Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„O przyszłość Polski nie chcę się zakładać. Wolę o nią zadbać”. Nasz wywiad z premierem Mateuszem Morawieckim

Lidia Lemaniak
Lidia Lemaniak
Adam Jankowski/Polska Press
O militarnym i gospodarczym wsparciu dla Ukrainy, środkach dla Polski z KPO i związanymi z nimi kamieniami milowymi, trudnych relacjach z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry, reformie sądownictwa, wewnętrznej sytuacji w Prawie i Sprawiedliwości oraz przyszłorocznych wyborach parlamentarnych, ale i kolejnych wyborach prezydenckich, rzezi wołyńskiej, Solidarności Walczącej i polityce historycznej z premierem Mateuszem Morawieckim rozmawiali Lidia Lemaniak i Tadeusz Płużański.

Jednym z efektów szczytu NATO w Madrycie jest wzmocnienie amerykańskiej obecności wojskowej w Europie. Wśród działań, które podejmą Stany Zjednoczone, będzie utworzenie stałej kwatery głównej V Korpusu Armii USA w Polsce, o czym poinformował Joe Biden prezydent USA. To dobra wiadomość dla Polski? 

Zdecydowanie! Efekty szczytu są budujące, zwłaszcza z dwóch powodów. Pierwszy to znaczące wzmocnienie obecności wojsk amerykańskich w Polsce poprzez ulokowanie stałego dowództwa korpusu w naszym kraju. Drugi to zgoda na przystąpienie Finlandii i Szwecji do NATO. Chcę zwrócić uwagę na nasze wysiłki dyplomatyczne, aby przekonać do tego Turcję. Wykorzystaliśmy tu nasze bardzo dobre relacje z tym krajem. Szczyt NATO w Madrycie może być kolejnym wyraźnym sygnałem w kierunku Rosji, że bezpieczeństwo, suwerenność i integralność terytorialną traktujemy z absolutną powagą i nie pozwolimy na agresywne działania. NATO staje na wysokości zadania.
 
Porozumienie Turcji z Finlandią i Szwecją otwiera tym krajom drogę do członkostwa w NATO. Możemy mówić o historycznej decyzji?

Zdecydowanie tak. To historyczna decyzja, ponieważ Morze Bałtyckie – de facto – staje się morzem wewnętrznym NATO. Jest to zdecydowane wzmocnienie militarnego potencjału NATO, bo Finlandia i Szwecja to kraje bardzo wysoko zaawansowane technologicznie, które przykładają do obronności ogromną wagę.
 
Ma Pan wiedzę, co Turcja dostała w zamian za zgodę na dołączenie Turcji i Szwecji do Sojuszu? Prezydent Erdogan jest znany z tego, że stawia twarde warunki.

Jestem przekonany, że Turcja doszła do wniosku, że warto wypracować przede wszystkim kompromis z Finlandią i ze Szwecją, a tureckie obawy związane z terroryzmem zostały potraktowane poważnie. Polska intensywnie działała na różnych szczeblach, aby przekonać Turcję. Jak widać, skutecznie.

Wszystko odbywa się w kontekście wojny na Ukrainie. Chcę zapytać przede wszystkim o Polskę i bezpieczeństwo naszego kraju. Rosja już po raz kolejny ustami swoich propagandystów straszy również atakiem na Polskę. Czy to są „strachy na lachy”, czy jednak poważne zagrożenie? Na myśl przychodzi 1939 rok – też mieliśmy trwałe sojusze z których niewiele, niestety, wtedy wyszło. Czy może Pan powiedzieć Polakom, że teraz naprawdę jesteśmy bezpieczni?

Tak, naprawdę możemy czuć się bezpieczni, ponieważ sytuacja na szczęście nie jest porównywalna do 1939 roku, z wielu względów. Wtedy byliśmy otoczeni przez dwie skrajnie wrogie potęgi. Dziś jesteśmy częścią najpotężniejszego sojuszu militarnego na świecie, a jego liderzy podkreślą, że będą bronić każdej piędzi ziemi państwa należącego do NATO. Jakkolwiek Rosja grozi, szantażuje, pręży muskuły, to uważam, że Sojusz pokazał wystarczająco determinacji w ostatnich miesiącach, by nie mieć wątpliwości, że nie cofnie się przed groźbami ani o krok. Moja odpowiedź jest jednoznaczna – jak najbardziej możemy się czuć bezpieczni, a coraz większa siła naszej własnej armii, jak również wzmocnienie Sojuszu poprzez przystąpienie państw tak świadomych ryzyka zagrożenia rosyjskiego jak Finlandia i Szwecja, jeszcze to bezpieczeństwo umacniają.
 
Bardzo niepokojące słowa padły ostatnio z ust premier Estonii, która że powiedziała, że – de facto – państwa bałtyckie zostały poświęcone przez NATO, że czują się tak zagrożeni, że w momencie wprowadzenia procedury artykułu 5, zanim NATO pomoże, to będzie po sprawie i państwa bałtyckie zostaną wchłonięta, a odbicie tych terenów nie będzie właściwie możliwe. Jak się Pan odniesie do tych słów?

To scenariusz niezwykle pesymistyczny. Każdy przywódca kraju, także pani premier Estonii, nie tylko ma prawo, ale obowiązek strategicznego rozpatrywania różnego rodzaju scenariuszy, także scenariuszy najwyższego zagrożenia. Wszystkie państwa bałtyckie i Polska uważają, że powinniśmy na wschodniej flance mieć jeszcze więcej żołnierzy NATO i żołnierzy amerykańskich. W Polsce mamy dziś około 10 tys. żołnierzy amerykańskich i uważam, że już samo to jest bardzo poważnym wzmocnieniem bezpieczeństwa naszego kraju. Z całą pewnością kraje bałtyckie chciałyby również większej obecności wojsk NATO na swoim terytorium i w tym sensie rozumiem pewnego rodzaju rozgoryczenie. Sam je podzielam i uważam, iż NATO powinno być jeszcze bardziej aktywne, właśnie na flance wschodniej, ponieważ to tu zagrożenie jest największe. a nie np. na flance południowej. A jeśli przyjdzie kiedyś bronić flanki południowej, to Polska także będzie gotowa wspierać naszym wojskiem sojuszników na tym odcinku. Na tym polega solidarność.
 
W styczniu ma być sfinalizowany nowy traktat międzypaństwowy pomiędzy Polską a Ukrainą. Znajdują się w nim bardzo ważne kwestie historyczne, ale także współpracy między krajami w przyszłości. Już są inni kandydaci do odbudowy Ukrainy, np. Niemcy. Czy grozi nam taki scenariusz, że my Ukrainie pomagamy, a przyjdą Niemcy lub Francja i powiedzą – to my teraz ten kraj odbudujemy, a Polska swoje zrobiła i już wystarczy, dziękujemy?

Słyszę takie głosy, ale odpowiem na nie dość zasadniczo – nie widzę takiego zagrożenia. Wiem, w jaki sposób konstruowane są projekty gospodarcze, a później infrastrukturalne w przypadku takich zniszczeń. Pracy na Ukrainie, aby ją odbudować, będzie na całą dekadę – i dla Niemiec, i dla Polski, i dla Francji. Ważne jest, aby wspólnota międzynarodowa skumulowała wystarczająco dużo środków, aby móc tę infrastrukturę odbudowywać jak najszybciej. Podczas moich różnych rozmów premier i prezydent Ukrainy potwierdzili, że polskie przedsiębiorstwa będą wręcz preferowane na Ukrainie. Ustawa, którą przygotowuje strona ukraińska ma w sposób bardzo przyjazny traktować polskich pracowników i przedsiębiorców. To świadczy o tym, że Polska jest tam bardzo mile widzianym inwestorem. Jednak pytanie, które tu padło, zabrzmiało tak, jakby wojna się skończyła albo zmierzała ku końcowi. Niestety tak nie jest. Moim głównym zmartwieniem dzisiaj jest wsparcie Ukrainy poprzez organizację pomocy na arenie międzynarodowej i poprzez dostawy broni. Ten zardzewiały ruski walec cały czas jedzie do przodu. Siewierodonieck jest praktycznie w rękach rosyjskich, toczą się bardzo zażarte walki o Lisiczańsk. Sygnały, które płyną z Ukrainy, są niestety coraz bardziej pesymistyczne. Pomoc ze strony wielu państw zachodnich jest ciągle za mała. Dostawy artyleryjskich systemów rakietowych i armatohaubic z Zachodu idą zdecydowanie zbyt wolno. Zbyt wiele z nich to ciągle zapowiedzi, a nie faktyczna realizacja. Ta wojna jest wojną artyleryjską. Oni potrzebują artylerii, której mają 10 a może i 15 razy mniej niż Rosjanie. Więc jak ukraiński żołnierz ma się bronić, skoro jest zalewany rosyjskim ogniem, na który nie może odpowiedzieć z podobną siłą?
 
Nie ma Pan takiego wrażenia, że wojna na Ukrainie nam wszystkim spowszedniała? Społeczeństwu, mediom, ale też politykom Zachodu i traktujemy to już tak, jak codzienność?

W odniesieniu do Polaków i większości polskich mediów takiego sformułowania bym nie użył. Natomiast prawdą jest, że opinia publiczna Zachodu powoli się tym tematem nuży. Dlatego też staraliśmy się poprzez wiele działań, w tym szeroko zakrojoną akcję „Stop Russia Now” uzmysłowić zakres zbrodni, których Rosjanie dokonują na Ukrainie. To bardzo ważne, ponieważ społeczeństwa zachodnie muszą zrozumieć, że ta wojna toczy się również o ich bezpieczeństwo. Obawiam się, że kolejne miesiące będą przynosić więcej zobojętnienia. To nigdy nie jest zjawisko skokowe. Spodziewam się raczej równi pochyłej. I to jest zjawisko niezwykle groźne – niestety na to też liczy Putin.
 
A czy sankcje nałożone na Rosję, które są dość mocne, okazały się skuteczne? Jednak Putin ciągle jest na Ukrainie, nie wycofał się z niej, a zdaje się, że to było ich głównym celem.

Największy problem z sankcjami jest taki, że one są mocne, ale zadziałają w średnim i w długim terminie. Znacznie osłabiają potencjał gospodarczy Rosji i powinny doprowadzić do jej izolacji. Jakie problemy z rozwojem miał kraj izolowany, taki jak Białoruś, wiemy doskonale. Tylko te kraje, które potrafią konkurować, rozwijać nowe technologie we współpracy z najbardziej zaawansowanymi państwami i dostawcami tych technologii, mają szansę wspinać się na drabinie wartości dodanej. Rosja tej szansy się teraz pozbawia. Niestety, efekty przyjdą w średnim okresie, w ciągu roku, dwóch, pięciu lat. Natomiast w krótkim okresie, ze względu na wzrost cen surowców, Rosja wychodzi z tego obronną ręką, ponieważ dostaje twarde dewizy za dostawy gazu i ropy. To oczywiście jest potężny problem, gdyż nawet mimo sankcji Zachodu Rosja może sprzedawać swoje towary w innych miejscach. Trzeba sobie też powiedzieć, że wolne kraje muszą przepracować temat Rosji i Ukrainy, uczciwie informując o tym zagrożeniu. W krajach afrykańskich i azjatyckich – nie mówię tylko o Chinach, ale i Indiach, Indonezji czy Wietnamie – postrzeganie zagrożenia rosyjskiego jest inne niż na Zachodzie. Proszę zwrócić uwagę, że teraz do grupy krajów BRICS niejako zaproszone zostają albo same chcą się dopisać dwa kolejne potężne państwa – Indonezja i Argentyna. Jeśli porównamy ze sobą PKB G7 i PKB BRICS z Indonezją i Argentyną, to w sile nabywczej PKB G7 przegrywa, mimo że to o tych państwach myślimy jako o najpotężniejszym układzie gospodarczym świata. Świat się mocno zmienia na naszych oczach. Nie możemy od tego abstrahować. Indie, Indonezja, Brazylia czy Afryka Południowa to państwa, które powinny być przez nas przekonywane do tego, że my mamy wyłącznie pokojowe zamiary. Bo tak przecież jest. NATO ma wyłącznie defensywny charakter. Nie chcemy pozwolić na to, aby wielki sąsiad mógł napadać mniejszego, a zagrożeniem dla globalnego porządku jest Rosja, a nie Zachód.
 
W tej chwili negocjacje z Putinem mają jakikolwiek sens? Myślę zwłaszcza o rozmowach prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który niezwykle często dzwoni do prezydenta Rosji.

Wszelkie kroki negocjacyjne zaczynałbym od Kijowa i od tego, jaka jest decyzja prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i rządu Ukrainy.
 
Przejdźmy teraz do polityki krajowej. Ale zanim zapytam o KPO inne szybkie pytanie. Czy rząd zamierza podnieść podatek VAT do 25 procent?? Kilka dni temu prof. Marek Belka stwierdził, że w obecnej sytuacji podwyżki podatków są nieuniknione.

Nie planujemy żadnych podwyżek. Wypowiedź Pana Belki jest najlepszym podsumowaniem balcerowiczowskiej polityki, którą od lat uprawia neoliberalny establishment. Dla nich metodą na walkę z kryzysem jest przenieść go na barki zwykłych ludzi. My natomiast od samego początku tworzymy strategię właśnie mając na uwadze bezpieczeństwo finansowe polskich rodzin. Mam tu na myśli Tarcze Antykryzysowe, Tarczą Antyinflacyjną, wreszcie Tarczę Antyputinowską. Obniżki VAT na produkty spożywcze, obniżki na paliwo, prąd i gaz. Dopłaty do nawozów. A od 1 lipca obniżka PIT do 12 procent jest już faktem.
 
No dobrze, powiedział Pan niedawno, że „99 proc. kamieni milowych jest w interesie Polski”. Innego zdania jest Solidarna Polska, Wasz koalicjant w ramach Zjednoczonej Prawicy. Z części ust posłów Zbigniewa Ziobry słyszałam stwierdzenie „kamienie u szyi”. Jak to jest naprawdę?

Wystarczy popatrzeć na to, jakie są wskaźniki, jakie są cele Krajowego Planu Odbudowy. Otóż tam przede wszystkim mamy różnego rodzaju inwestycje w badania, rozwój, drogi, obwodnice, szpitale, przedszkola, komputery dla dzieci w szkołach. To wszystko rzeczy, które są bardzo potrzebne. Dziś to raczej pożyczenie przez Polskę pieniędzy na rynku międzynarodowym w takiej skali, mogłoby się okazać „kamieniem u szyi”. A to takie skrajnie nierozsądne „propozycje” padają ze strony osób, które niewiele rozumieją z natury rynków. Konieczność pożyczenia obecnie na rynku stu kilkudziesięciu kolejnych mld zł na 7 proc., bo po tyle Polska pożycza dzisiaj na rynkach międzynarodowych, mogłoby stanowić ogromne zagrożenie. Mamy więc po jednej stronie pieniądze z grantów, plus super tanie pożyczki gwarantowane przez jeden z najpotężniejszych układów gospodarczych świata, a po drugiej stronie mamy „chwilówki”. Jeżeli ktoś doradza mi, żebym wziął dla Polski chwilówkę i zwiększył ryzyko gospodarcze dla naszego kraju, to uważam, że jest to bardzo zła rada. No chyba, że krytykom chodzi o to, żeby w ogóle zrezygnować z inwestycji i jakichkolwiek pieniędzy dla Polski. Ale to już nie jest polityka, lecz antypolityka.
 
Zdaniem Solidarnej Polski wcześniej rząd przyjął zupełnie inny dokument w sprawie KPO, niż ten zaakceptowany przez Brukselę. I czy przyjmie Pan zakład, zaproponowany przez Zbigniewa Ziobrę?

W wyniku dokumentu przyjętego przez rząd ministrowie poszczególnych resortów zostali upoważnieni do określania wskaźników, bardzo dobrych dla Polski, wskaźników i inwestycji. W taki sposób został skonstruowany ten dokument.
 
A zakład?

O przyszłość Polski nie chcę się zakładać. Wolę o nią zadbać.
 
W KPO zostało zapisane wprowadzenie podatku od samochodów spalinowych. Z ust przedstawicieli rządu słyszę jednak, że nie zgodzicie się na takie podatki. Ale jednak jest to na piśmie, zgodziliście się na to, więc?

Nie ma co ulegać propagandzie osób mających złą wolę. W zapisach chodzi o to, aby pojazdy, które emitują mniej spalin i szkodliwych substancji, miały większe preferencje. Już dzisiaj tak jest. Możemy zatem kontynuować to, co jest obecnie, i już więcej nie będziemy musieli nic zrobić. Możemy też udzielić jeszcze wyższych preferencji na auta emitujące mniej trujących substancji. Już dziś jest tak, że od samochodów powyżej dwóch litrów pojemności skokowej silnika jest dużo wyższa akcyza i podatek niż ten, który jest nakładany na auta poniżej dwóch litrów pojemności skokowej silnika. Podobnie jest, jeśli chodzi o dopłaty i preferencje. Mamy prawo konstruować taki system ulg, jaki uważamy za stosowny. Już dziś dokonujemy dopłat do samochodów elektrycznych. Za 2-3 lata będzie taki system, który będzie jeszcze bardziej odpowiadał na te potrzeby. Nie widzę zatem tutaj żadnego zagrożenia dla użytkowników pojazdów spalinowych w Polsce.
 
Czyli może Pan powiedzieć jasno, że ktoś, kto posiada samochód spalinowy, nie będzie płacił żadnych nowych podatków?

Tak. Żadnych nowych podatków dla posiadaczy aut spalinowych nie planujemy.
 
Czytając „kamienie milowe” mam wrażenie, że znaczna z nich część jest nieprecyzyjna. Zresztą, to nie jest tylko moje zdanie, mówią tak także niektórzy politycy PiS. Nie obawia się Pan, że może to się stać narzędziem szantażu Komisji Europejskiej? Czyli np. rząd będzie twierdził, że coś wykonał, a KE, że nie i zwyczajnie będą kłopoty z wypłatą kolejnych transz pieniędzy, a co najmniej ich opóźnianie?

Problem KPO jest mocno fetyszyzowany. Główna część środków unijnych, która służy do budowy dużej infrastruktury, na dopłaty dla rolników, rozwój obszarów wiejskich, na naukę i badania, to ponad 500 mld zł. I rezygnacja z takich pieniędzy to po prostu samobójstwo. Wiem coś o rynkach finansowych, więc wiem też, że dziś pożyczenie takich pieniądzach byłoby kompletnie niemożliwe dla Polski. W czwartek podpisaliśmy umowę partnerstwa i wieloletnie ramy finansowe z Komisją Europejską. Bez kompromisu w sprawie KPO nie byłoby to możliwe. Przypomnę, że również we wcześniejszych umowach partnerstwa były różnego rodzaju warunki, zapisy, cele, wskaźniki. Podobnie jest w Krajowym Planie Odbudowy. Tutaj też zapisane są warunki, cele, wskaźniki. I nagle dziś opozycja, a także pewni sceptycy wewnątrz naszej Zjednoczonej Prawicy, usiłują wskazać problem z tym, z czym i wcześniej również bywały problemy. Przedstawiają normalną sytuację, jakby to było coś nowego, niespotykanego. Dla mnie najważniejsze jest to, aby środki do Polski zaczęły w końcu płynąć. To, czy potem będziemy się kłócić z Unią Europejską, czy jakiś cel został wykonany w 100 proc., czy w 80 proc., i wypłatę dostaniemy w marcu czy w lipcu, jest rzeczą drugorzędną. Najważniejsze jest to, żeby w tej geopolitycznej zawierusze, w jakiej funkcjonujemy, rynki finansowe zobaczyły, że Polska jest bezpieczna finansowo i że otrzymujemy środki na następne kilka lat, co pozwoli nam znacząco zwiększyć potencjał wzrostu gospodarczego. Taka jest charakterystyka tego, co parę dni temu podpisaliśmy, ale taka jest również charakterystyka KPO. KE będzie patrzeć na wydawanie tych środków z aptekarską dokładnością, ale my się tego nie boimy, bo po prostu Polska inwestuje je bez większych zarzutów.
 
Kiedy do Polski trafią pierwsze pieniądze z KPO? Początkowo niektórzy mówili, że we wrześniu, teraz słyszymy o początku przyszłego roku. Z czego to wynika, skoro kryteria są jasne?

Gdyby decydowały kryteria merytoryczne - te środki byłyby już w Polsce. A że decyduje polityka i do tego jeszcze dochodzą brudne gierki opozycji, to KE opóźnia przekazanie tych środków, ile może. Zachowujemy cierpliwość, nie czekamy na pieniądze unijne, inwestujemy własne środki, a oliwa, powoli, ale wypłynie na wierzch, i fundusze UE spłyną do Polski. Uważam, że na przełomie tego i kolejnego roku trafią do nas pierwsze środki z nowych perspektyw unijnych - z umowy partnerstwa lub KPO.
 
Skoro już zapytałam wcześniej o Solidarną Polskę to muszę zapytać o to, co jakiś czas temu stwierdził Zbigniew Ziobro. „Wraz z odejściem Beaty Szydło skończyło się zielone światło dla zmian w sądownictwie”. Nie padło to wprost, ale każdy się domyśla, że Pan dał – zdaniem Zbigniewa Ziobry – czerwone światło… Tak jest?

Cały czas bardzo mocno wspierałem i wspieram reformę wymiaru sprawiedliwości. A dla dobrych reform zawsze jest zielone światło.
 
Panie Premierze, jednak w ostatnich przemówieniach prezes Jarosław Kaczyński powtarza, że sądy nie działają tak, jak powinny…

Zgadza się.
 
Ale jednak rządzicie już prawie siedem lat. Dlaczego reformy sądownictwa nie udało się wciąż przeprowadzić?

Dlatego, że jest wielki opór środowiska sędziowskiego, wspierany przez totalną opozycję. Ponadto brak zrozumienia dla faktycznych intencji naszej reformy ze strony Brukseli doprowadził do licznych opóźnień w realizacji tych zmian. To jest główna przyczyna. Być może można było tę reformę zacząć inaczej, ale nie ma sensu rozdrapywać starych ran. Trzeba szukać lepszych rozwiązań. Tego potrzebuje Polska, tego chcą Polacy.
 
Gdyby to od Pana zależało, do następnych wyborów parlamentarnych PiS poszedłby z Solidarną Polską na listach?

Oczywiście, że tak.
 
A dla innych Waszych koalicjantów w ramach Zjednoczonej Prawicy, czyli Partii Republikańskiej i Stowarzyszenia OdNowa, miejsca na listach PiS się znajdą?

Jak najbardziej. Dla wszystkich. Jesteśmy szerokim obozem.
 
W tym współpracujących z Wami Pawła Kukiza i jego dwójki posłów oraz koła Polskie Sprawy?

To w dużym stopniu zależy od ich planów i od rozmów, które jeszcze są przed nami.
 
Jeśli już przy wyborach jesteśmy – jakich propozycji możemy się spodziewać ze strony PiS? Mówiło się np. o „700 plus”, ale prezes Jarosław Kaczyński zdementował te informacje medialne, mówiąc, że byłoby to proinflacyjne. Czy będą zatem inne, społeczne propozycje?

Już dzisiaj rozwijamy politykę rodzinną w wielu innych obszarach. Dużo więcej niż 200 dodatkowych złotych na każde dziecko wydajemy na wiele innych celów związanych z rodziną. Np. Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, Dobry Start, Maluch Plus czyli rozwój infrastruktury żłobkowej, programy infrastrukturalne i społeczne. Zwiększamy cały czas nasze wydatki na cele społeczne i prorodzinne, wykorzystując coraz to nowe typy instrumentów wsparcia, i na tym się będziemy koncentrować. A co do programu na wybory, to dzisiaj jest jeszcze za wcześnie, aby składać jakiekolwiek deklaracje.
 
Częścią przepisu na sukces ma być zmiana struktury PiS i 94 okręgi, których szefów poznaliśmy w ostatnich dniach?

Pandemia doprowadziła do zmiany stylu życia bardzo wielu ludzi. Także partia, która powinna tętnić życiem, została nieco uśpiona. Dlatego celem na teraz jest odrodzenie życia partii, kontaktów z ludźmi w każdej gminie, w każdym powiecie i dlatego prezes Jarosław Kaczyński zadecydował o zmianach w strukturze organizacyjnej. Jestem przekonany, że doprowadzą one do zwiększenia aktywności wszystkich działaczy Prawa i Sprawiedliwości.
 
A jaki był klucz doboru „opiekunów” województw? Pan ma coś wspólnego ze Śląskiem, którego został Pan „opiekunem”, bo startował Pan z Katowic. Ale np. minister Przemysław Czarnek, czy wicemarszałek Ryszard Terlecki, niewiele jednak mają wspólnego z regionami, których „opiekunami” zostali. Takich przypadków jest mnóstwo.

Tajemnic partyjnej kuchni się nie zdradza.
 
Celem PiS jest taka wygrana w wyborach, aby znów rządzić samodzielnie?

Oczywiście. Każda partia dąży do tego, żeby rządzić możliwie samodzielnie i zdobyć jak najlepszy wynik wyborczy.
 
Czy gdyby zabrakło Wam posłów do samodzielnego rządzenia, dopuszcza Pan koalicję z PSL? Ostatnio o takiej mówił poseł Władysław Teofil Bartoszewski.

Jesteśmy gotowi po wyborach do rozmów z każdym, kto chce zmieniać Polskę na lepsze i ją wzmacniać.
 
„Składam publiczne przyrzeczenie, że my te wybory wygramy. Wspólnie z całą opozycją albo nawet sami” – powiedział przewodniczący PO Donald Tusk. Jest Pan w stanie pokusić się o takie samo przyrzeczenie, że to PiS wygra wybory?

Zrobimy wszystko, aby wygrać wybory, ponieważ po to są partie polityczne, aby realizować swój program i wizję. Nasza polityka społeczna, w porównaniu do tej spod znaku PO-PSL, to jest niebo a ziemia. Odrzuciliśmy neoliberalny model państwa-nocnego stróża, w którym społeczeństwo traktowane było jak piąte koło u wozu. Pokazaliśmy, że można rocznie przeznaczyć na cele społeczne 80-90 mld zł – mam na myśli „500 plus”, wszystkie inne elementy polityki prorodzinnej, trzynastą i czternastką emeryturę – i nadal mieć dobrze zbilansowany budżet. Oprócz tego poczyniliśmy gigantyczne inwestycje w infrastrukturę powiatową i gminną – szpitale i szkoły. Proszę porównać sobie, ile wydawano wówczas – za czasów Platformy Obywatelskiej – a ile wydajemy dziś. Znowu – niebo a ziemia. Bezrobocie – najniższe w historii Polski. Masowa migracja – zastąpiona powrotami do kraju. Wreszcie – bezpieczeństwo i sprawy obronne, które traktujemy z najwyższą powagą. Przyjęliśmy Ustawę o obronie Ojczyzny – wielki przełom, który zawdzięczamy pracy prezesa Jarosława Kaczyńskiego w rządzie. To wszystko są rzeczy, które odmieniły Polskę i sprawiły, że jest państwem coraz bardziej solidarnym. Wierzę w to, że Polacy dostrzegają te zmiany, mimo emocjonalnej mgły, którą Platforma Obywatelska próbuje wywołać. Liczę, że Polacy zobaczą wielką różnicę i pomimo naszych potknięć i błędów, nagrodzą nas zwycięstwem wyborczym. A przede wszystkim wierzę, że to będzie zwycięstwo samych Polaków i polskich rodzin.
 
Jakie potknięcia i błędy ma Pan na myśli?

Błędy zdarzają się nam, tak jak wszystkim. Jesteśmy tylko ludźmi. Ale my się ich nie wyrzekamy, ale je naprawiamy. Mogę wskazać chociażby kwestię Gowinowych komplikacji podatkowych dla klasy średniej. Przyznaję, że nie wykazałem tu wystarczającego zdecydowania, a to było rozwiązanie po prostu zbyt skomplikowane i utrudniało życie wszystkim. Dlatego od 1 lipca wchodzi prostszy, niższy podatek PIT 12%.
 
Może się jednak wydawać, że o zwycięstwie wyborczym nie zdecyduje ani wojna na Ukrainie, ani bitwy z Brukselą, ale portfele Polaków. Nie obawia się Pan, że PiS może przegrać przez inflację?

Jesteśmy formacją polityczną, która w każdych okolicznościach stara się robić wszystko, co się da, żeby odpowiedzieć na wyzwania i zagrożenia, jakie stoją przed Polską. Dzisiaj największym wyzwaniem, obok wojny na Ukrainie, jest związana z nią inflacja, czyli putinflacja. Nasze działania z jednej strony idą w kierunku osłony tych, którzy są najbardziej potrzebujący, najmniej zamożni, a z drugiej strony – są to działania interwencyjne, jak na rynku nawozów, na rynku węgla, na rynku kredytów hipotecznych czy na rynku paliw. Trzecim obszarem są działania inwestycyjne. Inwestujemy w przyszłość i z tego również powodu są potrzebne środki unijne. To są działania antyinflacyjne, które chronią portfele Polaków i jednocześnie bronią Polski przed recesją. Dziś koncentrujemy na tym naszą uwagę. Wiem, że jest ciężko. Wiem, że to jest potężny problem dla zwykłych ludzi, i dlatego robimy wszystko, aby Polacy mogli kupować tańszy węgiel – kupujemy go dzisiaj na całym świecie, żeby zastąpić dostawy z Rosji. Dlatego też obniżyliśmy po raz kolejny podatki, co zacznie obowiązywać od początku lipca. Wszystko po to, aby Polacy mieli więcej pieniędzy w kieszeni. Najniższy podatek PIT w historii współczesnej Polski to nasze dzieło. Podsumowując – podejmujemy działania osłonowe, interwencyjne i inwestycyjne.
 
Kibicuje Pan wspólnej liście opozycji? Pomysł Donalda Tuska ma wielu zwolenników w PiS, bo twierdzą oni, że to gwarancja Waszej wygranej w wyborach.

Mogę raczej powiedzieć, że chciałbym, aby nasza lista była listą zjednoczonej prawicy, czyli zawierała wszystkie partie, o które pani wcześniej pytała. Jesteśmy przecież obozem „wielkiego namiotu”. Reprezentujemy różne wrażliwości – od republikańskiej po wolnorynkową i socjalną. One wszystkie są potrzebne. Tankowiec, największy statek naszej flotylli, czyli Prawo i Sprawiedliwość jest oczywiście wiodącą siłą w tej grupie i to ważne, żeby o tym nie zapominać.
 
Jest Pan wymieniany jako przyszły kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta. Ostatnio potwierdził to w wywiadzie dla „Polska Times” prezes Jarosław Kaczyński. Doświadczenie polityczne Pan ma, ale czy ma Pan chęć, aby w wyborach prezydenckich wystartować?

Jesteśmy jeszcze przed półmetkiem drugiej kadencji prezydenta Andrzeja Dudy. Mamy wiele czasu na to, aby się zastanawiać nad kandydatem. Na pewno Prawo i Sprawiedliwość wybierze najlepszego kandydata i takiego, który będzie mieć najpoważniejsze szanse na wygranie wyborów.
 
Porozmawiamy jeszcze o historii. W kontekście relacji Polski z Ukrainą pozostaje kwestia rzezi wołyńskiej. Są informacje, że szanse są duże, żeby tę sprawę raz na zawsze zamknąć, zbadać, rozliczyć, przeprosić. To prawda?

Żyjemy obecnie w czasie przełomowym i taki moment historyczny tworzy zupełnie nową perspektywę, nowe otwarcie. Dzisiaj Ukraina tworzy fundamenty zupełnie nowego mitu założycielskiego – mitu wynikającego z obecnej wojny. Poprzednie próby budowy świadomości i tożsamości ukraińskiej były próbami absolutnie chybionymi, bo nie można budować na kłamstwie. Nie można budować na pamięci o potwornej zbrodni. My nigdy - ja z pewnością na to nie pozwolę - nie wyrzekniemy się prawdy o tym, co działo się na Ukrainie 80 lat temu. Bardzo doceniam wysiłki obecnych władz Ukrainy – po raz pierwszy tak jednoznaczne – aby ten temat w odpowiedni sposób rozliczyć i zamknąć. Moja mama, która mieszkała w czasie wojny w Stanisławowie, bardzo często opowiadała mi o tym, jak wielkim zagrożeniem, nawet tam na południu, były nacjonalistyczne siły ukraińskie dla Polaków. Zbrodnie, które miały miejsce, nie mogą być zamiecione pod dywan. Głosy, które obecnie płyną z Ukrainy, są pierwszymi obiecującymi w tej sprawie poważne rozliczenie.
 
W czerwcu przypadało 40-lecie Solidarności Walczącej. Pana ojciec, śp. Kornel Morawiecki, jak wiadomo, był założycielem i liderem tej organizacji. Jak to było w Pana przypadku – czy posiadanie takiego taty, to bardziej wyróżnienie czy może obciążenie?

To zobowiązanie.
 
Był Pan młodym działaczem Solidarności Walczącej. Czym konkretnie Pan się zajmował? Pana tata bardziej namawiał Pana do tej działalności, czy może przestrzegał i chronił, mówiąc, że to nie dla Pana?

Nie mógł mnie do niczego namawiać lub przestrzegać przed czymś, ponieważ się z nim przez 6 lat ani razu nie widziałem i ani razu z nim nie rozmawiałem. Komuniści zabrali nam, łącznie z więzieniem i deportacją ojca prawie całą dekadę życia. A czym się zajmowałem? Zajmowałem się tym, czym wszyscy młodzi działacze opozycji antykomunistycznej wówczas, czyli drukiem i dystrybucją ulotek i innych materiałów, organizacją manifestacji i malowaniem na murach różnych napisów antykomunistycznych. To był nasz chleb powszedni. Później, gdy już byłem starszy, to również pisaniem artykułów pod różnymi pseudonimami, które do dzisiaj gdzieś są w annałach prasy podziemnej.
 
Istniała przecież NSZZ Solidarność. Dlaczego powstała właściwie Solidarność Walcząca? Czy nie wystarczała dotychczasowa formuła?

W pierwszych miesiącach po wprowadzeniu stanu wojennego widać było wyraźnie dwa nurty działań. Pierwszy – który był bliżej Komitetu Prymasowskiego Kościoła i na Dolnym Śląsku przewodniczącego Frasyniuka – nazwałbym nurtem przetrwania. Solidarność traktowano tam jako ogromną wartość, ale nikt nie chciał się porywać z motyką na słońce - w przekonaniu, że radykalna zmiana nie jest możliwa. I drugi nurt – skupiony wokół tych ludzi, którzy chcieli się jednak porywać z motyką na słońce, i oni zaczęli działać w Solidarności Walczącej. Nie chciałbym stawiać tych dwóch nurtów w opozycji, ponieważ każdy, kto żył w podziemiu w latach osiemdziesiątych, wie doskonale, że one się przenikały. Ja współpracowałem bardzo blisko z kolegami z RKS. Po wpadkach trzech pierwszych przywódców Solidarności na Dolnym Śląsku, czyli Frasyniuka, Piniora i Bednarza, szefem został Marek Moszyński, który – gdybyście państwo dzisiaj z nim porozmawiali – z pewnością potwierdziłby słowa o naszej bardzo bliskiej współpracy. On także budował organizację w przyjaźni, w dobrej współpracy z Solidarnością Walczącą. Mogę pochwalić moich kolegów, przede wszystkim z Solidarności Walczącej, że był moment w latach osiemdziesiątych, gdzie blisko połowa całego druku podziemnego w Polsce, była realizowana właśnie przez członków Solidarności Walczącej. Czyli niewątpliwie była to jedna z najbardziej aktywnych organizacji podziemia antykomunistycznego. A historia potwierdziła, że komunistów można było pokonać, a nie się z nimi dogadać. Porywanie się z motyką na słońce wcale nie było gestem szaleńców, tylko strategią całkiem racjonalną.
 
Czy dzisiaj, po 40 latach, Solidarność Walcząca ma wreszcie właściwe miejsce w historii? Czy po latach jednak zakłamywania i pomijania odzyskała ona dobre imię?

Charakterystyczną cechą budowniczych III RP było ośmieszanie, zapomnienie i zakłamywanie - to dotyczyło niemal wszystkich, którzy nie zgadzali się z obowiązującą doktryną narodowego pojednania z dawnymi oprawcami. Zamiast dekomunizacji i lustracji wymierzonej w komunistów, to Solidarność Walcząca dostała etykietę „oszołomów” i „wariatów”.
 
Przynajmniej „radykałów”.

„Radykałów” to jeszcze byłby komplement, natomiast były inne epitety. Rzeczywiście, przez pierwsze 20 lat cały czas robota Urbana, Kiszczaka i Michnika skutkowała zapomnieniem, spychaniem na margines. Nie tylko zresztą Solidarności Walczącej, ale także wielu aktywnych działaczy Solidarności, którzy nie zgadzali się z linią – nazwijmy ją w skrócie – „Kiszczak, człowiek honoru”. Marginalizowano Żołnierzy Wyklętych i ten nurt dawał o sobie znać. Ludzie się coraz bardziej organizowali, zarówno wokół upamiętniania Żołnierzy Wyklętych, jak i odbudowy pamięci o latach osiemdziesiątych. Dzisiaj mogę powiedzieć, że w dużym stopniu, choć jeszcze nie w całości prawda o latach osiemdziesiątych została przywrócona. Z tego powodu bardzo się cieszę.
 
Poruszmy jeszcze temat, który może się wydawać poboczny, ale jest bliski mojemu sercu. Powązki Wojskowe i Łączka. Pana tata spoczywa na Powązkach Wojskowych, wyjątkowej dla Polski nekropolii. Czy Panu nie przeszkadza to, że obok leży Bolesław Bierut czy Wojciech Jaruzelski?

Przeszkadza mi to. Ale jeszcze bardziej przeszkadza mi, że kilka metrów od Łączki leży Julia Brystygierowa, czyli „krwawa Luna”. Ta, która w okrutny sposób torturowała naszych największych patriotów. Majestat śmierci też ma swoje prawa i charakterystykę. Trzeba uszanować wszystkich zmarłych, ale ich honorowanie wielkimi grobowcami to jest rodzaj zakłamywania historii, ponieważ ich rola w historii Polski była po prostu negatywna albo - w części przypadków - skrajnie zła, szkodliwa i zbrodnicza . To tym bardziej bolesne, jeśli pomyślimy, jak wiele ofiar tych ludzi do dziś nie ma swojego, nawet skromnego, grobu, bo ciała nie zostały odnalezione.
 
Może przynajmniej, jeśli – jak rozumiem – operacja tzw. dekomunizacji Powązek Wojskowych nie jest do końca możliwa, to może warto np. oznaczyć groby tych najgorszych komunistów, typu Bierut i Jaruzelski i napisać kto to jest? Może tym powinien się zająć Instytut Pamięci Narodowej?

To na pewno ciekawy pomysł.
 
Na koniec zapytam o „Historię i teraźniejszość”, czyli podręcznik dla techników i liceów. Opozycja nie zostawia suchej nitki na tym podręczniku, którego autorem jest prof. Wojciech Roszkowski, co już samo przez się powinno gwarantować jakość i rzetelność, a jednak jest wielka awantura. O co chodzi opozycji w krytyce tego podręcznika i tego przedmiotu?

Podręcznika nie czytałem, więc trudno mi się odnieść. Natomiast o co chodzi opozycji? O cenzurę w myśl pedagogiki wstydu III RP. I o awanturę. To nie ulega wątpliwości. Cenzura się jednak dawno skończyła. Mamy wolny kraj. A w awanturę nie damy się wciągnąć. Polska potrzebuje stabilności, solidarności i rozwoju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński