Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obcokrajowcy na naszych boiskach. Bywają kapryśni, wrażliwi i baaardzo kosztowni

Marcin Dworzyński
Donald Djousse, zawodnik kapryśny... i bardzo wrażliwy.
Donald Djousse, zawodnik kapryśny... i bardzo wrażliwy. Andrzej Szkocki
Obcokrajowcy występujący na naszych boiskach i parkietach dawali poznać się z różnych stron. W niektórych przypadkach niezwykle głośno było o ich pozasportowych wyczynach.

Zakontraktowanie obcokrajowca o np. innym kolorze skóry lub innej cesze, która go wyróżnia, to z jednej strony udany ruch marketingowy (media podchwycają temat), a z drugiej strony ryzyko. Pół biedy, jeśli nie spełni pokładanych w nim nadziei. Gorzej kiedy, straty są znacznie większe niż wypłacany jemu kontrakt. Zanim przejdziemy do najkreatywniejszych sposobów na spędzanie wolnego czasu, sprawdźmy tych, którzy zakładali korki w celu podbicia trawiastych boisk

Pierwsza strona zawodników

W ostatnich latach wielu było zawodników, starających się o status piłkarza (kopać to każdy potrafi, z graniem gorzej), którzy mieli okazać się ciekawym wzmocnieniem.

Kto pamięta takich zawodników jak np. Mekeil Williams, Dzikamai Gwaze czy Khady? Jeśli przynajmniej dwa z tych nazwisk są państwu znane, możecie śmiało o sobie powiedzieć - na meczach Pogoni przeżyłem wiele.

Mowa o zawodnikach, którzy reprezentowali Pogoń na boiskach zaplecza ekstraklasy, a obecnie w klubie już ich nie ma. Dlaczego? Z reguły sytuacja wygląda podobnie. By bardziej zobrazować wam sytuację posłużymy się przykładem, wymagającym sięgnięcia pamięcią do lat szkolnych. Kto z was, pierwszego dnia w szkole starał się, by literkami nie wyjechać poza margines, a temat lekcji zawsze był podkreślony? Początkowo, każdy próbował ile mógł, aż linijka gubiła cyferki. Bo pierwsza lekcja, notatnik nowiuśki i każdy miał postanowienie. Zaglądając potem na dziesiątą stronę zeszytu sytuacja już tak kolorowa nie była (nie dotyczy płci pięknej). Podobnie jest z zawodnikami. Przyjeżdża taki się pokazać. Na fali entuzjazmu podczas pierwszych treningów prezentuje się na tyle dobrze, że dyrektor dyrektor sportowy powie - biorę go. Podpis, kieszonkowe jakiego pewnie już nikt mu nigdy nie zaoferuje, a potem... równia pochyła.

Godzinka z Williamsem

Spadł z niej Mekeil Williams, o którym możemy napisać, że najbardziej był znany ze spóźnienia, jednego ale ważnego. To z powodu podpisywania jego umowy, zawodnicy Pogoni wraz ze sztabem szkoleniowym spóźnili się godzinę(!) na sesję zdjęciową, wywołując konflikt z przedstawicielami mediów. O sprawie zapomnieliśmy, ale Williams wciąż spóźniał się ze swoją formą. Dlatego w klubie już go nie ma.

Podobnie jak Andre Dzikamai Gwaze. Pięć występów w pierwszej lidze i bramka przedniej urody w ostatniej minucie meczu z Kolejarzem, kiedy minął kilku zawodników podczas dryblingu. Tego nikt mu nie odbierze. Miał mieć potencjał, bo przecież z jakiegoś powodu go zatrudniono, ale pewnego poziomu już nie przeskoczył.

Khady. A raczej Khady Kazadi- Leonowicz. Proszę nie sugerować się polskim nazwiskiem. Obywatel Demokratycznej Republiki Konga był po prostu zięciem sponsora Floty Świnoujście, dla której wcześniej występował. Jego przygoda z Pogonią zakończyła się na jednej bramce.

Dobrym przykładem jest także Zaheer Bell. Kto!? A taki zawodnik, który zwrócił na siebie uwagę podczas pobytu Pogoni w USA. Ponoć na swoim podwórku prezentował się rewelacyjnie. W Szczecinie i Łodzi, gdzie także był próbowany, już tak nie błyszczał.

Najświeższym piłkarskim przykładem gdzie obcokrajowiec miał zabłyszczeć, a nawet nie zaiskrzył jest Herve Tchami. Na treningach, przed podpisaniem umowy, wyglądał nieźle. Zwód, drybling, dośrodkowanie. No, no... Później? Sami widzieliście.

Oj jak boli, jak boli

Na koniec zostawiliśmy sobie Donalda Djousse. Skrzydłowego, z którego w Pogoni próbowano zrobić napastnika. Nikt nie dostał na to tyle czasu co Kameruńczyk. Kiedy Pogoń występowała w I lidze niektóre boiska często przypominały wybieg dla krów, na szczęście brakowało na nich min zwierzęcego pochodzenia. Wybuchowo za to bywało w szatni Pogoni. Podczas jednego z meczów w przerwie Djousse stwierdził, że boli go noga i nie chce grać. Sztab szkoleniowy dolegliwościom nie dawał wiary i namawiał zawodnika do kontynuowania gry, wiedząc co się święci. No bo kto lubi grać na krzywym boisku, gdzie rywal ma jeszcze czelność grać ostro? Wrażliwy zawodnik na boisko wrócił, ale coraz częściej sprawdzał cierpliwość trenera.

W pewnym momencie było blisko eksplozji (takie nawiązanie do min). Przy okazji jednego ze spotkań Djousse znów narzekał na dolegliwości. Autokar z Portowcami odjechał, a Kameruńczyka uświadomiono, że to może odbić się na jego przyszłości. Postanowił więc gonić kolegów taksówką. Kilkaset złotych do zapłaty, ale na biednego nie trafiło. No i szans jeszcze wiele otrzymał.

Z obecnych Portowców, pochodzenia niepolskiego, problemy są z Abdulem Moustapha Ouedraogo, a raczej z jego podejściem do gry.

Nikt nie odbierze mu umiejętności, ułożonej stopy i luzu, który często go gubi. Widać to na boisku, gdzie na cztery świetne zagrania przydarza mu się jeden klops. Jeden klopsik, który gotuje całą defensywę.

W tym sezonie w pierwszym meczu rezerw wyleciał z boiska po godzinie gry za drugą żółtą kartkę. W kolejnym spotkaniu rezerw pobił rekord. Wyleciał już po pół godzinie gry.

Boli to, że zawodnik nie ma świadomości, jaką krzywdę takim zachowaniem czyni reszcie kolegom.

Ja chcę do domu

Z boisk przenieśmy się na parkiety, gdzie także nie brakowało sytuacji dziwnych. Przed sezonem 2011/12 do drugoligowego Piasta Szczecin (trzeci szczebel rozgrywkowy) trafiła środkowa Danielle Hepburn. Środkowa zwracała na siebie uwagę nie tylko innym kolorem skóry, ale także umiejętnościami i sporym zasięgiem - ponad 320 cm. W klubie z jednej strony cieszyli się, że udało im się zakontraktować taką zawodniczkę, a z drugiej bali się czy ten diamencik im... nie ucieknie. Nie ze względu na zainteresowanie ze strony innych klubów, ale na tęsknotę za Stanami Zjednoczonymi, krajem gdzie się urodziła. Hepburn płakała za domem, straszyła, że nie wróci, ale wróciła. W klubie (nieistniejącym już, za co odpowiedzialnym za to dziękujemy) swoje jednak przeżyli.

Też go bolało

Jednak ból swój maskował.

Piłka, ale tym razem ręczna i przykład Veselina Chakmakova. Przychodził do Gaz-System Pogoni Szczecin z nadzieją, że okaże się wzmocnieniem. Po pewnym czasie w klubie mieli już dość jego słabej postawy, aż przyszedł mecz z Wisłą Płock w pucharze Polski, gdzie reprezentant Bułgarii pokazał się z bardzo dobrej strony. Odblokował się. Teraz już będzie lepiej, pomyśleli i dali mu kolejną szansę. Tego ruchu później jednak żałowano, bo koniec końców, rozwiązano z nim kontrakt, a do dziś podejrzewa się, że pierwszy obcokrajowiec w zespole maskował jakąś kontuzję.

Ameryka w Stargardzie

Swoje na temat nieprzewidywalności obcokrajowców wiedzą w Stargardzie, gdzie fani dyscypliny numer jeden w tym mieście, często w barwach miejscowej Spójni obserwowali Amerykanów.

Wiadomo, że jak ktoś ze Stanów, to na pewno lepiej kozłuje, jest szybszy i nawet oddycha lepiej. Często jednak zapominano o tym, że populacja tego kraju jest bardzo rozrywkowa, próbując swoje zwyczaje przenieść do nie przyzwyczajonego do takiego życia Stargardu.

Jeden zbawiciel zdewastował mieszkanie, drugi wirtuoz rozwalił samochód, a trzeci magik wyczarował takich rachunek telefoniczny, że takich liczb na tablicy świetlnej nie widziano.

Morze alkoholu? Nie dla Rosjan. Na potrzeby naszego artykułu postawa dwójki rosyjskich rozgrywających Morza Szczecin, którzy reprezentowali ten klub w latach 90 "była rozczarowaniem". - Świetni ludzie. Na parkiecie i poza nim. Śmiało można powiedzieć, że byli profesjonalistami pełną gębą. Kiedy zmieniono przepisy, które wykluczały ich dalszą grę u nas, jeden z nich odchodził ze łzami w oczach. Takie to były perełki - mówi osoba, blisko związana wtedy z klubem. - Czy pili alkohol? Kompletne zaskoczenie, ale nie. Tak szczerze, to my nadrabialiśmy wtedy za nich.

Jak uprać dywan

Nie możemy jednak zapomnieć o osiągnięciach rodzimych zawodników. W ubiegłym sezonie, dwaj zawodnicy Morza postanowili przemeblować mieszkanie bez użycia mebli. Jeden z nich, nazwiska nie zdradzimy, ale podpowiemy, że wzrost nie dawał mu szans do gry na siatce, po jednej z wylewnych imprez postanowił... uprać dywan. Był on jednak większych rozmiarów, a żeby pralka sobie z nim poradziła, postanowił pociąć go na kawałki.

Niestety, pralka, podobnie jak dywan, do swojej roli już się nie nadawała. - Panie, co tutaj się działo!? Przychodził taki jeden, czarny i do rana pili. Niech pan sam zobaczy, co zrobił z tym pokojem - zdjęcia pokoju przypominały nam teren basenu. Tego przy stadionie Pogoni.

Jeżeli chodzi o kreatywność, naszym zdaniem lider. W kategorii - akcja, wywołującą najwyższą temperaturę - wygrywa jednak inny (Polak) były zawodnik Morza z lat 90., który spalił swoje mieszkanie, a kiedy pożar ugaszono, był już poza Szczecinem.

Krzywdzące byłoby stwierdzenie, że obcokrajowcy nie potrafią się przystosować do naszych warunków. Przykład Hernaniego czy Ediego Andradiny, a także innych, którzy dbali o mieszkanie, samochód i dywany pokazuje, że zawodnicy wywodzący się z innej kultury potrafią tę Polską zaakceptować, a w przypadku wymienionej dwójki także pokochać czego owocem jest potomstwo przy udziale polskich matek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński