- To był odruch. Wpadli w kominiarkach. Mieli przy sobie maczety. Zażądali pieniędzy. Gdy poczułem cios w głowę, wkurzyłem się. Wsiadłem w samochód i ruszyłem za nimi. Jednocześnie dzwoniłem na policję - opowiada 26-letni Przemysław K. (nie chciał podać nazwiska ani sfotografować się), pracownik stacji, na którą wczoraj napadli bandyci.
Napad i pościg wyglądały, jak w sensacyjnym filmie. Było ok. godz. 14. gdy na ul. Gdańską podjechał granatowy ford scorpio na gryfińskich tablicach rejestracyjnych. W aucie siedziało trzech mężczyzn. Stacja stoi na uboczu. Sprawcy zaparkowali ok. 150 metrów dalej. Kierowca został w aucie. Dwaj pozostali podeszli pod budynek. Sprawcy zaczaili się z tyłu budynku i gdy pracownicy byli sami - wskoczyli do środka.
- Pamiętam tylko długie noże, którymi nam grozili. Krzyczeli i żądali pieniędzy - opowiada pan Jurek, drugi pracownik stacji. - Po wszystkim poszedłem zrobić sobie kawy. Wtedy poczułem jaki jestem przestraszony. Ręce mi się tak trzęsły, że nie mogłem nalać wody.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?