Do kolekcji Muzeum Obrony Wybrzeża udało się pozyskać cudem uratowane wyposażenie malarskie izby tradycji niemieckiej Marine Flakschule, która dawniej mieściła się w okolicach ulic Bałtyckiej i Wojska Polskiego.
- Zaczęło się kilka tygodni temu. Miały być krzesło i stół, z pieczątkami Marine Flakschule w Świnoujściu. Krzesło rozpadło się dosłownie w rękach, stół jak to stół- drewniany. Bez pieczątek, ale ciekawy. Trud nie poszedł na darmo - okazał się, że razem z meblami w domowej spiżarce od lat stoją wielkie płótna na których "średniej" klasy amator wymalował scenografię do szkolnej sali tradycji, być może do jakiegoś przedstawienia, Flakschule oczywiście - opowiada Piotr Piwowarczyk, dyrektor Muzeum Obrony Wybrzeża.
Przy ul. Bałtyckiej przed wojną znajdowała się szkoła niemieckiej armii. Po wojnie szkoła została wysadzona w powietrze ze względu na to, że znajdowała się zbyt blisko pasa granicznego. W szkole nie brakowało izby tradycji, w której znajdowało się także wyposażenie malarskie.
- Prawdopodobnie autorem obrazów jest zdolny żołnierz - dodaje Piotr Piwowarczyk. - Te malowidła, to w oryginale takie małe Racławice-20m kwadratowych, na kilku wielkich drewnianych tablicach, wojennej epopei i chwały marynarki, oczywiście niemieckiej. Do dziś zachowała się połowa - wybrakowana dość przypadkowo. Z tych kilkudziesięciu metrów, pozyskaliśmy siedem segmentów.
Każde z płócien, nabitych na drewniane podłoże, ma ok dwóch metrów szerokości i 1,20m wysokości.
- Pojechałem do kolekcjonera po niemieckiej stronie wyspy Uznam po krzesło i stół z wypalonym stemplem Flakschule - opowiada pan Piotr. - Okazało się, że stół jest w bardzo złym stanie, krzesło też, ale okazało się, że kolekcjoner ma jeszcze coś stamtąd. Skarb czekała na nas w spiżarni. Transakcja zakończyła się sukcesem, mimo, że oferent zwąchał naszą miłość do staroci i postanowił zadbać o to by byli konkurenci, a covidowa rzeczywistość dość skrzeczy. Trudno to będzie eksponować, ale przecież to ciekawy kawałek historii.
W tej chwili pamiątka znajduje się na terenie Fortu Gerharda w Muzeum Obrony Wybrzeża na Warszowie.
Więcej skarbów przeszłości
- Takich zabytków może być jeszcze wiele. Mówi się, że wszystko zostało zniszczone, spłonęło, a pewnie nie do końca tak jest. Wiele zabytków czeka na swoich odkrywców - przypuszcza Piotr Piwowarczyk. - Tak może być między innymi ze zbiorami przedwojennego Muzeum Miejskiego. W obecnym muzeum z przedwojennej kolekcji zachowało się bardzo niewiele eksponatów. Te zbiory ewidentnie zostały ewakuowane i gdzieś krążą, w mniejszych lub większych kawałkach, już nie jako kolekcja. Myślę, że przy globalizacji istnieje większa szansa na to, że te zbiory będą się znajdowały i w końcu wrócą na miejsce. Tam znajdowało się sporo bardzo ciekawych eksponatów chociażby z 18.w. Nie mówiąc nic o liście Fryderyka, który nadawał prawa miejskie, a też jest zaginiony. Warto szukać i gromadzić te pamiątki.
Warto zaznaczyć, że przez Świnoujście przechodziły również inne szlaki ewakuacyjne. Miasto było traktowane jako poważny port przeładunkowy, z którego ewakuacja odbywała się dalej pociągami, czy statkami.
Miejsce pełne ludzkich historii
Muzeum Obrony Wybrzeża, które mieści się w Forcie Gerharda, to jedno z miejsc Świnoujścia, w którym wciąż przybywa zabytków. Pozyskiwane pamiątki często związane są nie tylko z militariami, ale historią przedwojennego Świnoujścia. Można w nim zobaczyć między innymi zastawę z malunkiem miejscowego portu i latarnią morską. Wiele pamiątek pochodzi z prywatnych, rodzinnych zbiorów. Jedną z nich są pamiątki po sanitariuszu z Lützowa, Wilhelmie Dreesie z Bytowa na Kaszubach (rocznik 1919), które przekazała córka Wilhelma oraz jej mąż. Wśród pamiątek znajdują się zdjęcia, książeczka zdrowia, karta zwolnienia z alianckiej niewoli, wspomnienia ze służby, listy i odpisy rozkazów. Najciekawszą częścią tej małej kolekcji jest kilka numerów czasopisma wydawanego na pokładzie Lützowa dla załogi. „Der Lützower", w postaci maszynopisu, wydawany był jako miesięcznik i poza kroniką pokładu zawierał informacje z życia okrętu, m.in. planowe wejścia do portu czy wspomnienia po poległych członkach załogi. Za tymi wyjątkowymi przedmiotami kryje się jednak jeszcze bardziej wyjątkowa historia.
- To ciekawa sprawa, bo oboje małżonków, którzy kilkukrotnie odwiedzili Fort Gerharda, mówią w języku polskim. Pani pochodzi z Kaszub, a jej mąż nauczył się języka polskiego w młodym wieku tylko po to, żeby... uwieść swoją wybrankę - opowiada Piotr Piwowarczyk, dyrektor Muzeum Obrony wybrzeża.
Pod koniec wojny Wilhelm dostał się do alianckiej niewoli, w której przebywał tylko kilka miesięcy. Zachowały się dokumenty z pieczęciami brytyjskiego RAF-u, które potwierdzają pobyt w obozie Kaszuba. Po wojnie wyjechał do Niemiec Zachodnich, do Zagłębia Ruhry.
- Żona Wilhelma uważała się za Kaszubkę, mówiła w języku polskim, ale w 1947 lub 1948 roku uznano, że jest Niemką i musiała opuścić Polskę. Dołączyła do swojego męża. Ten po wojnie rozpoczął pracę w drukarni- dodaje P. Piwowarczyk.To w Niemczech urodziła się właśnie córka Wilhelma i jego żony. Mimo że już mieli na zawsze pozostać w Zachodnich Niemczech, używali również języka polskiego. Więź z kaszubską ziemią, która znalazła się teraz daleko za żelazną kurtyną przetrwała.
Co jeszcze w Forcie
Fort wybudowano w połowie XIX wieku. Jest jednym z najlepiej zachowanych dziewiętnastowiecznych pruskich fortów nadbrzeżnych w Europie. Od 2001 roku fortalicja jest siedzibą historycznego Komendanta Twierdzy Świnoujście (ostatniego pruskiego komendanta w Europie) i koszarami 3 batalionu 34 Pułku Fizylierów im. Królowej Szwedzkiej Wiktorii. Pułk jest jedyną armia na świecie, która z dnia na dzień, z godziny na godziny powiększa się i już niedługo będzie najliczniejszą armia na świecie! Przez fortowe place przeszło juz ponad 500 000 turystów, którzy po odbyciu przeszkolenia wojskowego, zostali mianowani na pierwszy historyczny stopień wojskowy i stali się rezerwistami regimentu!Fort Gerharda jest jednym z niewielu w Europie żywych muzeów, gdzie turyści mogą na chwilę przenieść się w czasie! I na własnej skórze poczuć smak wojskowej służby. Zwiedzanie Fortu ma formę przyspieszonego przeszkolenia wojskowego. Turyści zwiedzają fortecę pod opieką „podłego” i oczywiście umundurowanego pruskiego żołdaka. W czasie marszu po terenie i wnętrzach fortu zwiedzający poznają jego historię, przechodząc jednocześnie kilka prób, które sprawdzą czy kandydat nadaje się do wojskowej służby!
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?