W sumie śmiertelnych ofiar na polskich drogach w okresie Bożego Ciała było aż 65. O 12 więcej niż w 2008 roku, o 11 więcej niż dwa lata wcześniej. Wzrosła też liczba rannych. Wypadków było w sumie o 29 więcej niż w 2007 roku i o 55 więcej niż w 2008 r. Większość obserwatorów tłumaczy to brawurą, nadmierną prędkością, jazdą pod wpływem alkoholu.
Tak jest od lat i zapewne faktycznie są to główne przyczyny większości wypadków. Ale my pamiętamy, że dwa lata temu najwięksi polscy eksperci od bezpieczeństwa ruchu drogowego obiecywali nam odwrócenie statystycznego trendu. Tak było w okresie, gdy lobbowano na rzecz wprowadzenia w Polsce przepisu nakazującego jazdę z włączonymi światłami przez cały rok.
Przypomnijmy: Zwolennicy wprowadzenia tego obowiązku powołując się na fachowe badania zapowiadali, że liczba wypadków zmniejszy się dzięki temu w skali roku o 20 procent, a liczba zabitych spadnie o 7 procent. W przełożeniu na liczby bezwzględne, w skali roku (przyjmując za podstawę statystyki sprzed dwóch lat) liczba śmiertelnych ofiar wypadków powinna więc zmniejszyć o 300.
Zamierzonego efektu wciąż jednak nie widać. Liczba wypadków, jak pokazuje statystyka ostatniego weekendu, rośnie zamiast spadać.
Podobnie było w Austrii która również wprowadziła obowiązek jazdy na światłach przez cały rok, ale w 2008 roku, po tym, jak okazało się, że nie przekłada się to na zwiększenie bezpieczeństwa, wycofała się z tego rozwiązania. Niemcy, najbardziej zmotoryzowany kraj w Europie, z tego powodu w ogóle go nie wprowadzili. W Polsce już w 2008 roku grupa posłów złożyła w Sejmie projekt ustawy o wycofaniu obowiązkowego świecenia przez cały rok, ale utknął on w parlamencie.
Dr inż. Jacek Pok ze Szczecina, ekspert z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego, który już 25 lat temu postulował jazdę z włączonymi światłami przez cały rok, przestrzega jednak przed zbyt pochopnymi, jego zdaniem, wnioskami. - Światła na pewno poprawiają ocenę możliwości wyprzedzania, bo pozwalają lepiej spozycjonować samochód i oszacować prędkość, z jaką się porusza - przekonuje. - Statystyki natomiast nie uwzględniają wielu innych elementów, jak np. liczby wydawanych praw jazdy i wzrost liczby zarejestrowanych aut.
Zdaniem Poka, niemiecki liberalizm drogowy wynika nie tyle z analiz statystyk wypadkowych, co z działania lobby producentów aut z dużymi silnikami. - I dlatego Niemcy są jedynym krajem w Europie, które nie mają ograniczenia maksymalnej prędkości na autostradach - przekonuje polski ekspert.
Masz zdanie na ten temat? Zadzwoń na nr tel. 697 770 219 lub wyślij maila na [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?