Mieszkaniec Pyrzyc pojechał do Bernau po zakupy. Przywozi cukier, który kupuje po 65 eurocentów w Netto Market-Discount. Towarzyszyła mu żona w ciąży. Załadowali dwa kosze towaru, 80 kilogramów cukru i pojechali do kasy. Tam podszedł do nich kierownik obiektu i zaczęła się awantura.
- Powiedział, że nie możemy kupić cukru, ponieważ nie prowadzą sprzedaży hurtowej - mówi nasz Czytelnik. - Pozwolił zabrać po 10 kilogramów. Poprosiłem, by dał mi to na piśmie. Będzie to podstawą do podania ich do sądu.
Kilkadziesiąt minut wcześniej w sklepie tej samej marki kupiłem 70 kilogramów i nie było problemów. Gdyby była kartka, jak w niektórych innych sklepach, że sprzedaż jest ograniczona nie miałbym pretensji. Najgorsze było to, jak mnie potraktowali - jak śmiecia.
Do słownej przepychanki wtrącił się mężczyzna, który również stał w kolejce. Według Szymańskiego ubrany w polarową bluzę dwumetrowiec zaczął wyszarpywać koszyk z cukrem. Chwilę później wyciągnął z kieszeni czarne rękawiczki i gaz łzawiący.
- Krzyczał, że mnie załatwi. Zaczął też dzwonić po innych sklepach, żeby mnie nie obsługiwali - wspomina Czytelnik. - Wreszcie zabrali mi wózki i kazali odłożyć cukier na miejsce.
Przede mną stał Niemiec, u którego w koszyku było 160 piw, osiem skrzynek (pokazuje zdjęcie zrobione z telefonu - przyp.red.). Tutaj problemu nie widzieli. Ponieważ jestem Polakiem - u mnie owszem.
Pan Marek dalej opisuje sytuację. Zarządcy sklepu wezwali policję. Po przyjeździe mundurowi pozwolili żonie Polaka pójść do samochodu, źle się poczuła. Wtedy rosły Niemiec wybiegł za nią z aparatem i zaczął fotografować ich samochód. Okazało się, że jest również pracownikiem sklepu.
- Nie wiem po co robił te zdjęcia. Obawiałem się, że może za mną pojechać i znowu dojdzie do awantury. Udałem się do innego sklepu Netto i tam znowu kupiłem 70 kilogramów cukru, później do następnego - relacjonuje mężczyzna pokazując paragony.
Do zdarzenia doszło 18 marca. Kilka dni temu mieszkaniec Pyrzyc otrzymał pismo z niemieckiej policji o prowadzonym przeciwko niemu postępowaniu przygotowawczym.
Powód? "Naruszenie miru domowego".
- Potraktowali mnie jak śmiecia. Napisali też, że miałem zakaz wstępu do budynku i nie opuściłem pomieszczenie sklepowego. Brednie! Każą się wytłumaczyć - mówi Szymański. Nasz Czytelnik nie zamierza odpuścić. Poprosił o pomoc radcę prawnego. W czwartek na piśmie wystąpili do niemieckiej policji z wnioskiem o wgląd do akt sprawy
- W większości Niemcy są przyjaźnie nastawieni do naszych rodaków. Zdarzały się już jednak i takie przypadki - mówi mecenas Krzysztof Peśla. - Sprawą zajmiemy się najprawdopodobniej wspólnie
z niemieckimi prawnikami. Będziemy starali się o odszkodowanie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?