Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wierzy w sprawiedliwość

Wioletta Mordasiewicz, 18 listopada 2005 r.
Pani Marta z Kurcewa nigdy nie wymaże z pamięci wydarzeń z grudnia ubiegłego roku. W wypadku straciła nie tylko zdrowie, ale, jak mówi, wiarę w sprawiedliwość.
Pani Marta z Kurcewa nigdy nie wymaże z pamięci wydarzeń z grudnia ubiegłego roku. W wypadku straciła nie tylko zdrowie, ale, jak mówi, wiarę w sprawiedliwość. Wioletta Mordasiewicz
Pani Marta z Kurcewa spod Stargardu cudem uniknęła śmierci. Wypadek, w którym uczestniczyła, odcisnął piętno na jej zdrowiu. A przede wszystkim na psychice.

- Oby nikt nigdy nie poczuł się potraktowany tak niesprawiedliwie jak ja - mówi mieszkanka powiatu stargardzkiego.

Blisko rok temu, dokładnie 3 grudnia, Marta z Kurcewa wracała z pracy. O godz. 17.10 na przejściu dla pieszych na ulicy Smolańskiej w Szczecinie została potrącona przez samochód marki renault megane. Z maski przekoziołkowała kilka metrów i uderzyła głową w stalową studzienkę. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. W wypadku doznała wielu poważnych obrażeń ciała. M.in. urazu czaszkowo-mózgowego z krwiakiem, uszkodzenia miednicy, złamania kości łonowej i urazu kolana. Kilka dni była w śpiączce.

Dwa tygodnie przebywała na oddziale intensywnej terapii. Przeszła dwie trepanacje czaszki i długotrwałe leczenie w szczecińskich specjalistycznych klinikach. Z niewielkimi przerwami przebywała w nich niemal cały 2005 rok.

- W pierwszych dniach po tym wypadku sprawa wydawała się dla wszystkich oczywista - wspomina pani Marta, wskazując na policję i prokuraturę, które zajęły się sprawą wypadku. - Że to kierowca wymusił pierwszeństwo. Ja byłam przecież na przejściu dla pieszych. W komendzie policji w Szczecinie uspokajano moich rodziców, że według zebranego materiału dowodowego to kierowca renaulta zawinił.

Uznano ją winną

W sprawie wypadku drogowego wszczęto śledztwo. Przesłuchano kierowcę renaulta, pokrzywdzoną i świadka zdarzenia.

- Ta pani nie widziała jak doszło do wypadku, zeznała jedynie, że słyszała stukot moich wysokich obcasów, co niby miało wskazywać, że to ja wbiegłam na przejście na pieszych wprost pod pędzący samochód - mówi poszkodowana w wypadku piesza. - Tymczasem ja miałam buty na płaskim obcasie! Nie pamiętam momentu uderzenia w auto. Tak też zeznałam. Ale jestem pewna, że nie ja zawiniłam. Zawsze przechodzę przez ulice zgodnie z przepisami.

Gdy tylko w policji usłyszeli, że czegoś nie pamiętam, zmienili front.
Powołany biegły z zakresu ruchu drogowego wydał opinię. Stwierdził, że przyczyną wypadku było wbiegnięcie pieszej na jezdnię w niewielkiej odległości przed nadjeżdżającym samochodem. Jego zdaniem, kierowca nie miał możliwości zatrzymania samochodu przed torem ruchu pieszej. Nie mógł uniknąć jej potrącenia. Prokuratura postanowiła umorzyć śledztwo, tym samym uniewinniając kierowcę renaulta.

"Wziąwszy pod uwagę, że piesza wskutek zdarzenia odniosła ciężkie obrażenia ciała i do chwili obecnej nie powróciła do zdrowia można przyjąć, że poniosła już dotkliwą karę wynikającą ze swego nieprawidłowego zachowania na drodze" - brzmi uzasadnienie Prokuratury Rejonowej Szczecin-Śródmieście.

Odwołania i zażalenia

Mieszkanka podstargardzkiego Kurcewa uznała postanowienie za niesprawiedliwe i bardzo dla niej krzywdzące.

- Pojechałam do tej pani, która była rzekomym świadkiem wypadku - mówi pani Marta. - Plątała się w zeznaniach, co chwilę zmieniała wersję. Ona przecież nie widziała samego momentu mojego wejścia na pasy. A twierdzi, że na nie wbiegłam. To kierowca jechał za szybko! Gdyby jechał wolno nie doznałabym aż tak wielkich obrażeń. Był nieostrożny i mnie nie zauważył. Poza tym zostałam potrącona już po przekroczeniu osi jezdni. To też świadczy o winie kierowcy. Przecież pieszy ma pierwszeństwo na przejściu dla pieszych. Uznano mnie winną doprowadzenia do tego wypadku, tylko na podstawie domniemywań i zeznań kobiety, która widziała tylko to, co działo się już po wypadku.

Pani Marta spod Stargardu wniosła zażalenie na postanowienie prokuratora. Nie zostało uwzględnione.

Potem akta sprawy przekazano do Sądu Rejonowego w Szczecinie.

- Kierowca miał włączone światła mijania i obserwował przedpole jazdy. Wskazał bowiem, iż zauważył stojący przy drodze koło sklepu monopolowego samochód ciężarowy. Pani Marta J. jest osobą młodą, dlatego biegnąc szybko przekroczyła oś jezdni. Pojazd nie jechał z niedozwoloną prędkością o czym świadczą jego niewielkie uszkodzenia, zeznania świadka i kierującego - argumentował sąd i utrzymał w mocy zaskarżone postanowienie.

- Wiem, że już jest po wszystkim - mówi pani Marta. - Że nikt mi nie uwierzy, bo nie pamiętam momentu potrącenia. Dziś chciałabym tylko spotkać tego mężczyznę, który na mnie wtedy najechał. Powiedzieć mu, ile przez niego wycierpiałam. On ani razu nie zadzwonił. Nie zainteresował się losem młodej dziewczyny, która przez niego ma metalowe rurki w głowie zamiast kości. Nie chcę żadnych pieniędzy. Bardzo dziękuję lekarzom, którzy mnie uratowali. Sprawcy wypadku chciałabym spojrzeć prosto w oczy.
Sprawą pani Marty zainteresowała się warszawska firma, zajmująca się pomocą osobom poszkodowanym w wypadkach drogowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński