinozaurem - śmieje się Kikowski. - Zostałem w Szczecinie, bo czuję się tu bardzo dobrze, jestem zadowolony z życia tu, z mojej roli w drużynie, z tego, jak czuje się tu moja rodzina. Chciałem się ustatkować i to się udało. Dwójka moich dzieci urodziła się w Szczecinie, więc są już szczecinianami z krwi i kości. Zdarzały się w tym czasie propozycje i "podszczypywanki" z innych klubów. W pewnym momencie byłem bardzo blisko przejścia do Anwilu Włocławek, ale ostatecznie zostałem w Szczecinie. I jestem z tego powodu zadowolony. W zasadzie brakuje tylko jakiegoś sukcesu sportowego z Kingiem.

Szczecin to miasto, które uwodzi swoim urokiem. Nie zawsze chwyta za serce od pierwszego wejrzenia, ale po dłuższym pobycie tu, sporo ludzi z różnych dziedzin życia, nie tylko sportu, znajduje tu swoje miejsce na ziemi.

- Wiele rzeczy lubię w Szczecinie - deklaruje Paweł Kikowski. - Przede wszystkim mam stąd blisko do rodzinnego Kołobrzegu. Gdy ma się dwójkę małych dzieci (dzieci mają rok i trzy lata - przyp. red.), to bardzo ważne, by dziadkowie byli blisko. Mam tu już naprawdę dużą grupę znajomych, z którymi lubię spędzać czas między obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi. Mieszkamy na Warszewie, więc często odwiedzamy okoliczne lasy. Uwielbiamy też bulwary, Łasztownie. Gdy tylko jest pogoda, często z rodzinką odwiedzamy te miejsca.

Kikowski dwukrotnie wyjeżdzał za granicę, spróbować swoich sił w lepszych ligach. Sezon spędził na Słowenii i część wiosny we Włoszech. Zdecydowanie tę drugą przygodę snajper Wilków Morskich wspomina milej.

- Gdy wyjeżdżałem na Słowenię, miałem 23 lata. Olimpija Ljubljana to duży euroligowy klub, ale nie wszystko potoczyło się tam po mojej myśli - wspomina Kikowski. - Były spore problemy organizacyjne, ale też wiele skorzystałem pod względem sportowym. To był wysoki poziom, nie miałem wielu okazji na grę, ale mogłem podpatrywać innych zawodników. To była taka szkoła życia trochę z innego poziomu. Z kolei wyjazd do Włoch był czymś rewelacyjnym, za co dziękuję prezesowi Kinga Krzysztofowi Królowi. Nie mieliśmy już wówczas szans na grę w play off, ale do końca sezonu pozostało kilka spotkań. Prezes Król zgodził się na mój wyjazd do Włoch.

To był jeden z fajniejszych okresów w moim życiu. Grałem w koszykówkę, którą kocham, do tego miałemm apartament z widokiem na morze na Sycylii, pod nosem kapitalne włoskie jedzienie, które uwielbiam, a atmosfera wokół była naprawdę świetna. Takie trochę płatne wakacje na włoskiej wyspie - śmieje się Kikowski. - Ale żeby była jasność, trenowałem i grałem z pełnym zaangażowaniem. Potrafiłem po prostu pogodzić wypoczynek i ciężką pracę. W życiu jest czas na jedno i na drugie. Przy odpoczynku trzeba być profesjonalistą, bo łatwo można się w tym zapomnieć. Jeżeli jesteś w stanie to pogodzić i nie ma to wpływu na twoją dyspozycję, a wręcz przeciwnie - czujesz się lepiej, masz dobry nastrój, to czemu nie korzystać. Wszystko jest dla ludzi, tylko nie wszyscy potrafią z tego korzystać. Jeżeli chodzi o same Włochy to bardzo podoba mi się ten kraj, styl bycia tamtejszych ludzi, jedzenie. Włosi są otwarci na innych, mają pozytywne wibracje, świetną pogodę. Miejsce do życia w Polsce? Teraz jestem w Szczecinie i czuję się świetnie. Myślę jednak, że wszędzie można się odnaleźć, jeżeli się tylko chce i poszuka pięknych ludzi wokół. To klucz do wszystkiego.

ZOBACZ TEŻ:

WIDEO: King Wilki Morskie Szczecin SA

Kikowski ma obecnie 34 lata, ale w polskiej koszykówce znany jest już od 15 lat. Do elity polskiego basketu wkraczał jako nastolatek. Został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem ekstraklasy, grał w Meczach Gwiazd, występował w rezeprentacji - takie sukcesy w bardzo młodym wieku nie zawsze dobrze wpływają na zawodników.

- Nie przewróciło mi się w głowie, bo ja kocham koszykówkę i bardzo lubię trenować. Można powiedzieć, że byłem lekkim psycholem pod tym względem - przyznaje Paweł Kikowski. - Gdy siadam bardzo zmęczony po treningach, to jestem szczęśliwym człowiekiem. Za młodych czasów, gdy inni szli na plażę, na imprezę, ja potrafiłem siedzieć w hali i dalej trenować, a wyjść dopiero później. Są natomiast rzeczy, które zrobiłbym teraz trochę inaczej. Chodzi o metody treningowe, dzięki którym mógłbym trochę zmienić swój styl gry i stać się lepszym zawodnikiem. Dla mnie to mała obsesja.

2020 rok uderzył w każdego na świecie z niemal taką samą mocą. Popularny "Kiko" najpierw musiał radzić sobie z pandemicznym lockdownem i brakiem możliwości gry oraz treningów, a później tuż przed startem nowego sezonem złapał groźną kontuzję kolana, która wykluczyła go z gry do końca roku.

- Nigdy nie miałem tak długiej przerwy w grze, nigdy też nie potrzebowałem kul do chodzenia - wspomina "Kiko". - Rok temu miałem przerwę półtora miesiąca, ale od razu wróciłem do gry. Teraz jestem już trzy miesiące po operacji. Mam nadzieję, że w styczniu moje ciało będzie już przygotowane tak, że nie będzie już śladu po urazie, a kibice nie zauważą tej przerwy w mojej dyspozycji. Na pewno więcej moja rodzina skorzystała na lockdownie niż mojej kontuzji. W obu wypadkach byłem w domu, jednak moja kontuzja utrudniała innym życie. Nic nie mogłem zrobić, przenieść, wszystko trzeba było mi właściwie podstawiać pod nos. Nie jest to łatwa sytuacja.

Kikowski ze swoim doświadczeniem i latami gry dla klubu ze Szczecina, już jakiś czas temu został kapitanem zespołu Kinga. - Bycie kapitanem to duży zaszczyt, ale i nie jest to łatwa sprawa. Niektórym wydaje się, że wiążą się z tym same fajne rzeczy - zaznacza Paweł Kikowski. - A czasami trzeba przekazać trenerowi czy prezesowi coś w imieniu drużyny, spróbować rozwiązać problem, w dodatku gdy już się wie, że prośba może nie spotkać się z przychylnością. Trochę dostaje się wtedy po łbie za wszystkich. Zdarzają się sytuacje, gdy zawodnicy nie chcą być kapitanem, dla mnie jednak to fajna sprawa. W czasie kontuzji jest z tym jednak dużo trudniej. Zastępuje mnie Adam Łapeta. Chciałoby się zareagować na pewne rzeczy, powiedzieć kilka słów, ale nie ma mnie na wszystkich treningach, w szatni. Krytyka czy ocena czegokolwiek z mojej obecnej pozycji mogłaby być źle odebrana.

O Kikowskim można usłyszeć różne zdania. Niektórzy zarzucają mu, że mógł zrobić większą karierę, bo startował z bardzo wysokiego pułapu. - Czy jestem zadowolony ze swojej kariery? - zastanawia się Kikowski. - Gdzieś tam w głowie jest zawsze taka myśl, że coś można było zrobić lepiej, wyjechać szybciej, zmienić klub, choć to często bywa złudne. Czasami trafiasz do nowego klubu i z różnych względów wychodzi klapa. W sporcie nic nie jest pewne. Biorąc to pod uwagę, oraz fakt, że jestem chłopakiem z Kołobrzegu, który przebił się do ekstraklasy, grał w reprezentacji, posmakował ligi włoskiej, słoweńskiej, jest szanowanym zawodnikiem w Polsce, kapitanem zespołu, to całość naprawdę nie brzmi to źle. Aczkolwiek jeszcze trochę paliwa w baku mi zostało. Życie zweryfikuje to, jak długo będę jeszcze grał w koszykówkę. Póki zdrowie będzie pozwalać, póki czuję ogień, by jechać dalej, nie zatrzymam się, choć w szatni młodsi mówią już na mnie dziadek (śmiech). Co do przyszłości to nie mam sprecyzowanych planów odnośnie czasu po zakończeniu kariery. Na razie robię studia - zarządzanie. Chciałbym zostać przy koszykówce, choć nie wiem jeszcze w jakiej roli.

Cała drużyna Kinga współpracuje z marką odzieżową Stoprocent, która przecież powstawała w Szczecinie. - Ucieszyłem się, gdy usłyszałem kilka lat temu, że będziemy współpracować z tą marką - zaznacza Kikowski. - Znałem jej genezę. A jak wiadomo koszykówka mocno kojarzona jest takżę z hip-hopem, a ja w tym się świetnie odnajduję. To był strzał w dziesiątkę i chyba nie ma nic lepszego jak udana współpraca dwóch marek z różnych dziedzin, ale z jednego miasta. Dobrze to wygląda i dobrze się to nosi.

Kikowski wiosną podczas lockdownu włączył się również w akcję "Hot 16 Challenge", w której zbierano pieniądze na służbę zdrowia w czasie pandemii. Celem akcji było nagranie 16 rapowych wersów. - Było to bardzo spontaniczne i wówczas była to duża odskocznia od życia domowego - wspomina Kikowski. - Po nocach siedziałem w słuchawkach, słuchałem bitów i próbowałem coś sklecić. Tam liczył się też czas. Nie planuję jednak rozwijać się w tym kierunku. Są od tego ludzie dużo lepsi od mnie. Była to jednak bardzo fajna zabawa i potrzebna akcja.

Kikowskiego zapytaliśmy także o rozstrzygnięcie najważniejszego koszykarskiego dylematu, który zawsze rozpala do czerwoności salony fryzjerskie i szatnie koszykarskie na całym świecie: kto jest najlepszym zawodnikiem wszechczasów - Michael Jordan czy LeBron James?

- Ja się wychowałem na Jordanie i dla mnie nie ma innej odpowiedzi niż MJ - twiedzi stanowczo Kikowski. - Jordan przeniósł basket na inny level, w inny wymiar, on grał kosmicznie. Chciało się go naśladować. Ok, rozumiem nowe pokolenie, które obserwuje teraz LeBrona i sam także zaliczam się jeszcze do tego grona, ale moim zdaniem to, jaki Jordan miał wpływ na całą koszykówkę, czyni go bezkonkurencyjnym. Poza tym lubię jego buty (śmiech). Niedługo wyjdzie "Kosmiczny Mecz 2", więc będzie okazja, zobaczyć, jak prezentuje się LeBron. Pierwsza część zawiesiła wysoko poprzeczkę. Mam sentyment do tego filmu i mam nadzieję, że tego nie spaprają.

Kikowski został właśnie człowiekiem z najłuższym stażem w zespole. Z drużyny odszedł Łukasz Biela, który przez całe siedem lat towarzyszył snajperowi Wilków Morskich, czy to w roli asystenta czy pierwszego trenera. - Chciałem podziękować Łukaszowi za te wszystkie lata współpracy, jako asystent, jako pierwszy trener. Tylko ludzie z drużyny wiedzą, jak dużo było w pewnym momencie problemów. Wielki szacunek dla niego, że wytrzymał to wszystko pod względem stresu i nie dostał zawału. Zrobił naprawdę dobrą robotę - przyznaje Paweł Kikowski.

ZOBACZ TEŻ:

Kibice Kinga Szczecin powitali w nocy zwycięską drużynę. ZDJ...

CZYTAJ TEŻ:

ZOBACZ TEŻ:

Maciej Lampe w meczach reprezentacji Polski.

Transferowa bomba Kinga Szczecin. Maciej Lampe Wilkiem Morsk...

Bądź na bieżąco i obserwuj:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński