- To bardzo przykra sprawa. Postawa lekarzy była dla nas zaskoczeniem. Ta cała sprawa była bardzo stresująca dla dzieci - mówi Wojciech Dąbrówka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Szczecinie.
W niedzielę wieczorem kurator sądowy zawiadomił policję, że w rodzinie wielodzietnej przy ul. Żupańskiego dzieje się źle. Czwórką małych dzieci opiekuje się pijana matka. Najstarsze dziecko ma 9 lat. Najmłodsze 5 miesięcy. Na miejsce przyjechali też pracownicy interwencji kryzysowej MOPR. Podejrzenia kuratora potwierdziły się. Doszło do awantury. Matka nie chciała oddać najmłodszego dziecka kurczowo trzymając je w ramionach. Wezwano pogotowie. Okazało się, że kobieta jest pijana. Dwójka najmłodszych dzieci była zaniedbana.
Policja i pracownicy MOPR poprosili załogę pogotowia o zbadanie dzieci.
- Odmówiono nam informując, że to zadanie dla lekarza rodzinnego - mówi Wojciech Dąbrówka.
Pracownicy MOPR skontaktowali się więc z lekarzem dyżurnym w przychodni przy ul. Kadłubka (obsługuje rejon ul. Żupańskiego).
- Lekarz odmówił twierdząc, że nie ma podpisanego na badanie kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia - dodaje Wojciech Dąbrówka.
Pracownicy socjalni skontaktowali się z kolejną przychodnią - przy ul. Mickiewicza. Tu usłyszeli od pielęgniarki, że mogą przyjechać z dziećmi, ale jest kolejka i będą czekać.
Zapadła więc decyzja, aby zawieźć dzieci do szpitala przy ul. Wojciecha. Dopiero tu je zbadano.
- To był wstrząsający widok jak pracownicy MOPR weszli do szpitala z tymi dziećmi. To najmniejsze było w nosidełku. Całe blade. Nie było pewności, czy żyje. Pracownik MOPR postawił nosidełko na blacie w rejestracji, to jeszcze dostał reprymendę od pani w rejestracji, że to nie miejsce na kładzenie nosidełka - opowiada pani Iza, która w tym czasie była w szpitalu z dzieckiem.
Lekarze szybko zajęli się dziećmi. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale według nieoficjalnych informacji, w krwi niemowlaka był alkohol.
W poniedziałek sąd rodzinny zdecydował o umieszczeniu czwórki dzieci w rodzinie zastępczej.
Pogotowie odpiera zarzuty i twierdzi, że nie miało obowiązku badać dzieci.
- Jako ratownictwo medyczne nie mamy takiego obowiązku. Co innego, gdyby były wyraźne objawy, że z dziećmi się dzieje coś złego. Ale nawet pani z MOPR zgłaszająca sprawę mówiła, że ich stan jest dobry. To raczej MOPR powinien w takich sytuacjach przyjeżdżać z lekarzem - mówi Elżbieta Sochanowska, z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego.
Z lekarzem z przychodni rodzinnej przy ul. Kadłubka nie udało nam się skontaktować.
Matce może grozić proces w sprawie braku opieki nad dziećmi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?