Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie mylmy hejtu z dziennikarstwem. Felieton redaktora naczelnego Kuriera Lubelskiego

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Małgorzata Genca / archiwum
Podobno doszło kiedyś do spotkania Prymasa Polski kardynała Józefa Glempa z jednym z głównych autorów PRL-owskiej propagandy Jerzym Urbanem. Propagandysta miał na tym spotkaniu powiedzieć prymasowi, że są do siebie podobni. Kardynał Glemp zdziwił się i zapytał w czym. „Mamy takie same wielkie uszy” – miał odpowiedzieć Urban. „To prawda – odparł Prymas – ale ja między uszami mam twarz”. Podobnie jest z dziennikarzami. Niby wszyscy są podobni, ale jednak nie każdy w tym zawodzie ma coś więcej niż tylko techniczną możliwość publikacji swojej „twórczości”.

Dwa dni temu podpisałem protokół z przeprowadzonego przez komisję antymobbingową postępowania w Kurierze Lubelskim. W redakcji Kuriera nie było mobbingu. Zostało to potwierdzone podpisami obu stron. Tyle faktów. Teraz dopiero mogę zabrać w sprawie głos. Niestety autorzy hejtu, który rozlewał się w niektórych mediach przez ostatnie tygodnie wiedzieli, że z przyczyn proceduralnych nie wolno mi mówić, więc używali sobie anonimowo do woli. Ta anonimowość bardzo wiele o nich mówi. Zresztą nie tylko o nich.

Szybki rozwój mediów społecznościowych spowodował, że wielu ich użytkownikom zaczęło się wydawać, że prawda jest negocjowalna. To funkcjonalności tych platform sprawiają, że liczba reakcji, tzw. lajków brana jest za źródło prawdy. Skoro użytkownicy „głosują”, że to, co zostało opublikowane, się podoba, to musi być to prawdziwe. Tak działa demokracja. Głosujemy i ustalamy werdykt. Jednak prawda o tłumie jest znacznie bardziej złożona, o czym wiedział już Alexandre Dumas, który pisał, że tłum często bierze jeden okrzyk za całą opowieść. I tak było w tym przypadku – nie dano mi szansy odparcia anonimowych zarzutów, bo nikogo prawda nie interesowała. Nawet nie próbowano się ze mną skontaktować, a głosy dziennikarzy (wiem, że takie były) odmienne od cytowanych w paszkwilanckich artykułach zostały zignorowane. To nie dziennikarstwo, to hejt.

Gdy w maju ubiegłego roku obejmowałem funkcję redaktora naczelnego Kuriera Lubelskiego, pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, była prośba o zdjęcie ze strony głównej portalu boksu poświęconego świętom… Bożego Narodzenia. W maju. „Specjaliści”, którzy dziś kreują się na ofiary, nie zauważyli, że między grudniem a majem mieliśmy jeszcze Wielkanoc. Warto wiedzieć, że za portal odpowiadała wówczas ta sama osoba, która jako wydawca dopuściła do publikacji słynnej na całą Polskę galerii zdjęć niemieckich żołnierzy w Zamościu, którzy „spacerowali, korzystając z uroków m.in. zamojskiego rynku czy parku”. Wydawca nie zauważył w tym nic niestosownego, bo, jak mi później tłumaczył, nie musi się znać na historii… Ten materiał kosztował tę osobę awans. Decyzję tę podjęli moi poprzednicy. Oczywiście pretensje wylały się na mnie.

Można było nie znać się na historii, ale niestety duża część zespołu znała się na hejcie. Obśmiewano każdego, kto nie wpisywał się politycznie w ich światopogląd. Stąd zapewne na jednym z kolegiów pojawiła się propozycja, by przygotować galerię pt. „70 memów na 70. urodziny Jarosława Kaczyńskiego”. Bo to dotychczas było normą. Publicznie demonstrowano swoje poglądy polityczne i przygotowywano materiały odsłonowe mające na celu hejtowanie tych, z którymi akurat autor się nie zgadza. A, i jeszcze należało pamiętać, by się pod takimi „dziełami” nie podpisywać. Hejt najlepiej podpisać: REDAKCJA. Anonimowo.

Czytelnicy Kuriera Lubelskiego zauważyli pozytywną zmianę zarówno gazety, jak i naszego portalu. W ostatnim roku zniknęły hejterskie „przeklikajki” (w ich miejsce nie pojawiły się – wbrew obawom – memy np. na 65. urodziny Donalda Tuska). Postawiliśmy na jakość i na dziennikarstwo, a nie na tworzenie patogalerii i zmasowane ataki na każdego, kto myśli inaczej. To gazeta miejska, należąca do Czytelników, co wielokrotnie wyrażałem w moich felietonach i wielokrotnie tłumaczyłem na kolegiach. Efektem zmian było to, że część zespołu odeszła. Zapewne trudno było im pisać w sposób obiektywny, nie wplatając w opowieść swoich własnych poglądów. Inni odeszli z przyczyn ekonomicznych. Po odejściach pojawiły się także chęci powrotów. I właśnie po takim nieudanym powrocie zaczęły się ataki i hejterskie akcje. Nie jest zatem prawdą, że „dziennikarze nie chcą pracować w Kurierze”. W Kurierze Lubelskim dziennikarze są bardzo mile widziani. To oczywiście bardzo skrótowy opis sytuacji, ale rzucający światło na część przyczyn niedawnego ataku na mnie.

Co do autora paszkwili w Onecie, to niebezpieczeństwo płynące z triumfalizmu z pozycji dogmatycznych doskonale opisał Jerzy Stempowski w opinii na temat „Spiżowej bramy” Tadeusza Brezy. Autor zwraca w niej uwagę na lepkość insynuacji i podobieństwo twórczości Brezy do plotek opowiadanych z niższych kondygnacji społecznych Zatybrza. Pozwolę sobie sparafrazować tę opinię.

Zdaniem Stempowskiego ta twórczość przypomina komandirowkę dwóch senatorów dla issledowanija pisuarnego dieła w Pariże (dla zbadania spraw pisuarów w Paryżu) z „Za rubieżom” Szczedrina. Jeden z senatorów miał w herbie rękę trzymającą złoty urynał w ciemnoczerwonym polu i napis: „Nie przelej”. Drugi zaś rękę trzymającą srebrny urynał w błękitnym polu i napis: „Utrzymuj w czystości”. Nie wiem, który z tych herbów pasowałby lepiej do twórczości autora paszkwili w Onecie. Być może żaden, bo urynał, który on trzyma jest i brudny, i kapie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nie mylmy hejtu z dziennikarstwem. Felieton redaktora naczelnego Kuriera Lubelskiego - Kurier Lubelski

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński