- U nas są dwie przychodnie - opowiada kobieta. - Ja należę do Praxisu, ale pacjenci od nas nie mają swojego ginekologa i korzystają z tego w drugiej przychodni, bo taka jest umowa między obiema placówkami. Przed świętami byłam u swojego lekarza rodzinnego, który skierował mnie do ginekologa. Poszłam więc do tej drugiej przychodni, żeby się zarejestrować, a tu słyszę od kierownika ośrodka, że mam sobie wrócić do swojej przychodni, skoro tam należę, bo tu nie skorzystam z porady. Próbowałam się dowiedzieć, jak to się dzieje i okazało się, że moja przychodnia ma umowę z tą drugą. Nie wiem więc dlaczego odesłano mnie z kwitkiem.
Niech zmienią przychodnię
Współwłaściciel przychodni "Ciszewski-Hamdan" w Dobrej uważa, że pacjenci z konkurencyjnej przychodni powinni leczyć się u siebie, a jeśli tam nie ma odpowiedniego lekarza, wymóc na swoim kierowniku zatrudnienie specjalistów lub zmienić przychodnię.
- My użyczamy lokal, sprowadzamy lekarza, uiszczamy w związku z tym opłaty, nie po to, żeby przyjmować pacjentów konkurencji - tłumaczy Edward Ciszewski, współwłaściciel przychodni. - Robimy to dla naszych pacjentów. Każdy ma wybór i może zapisać się tam gdzie będzie miał lepszy dostęp do specjalistów. My nie będziemy dopłacać do pacjentów z innej przychodni. Ginekolog jest dla naszych pacjentów i już.
Pacjent gorszej kategorii
- No tak, każdy ma swoją rację, oni się kłócą, a pośrodku jest chory człowiek, który ma potrzebę skorzystania z porady lekarza i na poczekalni słyszy, że nie zostanie przyjęty, bo jest pacjentem innej poradni i nie liczy się, że potrzebuje pomocy - komentuje pani Teresa. - Przecież to tylko zwykły pacjent, a poza tym gorszej kategorii, bo nie z tej przychodni.
Pani Teresa w rezultacie nie została zbadana i teraz nie wie, gdzie ma się udać po poradę.
- Na pewno chętnie przyjmie mnie lekarz prywatny, ale czy to jest rozwiązanie sytuacji? - pyta kobieta.