Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patryk Dobek: Zawsze sobie powtarzam, że porażka prowadzi do zwycięstwa

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Patryk Dobek z MKL Szczecin
Patryk Dobek z MKL Szczecin Andrzej Szkocki
LEKKOATLETYKA. Nie widzę teraz sensu, by w tych ostatnich tygodniach biegać 800 m, ale mam coś do udowodnienia na krótszym dystansie – mówi Patryk Dobek, średniodystansowiec MKL Szczecin.

Brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Tokio ma za sobą spokojniejszy rok. Na Mistrzostwach Świata w Eugene nie przebrnął eliminacji, a w Mistrzostwach Europy w Monachium odpadł w półfinale. Zaraz po powrocie z Niemiec wystartował w 5. Memoriale Wiesława Maniaka w Szczecinie i na swoim dystansie zajął 2. miejsce. Sezonu jeszcze nie kończy, ale ma ciekawy pomysł.

Drugie miejsce zajął Pan w biegu na 800 m podczas szczecińskiego memoriału. Tego się Pan spodziewał czy jednak ambicje były większe, bo to był start przed swoją publicznością?

Patryk Dobek: Generalnie chciałem podejść do tego dobrze taktycznie, żeby ten bieg rozegrać tak, jak chciałem to rozegrać. W Monachium mi się nie udało, tak tutaj chciałem to pokazać i raz jeszcze potwierdzić, że cały czas utrzymuję dobrą dyspozycję w tym sezonie. Wiem, że były różne opinie, że nie jestem w formie, ale ja uważam inaczej. Każda jednak impreza wymaga innego podejścia, taktyki, często treningu. Jestem zmęczony podróżami, a wynik osiągnięty w Szczecinie wydaje mi się całkiem dobry. Ważne, żeby był ten akcent uderzenia na ostatnich 200 m, a to się udało. 230 m do mety zaatakowałem, żeby przejść pierwszą grupkę rywali, żeby później się wbić w środek i drugi raz zaatakować. To się udało i jestem zadowolony. Trafiłem na świetną pogodę w Szczecinie i od razu wyczułem inne powietrze w trakcie biegu. Czyste, a przy takim inaczej się oddycha. Byłem w Eugene, później w Monachium i na pewno tam było inaczej. Atmosfera też już jest trochę luźniejsza. Nie jestem zawiedziony sezonem, bo wiem, jaką robotę zrobiłem w czasie treningów, wiem z trenerem, co nie wypaliło i nie mamy powodów do wielkich zmartwień. Wiadomo, że chciałbym zdobywać medale, powtarzać się na tym najwyższym poziomie, ale nie ukrywam, że poprzedni sezon naprawdę dużo mnie kosztował. Skupiłem się na maksa swoich możliwości, wykrzesałem tyle sił, ile potrzebowałem do sukcesu. Wydaje mi się, że ten sezon był trochę ulgowo potraktowany, by skumulować energię na kolejny sezon.

Już w Monachium Pan mówił, że sukcesu brakuje, ale to nie był kompletnie nieudany sezon.

Analizowałem sobie ten ostatni występ na Mistrzostwach Europy i mam wrażenie, że zabrakło mi w Monachium takiej zimnej, spokojnej głowy. Za bardzo się spiąłem na tej imprezie, chciałem zanotować jakiś ciekawy wynik, a to się nie udało. Podczas memoriału w Szczecinie był luz i nawet jak 400 m przed metą byłem ostatni, to stwierdziłem, że wyczekam te pierwsze szarpnięcia, zaryzykuję i zaatakuję później. Tak samo wyczekać miałem w Monachium i na to zwracał mi uwagę trener Zbigniew Król. Miał rację, ale tam brakowało olimpijskiego spokoju. Widocznie olimpijski spokój będzie w sezonie olimpijskim, a to już bardzo blisko.

Wciąż się Pan uczy tego dystansu?

Tak. Kończę drugi sezon na 800 m i ciężko systematycznie potwierdzać wysoką formę. Każdy bieg jest inny, a gdy rywalizowałem na 400 m przez płotki to było już mi łatwiej. Każdy zawodnik miał swój tor, swój rytm, a ja znałem dobrze przeciwników i wiedziałem, jaką mają taktykę, jaki rytm płotkowy, kiedy atakują lewą czy prawą nogą. Na 800 m jest inna taktyka, trzeba cały czas kontrolować siebie i przeciwników i w tym wszystkim mieć chłodną głowę. Bez maksymalnego skupienia nie ma szans na sukces.

Czy w zeszłym sezonie nie było za dużo (medali, rekordów), więc w tym roku musiało być mnie?

Generalnie zmiana bodźca treningowego, zmiana atmosfery, zmiana grupy treningowej – to wszystko powodowało, że ja za każdym razem się napędzałem. Brakowało mi czegoś nowego i to mnie napędzało. Teraz mniej więcej wiem, jak to smakuje i już moje podejście jest inne. Jeżeli zmienię nastawienie czy bodziec treningowy, uderzenie np. zmienimy taktykę i będziemy lecieć za tzw. zającem to też wpłynie na moje wyniki, postawę. W tamtym udawało się wszystko, wbiłem się do tej rywalizacji tak, jak każdy marzy. A ja marzyłem 12 lat o medalu olimpijskim. Gdy przyszedłem do trenera Króla wyłączyłem swoje myślenie, tylko zaufałem i wykonywałem wszystkie pomysły szkoleniowca. To dało nam medal. Cały czas się jednak rozwijam i dlatego uważam, że nie straciłem obecnego sezonu. Dwukrotnie byliśmy na zgrupowaniach wysokogórskich i trener utwierdził się w tym, że do końca góry i ten trening nie oddziaływał na mnie tak, jak wpływał na innych podopiecznych trenera. Sprawdziliśmy to i to zaprocentuje to w kolejnych sezonach.

Sezon 2023 to powrót do takiej ścisłej czołówki czy również będzie takim przejściowym przed rokiem olimpijskim?

Nastawiam się na to, że ten najbliższy rok musi być bardzo mocny pod względem objętościowym, żeby w następnym roku było już dopracowaniem pewnych szlifów. Jestem już doświadczonym zawodnikiem, znam siebie i wiem, co dobrze na mnie działało w poprzednich latach. Nie zacznę od zera. Pół życia jestem w lekkiej atletyce, także mój organizm będzie na to przygotowany. I będę w wieku, gdy zawodnik średniodystansowych nabiera doświadczenia, czy też lepiej reaguje na tej trening wytrzymałościowy.

Pan rozumie, że w Panu każdy widzi medalistę olimpijskiego i te oczekiwania zawsze już będą wyższe?

Ja robię swoje. Wyłączam się z takiej presji kibiców czy środowiska. To nie jest łatwy kawałek chleba. Jeśli ktoś myśli, że wystarczy założyć moje najnowsze kolce i będzie biegał równie szybko to może spróbować. Ja wolę się skupić na robocie, a tu nic łatwo i szybko nie przychodzi. Jestem pierwszym polskim medalistą na tym dystansie i też nie wiedziałem, jak to się na mnie odbije i jakie to będzie miało przełożenie na oczekiwania. Po tym olimpijskim roku i występie w Tokio potrzebowałem trochę odpoczynku, a i tak wydaje mi się, że obecny sezon nie jest najgorszy. Miałem wcześniej w swojej karierze cięższe sezony i też również z nich wychodziłem wygranym. Zawsze sobie powtarzam, że porażka prowadzi do zwycięstwa. Wiem, że nawet jak mi się jakiś bieg nie uda, to kolejny może być dużo bardziej pozytywny.

Co jeszcze Pana czeka w obecnym sezonie?

Czekam na odpowiedź z jednego z mityngów. Uważam, że w tym sezonie jestem bardzo dobrze przygotowany szybkościowo, a potwierdzają to również treningi, więc czekam, czy zostanę gdzieś dopuszczony do biegu na 400 m. Chcę takiego dystansu spróbować i po nim ewentualnie zakończyłbym sezon. Ale może być też tak, że mój wyniki zaprocentuje zaproszeniami do startów kolejnych mityngach, także Diamentowej Ligi. Nie widzę teraz sensu, by w tych ostatnich tygodniach biegać 800 m, ale mam coś do udowodnienia na krótszym dystansie. Chciałbym mocno pokazać, że treningi szybkościowe poszły znakomicie.

Rozmawiał Jakub Lisowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński