Okazuje się, że ofiara sama mogła zrobić sobie krzywdę, bo miała dziwną manierę uderzania się głową o podłogę lub w ścianę. Historia jest bardzo ciekawa, bo w takich sprawach sądy rzadko uchylają areszty.
- W mojej długiej, czterdziestoletniej karierze taki przypadek zdarzył się po raz drugi. Sąd podjął prawidłową decyzję. Nie ma dowodów, że mój klient zabił - mówi mec. Włodzimierz Łyczywek, obrońca Sebastiana M.
Chodzi o wydarzenia z końca października. W mieszkaniu przy ul. Powstańców Wielkopolskich w Szczecinie doszło do awantury. Wywołał ją 50-letni Henryk J., recydywista, alkoholik. Był już karany za pobicie. Z relacji świadków wynika, że pijany mężczyzna awanturował się od rana. Pobił swoją przyjaciółkę i jej ojca.
Doszło do szarpaniny z synem kobiety, 26-letnim Sebastianem M. To właśnie jego prokuratura oskarżyła o zabójstwo Henryka J. Miał go wielokrotnie bić pięściami po twarzy, uderzać głową o podłogę, a następnie dusić. Lekarz, który badał zwłoki stwierdził pęknięcie podstawy czaszki, a ofiara udusiła się własną krwią.
2 listopada Sebastian M. z zarzutem zabójstwa trafił do aresztu na trzy miesiące. Nie przyznał się do winy. Twierdzi, że bronił siebie i rodziny. Przyznaje, że kilka razy uderzył ofiarę, ale jej nie dusił.
Świadkowie zdarzenia zgodnie twierdzą, że Henryk J. przed śmiercią kilkakrotnie bił swoją głową w ścianę. Czy to mogło spowodować śmierć - nie wiadomo. Prokuratura czeka na wyniki sekcji zwłok.
Obrońca Sebastiana M. zażalił się na decyzję o areszcie. Teraz uwzględnił je sąd okręgowy i wypuścił chłopaka. Podejrzany ma raz w tygodniu stawiać się na komisariat w ramach dozoru. W uzasadnieniu decyzji dostało się prokuraturze. Zdaniem sądu nie uprawdopodobniła, że to podejrzany jest zabójcą. A "uprawdopodobnienie" czynu jest jedną z przesłanek zastosowania aresztu.
- Nie można stwierdzić, czy w wyniku samouszkodzenia, Henryk J. nie doznał obrażeń pozostających w związku przyczynowo-skutkowym ze zgonem. Jeśli już mówić o winie podejrzanego, to prokurator uprawdopodobnił obecnie co najwyżej zaistnienie uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym, a nie zabójstwo. Są szerokie przesłanki wskazujące, że agresorem była ofiara i zaszła potrzeba obrony przed nim - napisali sędziowie.
Co ciekawe, Henryk J. nie po raz pierwszy się uszkadzał. Tydzień przed śmiercią został skazany za wywołanie awantury w czerwcu br. Wtedy trafił do izby wytrzeźwień. W obecności policjantów zaczął bić głową w podłogę.
- Krzyczał, że nas załatwi, bo powie, że my to mu zrobiliśmy - zeznali w śledztwie interweniujący funkcjonariusze.
Nie wiadomo, czy prokuratura zmieni zarzut podejrzanemu na łagodniejszy. - Trwa śledztwo - ucina prok. Małgorzata Wojciechowicz z prokuratury okręgowej w Szczecinie.
Zobacz także: Kronika policyjna gs24.pl/997
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?