Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma dla nich kary

Andrzej Kraśnicki jr, 15 października 2004 r.
Ponad rok po okrutnej zbrodni zabójcy 14 letniej Natalii ze Szczecina stanęli przed sądem. Na osiedlu, typowym blokowisku, gdzie mieszkała ofiara i jej mordercy to znów temat numer jeden.

Trudno oddzielić prawdę od fałszu. Podwórkowe plotki i opowieści są tak samo zagmatwane i niejasne jak zeznania oskarżonych o morderstwo.

Dlaczego zabili Natalię, czy miało dojść do jeszcze jednego morderstwa, co tak naprawdę wydarzyło się na pustym placu składowym stoczni 11 czerwca 2003 roku?

Odpowiedzi w aktach sprawy i relacjach mieszkańców osiedla jest kilka. Nie wiadomo jednak nawet czy chociaż jedna z nich jest prawdziwa. Prawdę zna 20 letni Mirosław D. i 17 letni Przemysław Ż.

Obaj zasiedli we wtorek na ławie oskarżonych. To oni odpowiadają za brutalne morderstwo. I chociaż starszemu grozi dożywocie, a młodszemu 25 lat więzienia postanowili milczeć. W sądzie nie złożą żadnych wyjaśnień, nie odpowiedzą na żadne pytania.

Matkę lekceważył

Osiedle Książąt Pomorskich to jedno z typowych blokowisk. Tam gdzie mieszkała Natalia i jej oprawcy większość mieszkańców to byli stoczniowcy, pracownicy fizyczni, najczęściej bezrobotni.

Natalia mieszkała z rodzicami i dwójką rodzeństwa na pierwszym piętrze wieżowca. Przemysław Ż., jeden z morderców, sześć pięter wyżej. Znali się od dziecka.

- Chociaż w ostatnich latach ich znajomość ograniczała się do mówienia sobie "cześć" Natalia mogła mu zaufać. Z pewnością nie sądziła, że z jego strony może spotkać ją coś złego - mówi Leokadia Oleksy, matka Natalii.

Kiedy Przemysław Ż. uczestniczył w zbrodni miał 16 lat. Chodził do III klasy gimnazjum razem z ze starszą siostrą Natalii - Sandrą. Miał dziewczynę. Wychowywała go tylko matka. Ojciec - stoczniowiec zginął w wypadku w pracy kiedy Przemek miał kilka lat.

Kiedy rok temu opisaliśmy udział Przemka w zbrodni do naszej redakcji zadzwoniła jego matka. Broniła syna. Twierdziła, że był normalnym chłopcem.

- Nawet bezinteresownie pomagał sąsiadom. Są na to świadkowie! - wykrzyczała w pewnym momencie kobieta.

Rówieśnicy aż tak pozytywnej opinii już o nim nie mają.

- Matkę lekceważył, obnosił się z tym, że w domu swobodnie pali papierosy i pije piwo - mówi nastolatek z podwórka.

W szkole, oprócz tego, że słabo się uczył, niczym się nie wyróżniał.
Kolega: - To matka chodziła do Sandry, siostry Natalii, odpisać lekcje, na których Przemka nie było. Jemu się nie chciało.

Drwili z nich

Mirek, z którym przyjaźnił się Przemek, też miał kłopoty z nauką. Chodził do Technikum Budowy Okrętów. Miał powtarzać pierwszą klasę.

Mieszkał sam w sąsiednim budynku. Ojciec, który kiedyś pracował w stoczni, został marynarzem. Kiedy wyjeżdżał zostawiał syna pod opieką sąsiadki.

Ponoć zależało mu na synu. Próbował zachęcić go do nauki obiecując, że w zamian kupi mu jakiś samochód. Matka odeszła kiedy miał kilka lat. Zamieszkała z jakimś mężczyzną w sąsiedniej dzielnicy. Mirek nazywał go "wujasem". Miał z nim dobry kontakt.

- Ale z ojcem mu się jednak nie układało - mówi jedna z sąsiadek. - Przed morderstwem, kiedy wypływał w rejs, strasznie się pokłócili. Dopóki ojciec nie wypłynął chłopak tułał się po schroniskach dla bezdomnych.

Przemek został dobrym kolegą Mirka, bo jego rówieśnicy nie chcieli utrzymywać z nim bliższej znajomości. Mimo, że kreował się na silnego chłopaka, który dużo może załatwić. Próbował zaimponować znajomością jednej ze sztuk walki, chociaż miał o niej blade pojęcie.

- Szczerze mówiąc myśmy traktowali go jako trochę niezbyt rozgarniętego dresiarza - mówią nastolatki.

Mirek też nie miał dobrej opinii.

- Z nieudanych podbojów miłosnych Mirka wszyscy się śmiali. Nabijaliśmy się też z niego, bo golił sobie ręce i nogi. A że chodził z nim Przemek więc i jemu się obrywało - tłumaczą uczniowie gimnazjum, przesiadujący na szkolnym boisku.

Kogo chcieli zabić

To właśnie na tym boisku Mirek i Przemek spotkali Natalię. Tu wmówili jej, że gdzieś na pustych placach składowych stoczni mają ukryte telefony komórkowe. Za pomoc w ich znalezieniu dziewczyna miała dostać jeden aparat. Tak zeznał w śledztwie Mirosław D.

Powiedział też, że miała być jeszcze jedna ofiara - Paulina Z. Ona i Natalia miała podpaść Przemkowi za złożenie zeznań, z powodu których chłopak dostał kuratora. Przemek miał powiedzieć, że najpierw trzeba jednak zgwałcić i zabić Natalię. A jednak kiedy 11 września wieczorem przyszli na boisko Przemek podszedł do innej dziewczyny.

- Powiedział mi, że razem z Mirkiem potrzebują dziewczyny do przeniesienia ze skrytki kradzionych telefonów komórkowych - mówi nastolatka. - Tłumaczyli, że sami boją się policji, a dziewczyna nie będzie wzbudzała podejrzeń. W zamian za przysługę miałam dostać jeden z telefonów. Nie uwierzyłam. Oni znani byli z tego, że często kłamali. Nie. Niczego nie podejrzewałam Po prostu nie chciało mi się iść. Było już późno. Poszłam do domu. Widziałam tylko, że Natalia była jeszcze na boisku.

Może więc Przemek i Mirek po prostu szukali pierwszej lepszej ofiary?

Młodzież, która regularnie spotyka się wieczorami na szkolnym boisku dobrze pamięta dziwne zachowania Mirka.

- Kiedyś podszedł na boisku do naszej grupki i zaczął mówić, że chętnie by sobie zaruchał. A potem rzucił: "Może jakiś gwałcik" - wspomina jeden z nastolatków.

Dlaczego Natalia, wzorowa uczennica gimnazjum, która miała otrzymać świadectwo z czerwonym paskiem, zgodziła się pójść po kradzione telefony?

- Tam gdzie zginęła to odludne, niebezpieczne miejsce. Nie sądzę by aż tak mogło jej zależeć na kradzionym telefonie - mówi jej koleżanka. - Może zgodziła się tylko by ją odprowadzić do domu, ale przemocą ją na to odludzie zaciągnięto?

Groził im lincz

Mirosław D. i Przemysław Ż. w śledztwie zaczęli siebie nawzajem obwiniać. Obaj potwierdzili, że Natalia została w pewnym momencie uderzona deską w głowę, później skrępowana, zgwałcona i uduszona.

Mirek przyznaje się jedynie do tego, że pomagał dusić nastolatkę "aż obaj opadliśmy z sił". Przemek twierdzi, że stał tylko z boku i wszystkiemu się przypatrywał. Nie reagował, bo jak stwierdził, stał jak sparaliżowany mając pustkę w głowie.

Później obaj poszli do domu Przemka wymyślić alibi. Wieczorem w parku, kiedy wracali z miejsca zbrodni, gdzie poszli raz jeszcze upewnić się, że Natalia nie żyje spotkała ich matka nastolatki.

Szukała córki. Znała Przemka. Spytała się czy wie, gdzie jest jej dziecko. Ten odparł, że Natalia pojechał do miasta i pewnie wróci do domu na piechotę.

Leokadia Oleksy powiedziała we wtorek w sądzie, że jej intuicja i to, że Natalia była widziana z Przemkiem w wieczór gdy zaginęła przemawiały za tym, że chłopak jest w zaginięcie jej córki zamieszany.

Dzień później, kiedy trwały poszukiwania, podeszła do ławki na której siedział z matką. Jeszcze raz prosiła o jakieś informacje o Natalii. Matka Przemka zakrzyczała ją. Pytała dlaczego czepiają się jej dziecka.

Kiedy policjanci, którzy dzięki obserwacjom nastolatków z feralnego wieczoru, zatrzymali Przemka i Mirka ci przyznali się do winy. Tylko młodszy zdobył się na to by w czasie śledztwa przeprosić rodziców Natalii. Powiedział też, że chciałby się z nią zamienić: "żeby ona żyła, a ja żebym umarł".

O wybaczeniu nie ma jednak mowy. Ktoś powiadomił siedzących w szczecińskim areszcie kto i za co do nich dołączy. W obawie przed linczem pierwszą noc obaj mordercy spędzili odizolowani od innych.

W jednym bloku

Rodzice ofiary i matka sprawcy. W jednym bloku, oddzieleni tylko o kilka pięter. Trudno o bardziej dramatyczną sytuację. Matka Natalii nie wytrzymała. Po ujawnieniu zbrodni przychodziła pod drzwi mieszkania Przemka i waliła w nie krzycząc dlaczego to zrobił. Matka Przemka dzwoniła zaś do naszej redakcji tłumacząc, że to wszystko wina Mirka, który namówił do zbrodni jej syna.

- Trudno było jej jednak znaleźć jakieś poparcie wśród sąsiadów - mówi jeden z mieszkańców bloku. - Nikt nawet jej nie żałował kiedy na ścianach pojawiły się napisy wyzywające ją i jej syna.

W końcu nie wytrzymała. Wyprowadziła się do córki. Często można spotkać ją pod aresztem. Regularnie dostarcza synowi paczki.
Rodzice Natalii na wiele miesięcy odizolowali się od ludzi. Mało kto widział ich na osiedlu. W samotności przeżywali tragedię. Nie ma się co dziwić, bo natarczywa, ludzka ciekawość potrafi cierpienia powiększyć.

- Na początku była autentyczna solidarność. Wielu ludzi pomagało przecież szukać Natalki - mówi jeden z sąsiadów. - Potem została już tylko zwykła ciekawość wręcz natręctwo. Niektórzy zrobili sobie z tej tragedii reality show. Naczytali się tych dramatycznych opowieści w plotkarskich brukowcach, a teraz mieli taką historię "na żywo", obok siebie.

Matka Natalii mówiła o tym dziennikarzom w sądzie. Mówiła o bólu po stracie dziecka, który pogłębiony jest takim właśnie wścibstwem, wytykaniem palcami. Teraz rozpoczął się proces morderców ich córki. Występują w nim jako oskarżyciele posiłkowi. Przed salą rozpraw nie unikali dziennikarzy. Otwarcie mówili o tym co czują.

Przechodzącym obok nich mordercom pokazywali zdjęcie Natalii.

- Nie ma takiej kary jaką powinni dostać, bo nie ma kary śmierci - powiedział ojciec zamordowanej nastolatki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński