Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko podkasana muza

Ewa Koszur
Maestro Wiesław Ochman przygotowuje jubileuszową premierę - "Krainę uśmiechu" Lehara. Na zdjęciu z solistką Agatą Brodzińską.
Maestro Wiesław Ochman przygotowuje jubileuszową premierę - "Krainę uśmiechu" Lehara. Na zdjęciu z solistką Agatą Brodzińską. Archiwum Opery na Zamku
Szczecińska scena muzyczna świętuje swoje 50-lecie. Szykuje się prawdziwa wielka operowa gala!

Sam Wiesław Ochman wystąpi na jubileuszu Opery na Zamku w Szczecinie. 25 stycznia rozpoczną się obchody półwiecza powstania sceny muzycznej.

Opera mieściła się najpierw przy ul. Potulickiej, w starym budynku. Dziś zajmuje część szacownych murów Zamku Książąt Pomorskich.

Tu też odbędzie się wielki jubileuszowy bal, udostępnione będą dla odwiedzających pracownie i sceny, zorganizowane recitale, pokazy, wystawy.

Jubileusz uśmiechu

Oni tu rządzili

Dyrektorzy szczecińskiej sceny muzycznej

Mieczysław Krzyński (1956-1961)
Edmund Wayda (1961-1968)
Janusz Marzec (1968-1971)
Tadeusz Bursztynowicz (1971-1985)
Andrzej Kisielewski (1985-1987)
Urszula Trawińska-Moroz (1987-1989)
Jacek Kraszewski (1989-1992)
Warcisław Kunc (1992 - 2005)
Marek Sztark (od 2005)

Będą spotkania z gwiazdami, nestorami i gośćmi, zaplanowany jest pokaz dokumentalnego filmu telewizyjnego, z zachowanymi fragmentami premier operetek, musicali i oper z minionych 50 lat.

Nie zabraknie recitali, wspomnień, a przede wszystkim odbędzie się jubileuszowa premiera operetki Franza Lehara "Kraina uśmiechu". Właśnie ta trzyaktowa operetka w 1957 roku otwierała pierwszy sezon szczecińskiej sceny muzycznej. Wtedy - przygotowana przez Edmunda Waydę, dziś - na jubileusz 50-lecia - przez tenora światowej sławy, Wiesława Ochmana, w nieco zmienionej, uwspółcześnionej wersji, oddającej jednak, jak zapewnia Maestro, ducha i piękno muzyki Lehara.

Pierwsza nazwa szczecińskiej sceny muzycznej brzmiała: Operetka Szczecińska Towarzystwa Przyjaciół Teatru Muzycznego. Pierwszym dyrektorem artystycznym był Jacek Nieżychowski, a pierwszą premierę pokazano w sali teatralnej klubu ZBM. Teatr nie miał własnej siedziby, zespołu, nie było orkiestry ani baletu.

W pierwszej premierze gościnnie wystąpili soliści Operetki Gliwickiej: Irena Brodzińska, H. Hoffmanówna, E. Krasiejko, W. Polańska, E. Wayda. Byli też artyści szczecińscy: K. Buczyński, P. Leoniec, E. Newada, W. Paderewska. Śpiewakom towarzyszyła orkiestra Filharmonii Szczecińskiej.

Dziś szacowna Opera na Zamku z siedzibą może się pochwalić zrealizowanymi przez pięć dziesięcioleci 160 premierami, wśród których są zarówno operetki, jak i opery, balety i musicale. Jest też 130-osobowy zespół artystyczny z własną orkiestrą, chórem i baletem.

Tenor nie myślał o głupstwach

Minione lata bardzo dobrze pamięta Władysław Żydlik, tenor związany ze szczecińską sceną muzyczną od 1970 roku.

- Ściągnął mnie do Szczecina dyrekor Janusz Marzec, który poszukiwał barytona - wspomina Zydlik. - Przez te 36 lat siedziałem w teatrze muzycznym od rana do nocy, bo byłem też przewodniczącym rady artystycznej, społecznym inspektorem pracy, no i etatowym solistą. Kiedy w latach 70. poprosiłem Bursztynowicza, żeby mi podwyższył stawkę, wyciągnął kalendarz i powiedział: kolego, przecież pan jest w ścisłej czołówce pod względem zarobków. Zapytałem, ile zagrałem w sezonie, a on na to: 168 spektakli. W roku tyle grałem, przez 10 miesięcy, średnio po 16 spektakli w miesiącu plus próby. A jeszcze pracowałem jako pedagog przez 20 lat, do tego prowadziłem działalność koncertową. Bursztynowicz uważał, że to bardzo dobrze, że mam tyle pracy, bo nie mam czasu na myślenie o głupstwach.

Władysław Żydlik świetnie pamięta kolejnych dyrektorów, także Urszulę Trawińską-Moroz, jedyną kobietę - szefa na tej scenie. Wtedy zespół teatru liczył aż 300 osób.

- Przyjeżdżało do nas wielu wielkich artystów. Ryszard Karczykowski tu śpiewał, partnerowałem mu w "Domku trzech dziewcząt" - opowiada Władysław Żydlik. - Wtedy jeszcze nie był wielkim Karczykowskim, tylko solistą teatru w Dessau. Wspaniały śpiewak. Paprocki śpiewał gościnnie w drugim wystawieniu "Krainy uśmiechu". Mam nawet z nim zdjęcie, pokazywałem Wiesławowi Ochmanowi. Cała czołówka polska przyjeżdżała - Kordecka, Donat, Kubiak, wielu innych. W programach widać nazwiska gwiazd, śpiewaków z górnych półek.

Szturm na Zamek

Ważnym momentem w dziejach szczecińskiej sceny muzycznej była przeprowadzka z Potulickiej do Zamku Książąt Pomorskich. I ten moment dobrze pamięta pan Władysław.

- Kandydatów do zajęcia tych murów było bardzo wielu - mówi tenor. - Mogła tu być siedziba muzeum, wyższej uczelni czy innych instytucji. Prowadzono negocjacje, w których uczestniczyłem. Na prośbę dyrektora Bursztynowicza zgłosiłem, że w zamkowej siedzibie może funkcjonować opera, przy jednoczesnym niezaniedbywaniu klasyki operetkowej. Wielu przedstawicieli lokalnych władz nie chciało bowiem tak zwanej podkasanej muzie dać tak szacownych murów. Udało się zachować do dziś ten zróżnicowany repertuar - są operetki, opery, balety i musicale. Bolączką jest to, że Szczecin przez Warszawę jest niedofinansowany. Ta opera ma najmniejszą subwencję w kraju i kolejni dyrektorzy muszą się bardzo mocno gimnastykować, żeby dopiąć budżet.

Halka i Nabucco

A mimo to szczecinianie bardzo lubią swoją scenę muzyczną. Pełna sala na premierach, pełny dziedziniec na letnim Turnieju Tenorów. Plenerowe widowiska w rodzaju "Carmina Burana" czy "Nabucco", z udziałem największych gwiazd muzycznej sceny polskiej (Zalasiński, Kubiak), recitale gwiazd światowej sławy, jak Jose Carreras i inne spektakularne przedsięwzięcia, szczecińscy melomani pamiętają bardzo dobrze.

- Prawie zawsze była pełna sala. Nawet po stanie wojennym, gdy zaczęliśmy dość szybko znowu grać - dodaje Władysław Żydlik. - Chcieliśmy grać choćby dla garstki ludzi. I zagraliśmy. To były "Wesołe kumoszki z Windsoru" według Szekspira, czteroaktowa opera. A potem był "Straszny dwór", "Traviatta", "Halka" na 25-lecie. Była też "Tosca" i wyjazdy na Sycylię, do Niemiec, Holandii, Austrii, Szwajcarii. Znakomite wyjazdy, organizował je Kraft z Kołogórską, dyrygował Kisielewski. W tych trudnych latach 80. zarabialiśmy skromne dewizy, ale aplauz publiczności w

Ten aplauz towarzyszy artystom z muzycznej sceny do dziś. I towarzyszyć będzie, miejmy nadzieję, przez kolejne 50 lat. Wszystkim pracownikom Opery na Zamku - tym dawnym i tym obecnym - życzymy kolejnych udanych premier.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński