Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Olo" wrócił do domu. Najpierw uściskał żonę [wideo, zdjęcia]

Piotr Jasina
Na dworcu Szczecin Główny Aleksander Doba najpierw uściskał żonę Gabrielę. Nie widzieli się od początku października ubiegłego roku.
Na dworcu Szczecin Główny Aleksander Doba najpierw uściskał żonę Gabrielę. Nie widzieli się od początku października ubiegłego roku. Sebastian Wołosz
Aleksander Doba, kajakarz z Polic pokonał Atlantyk dwukrotnie, jako jedyny. Druga wyprawa była dłuższa, zajęła mu pół roku. Dzisiaj wrócił do domu.
Aleksander Doba wrócił do domu

Aleksander Doba wrócił do domu

Na dworcu Szczecin Główny Aleksander Doba najpierw uściskał żonę. Pani Gabrieli nie widział od początku października ubiegłego roku. Dziennikarze mogli czuć się niepocieszeni, bo szybko ruszył w kierunku Polic, na konferencję prasową zorganizowaną przez włodarzy gminy - głównego sponosora wyprawy.

- Może wyjaśnię na początku, że "OLO" to nie jest mój kajak - stwierdził pan Aleksander. - Zarpuektował go i zbudował obecny tu Andrzej Armiński, strateg obu moich wypraw przez Atlantyk. On jest właścicielem kajaka. Ja jedynie użytkownikiem. Ale za ten kajak mu dziękuję, bo bez niego nie byłoby wyprawy przez Atlantyk. Nie dotarłbym też do Florydy bez finansowego wsparcia gminy Police. Też dziękuję.

Wracając do początku wyprawy, kajakarz wspomniał, że wypływał z mariny starego portu w Lizbonie - tego samego, z którego ruszali wielcy odkrywcy.

- Miała wdzięczną nazwę Mariny Sukcesu - dodał.

Przyznał, że nie liczył na specjalne wygody w oceanicznym kajaku. Ale niekiedy irytowała go fala, która przeciskała się przez uchylony właz i przerywała mu sen.

- Zaradziłem temu, wykorzystując część skrzynki od prowiantu, którą miałem zamocowaną na dziobie kajaka - wspominał. - W tej skrzynce miałem jedzenia na miesiąc.

Im bliżej był amerykańskiej Florydy, problemy się piętrzyły. Trójkąt Bermudzki dał mu się we znaki jak tysiącom marynarzy. Musiał awaryjnie lądować, naprawić ster. Po miesiącu ruszył dalej.

- Ostatni odcinek był bardzo wyczerpujący - przyznał Olo. Co gorsza, miałem do pokonania Golfstrom (podpowierzchniowy prąd morski północnego Atlantyku - dop PJ). By wytłumaczyć to bardziej obrazowo, jest to potężna rzeka w oceanie, niosąca 250 razy więcej wody niż Amazonka u swojego ujścia. Na dodatek trafiłem najgorszy, północno-wschodni wiatr z prędkością 20 węzłów.

Wspomniał o pierwszym wywiadzie w kajaku. Dziennikarka przybyła z jego przyjacielem, kajakarzem Piotrem Chmielińskim.

- Kobiety nie widziałem już 4,5 miesiąca. Mówiłem do niej na ty - opowiada Aleksander Doba. - Nie będę przecież mówił do dziewczynie "pani' w moim kajaku. Okazało się potem, że to żona ambasadora.
Do portu Canaveral w Centrum Lotów Kosmicznych dopłynął 17 kwietnia przed północą. Ale oficjalnie zakończył wyprawę w New Smyrna Beach.

- W tej wyprawie atlantyckiej przepłynąłem dokładnie 12 578 km - dodaje Olo. - Zajęło mi to 167 dób.
Wypłynął z Lizbony 5 października.

Przypomnijmy, że Aleksander Doba już wcześniej jako pierwszy w historii przepłynął kajakiem od kontynentu do kontynentu. Wyruszył z Dakaru 26 października 2010 roku. Po 99 dobach dotarł do ujścia rzeki Acarau, w Brazylii. Przepłynął 5394 km. Nikt przed nim kajakiem z kontynentu na kontynent nie przepłynął.

"Głos" sprawował patronat prasowy nad drugą wyprawą transatlantycką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński