Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcą robić postępów

Krzysztof Dziedzic
Może Mariusz Fyrstenberg będzie stale poszerzał swój repertuar technicznych zagrań, a nie tylko przebijał z głębi kortu.
Może Mariusz Fyrstenberg będzie stale poszerzał swój repertuar technicznych zagrań, a nie tylko przebijał z głębi kortu. Andrzej Szkocki
Nowy Rok to zawsze nowe nadzieje. W tenisie początek roku kojarzy się z pierwszym wielkoszlemowym turniejem - Australian Open, który rozgrywany jest w styczniu. Tradycyjnie w zmaganiach seniorów nie było żadnego reprezentanta Polski.

No cóż, mówi się trudno; to jeszcze jakoś można przeżyć. Ale potem przychodzi taki turniej, jak trwający obecnie we Wrocławiu z pulą nagród 150 tysięcy dolarów. Dzięki tzw. "dzikim kartom" w pierwszej rundzie wystąpiło czterech Polaków. W sumie wygrali jednego seta. A 18 innych naszych tenisistów nie potrafiło przebić się przez eliminacje.

Papierowi bohaterowie

Tak sytuacja powtarza się od wielu lat. Od czasu do czasu - np. w szczecińskim turnieju Pekao Open - któremuś z naszych udaje się wygrać jeden, albo dwa mecze. Są bohaterami, bo przecież wiadomo w jakim miejscu jest polski tenis... Bohaterami byli też nasi reprezentanci na zimowych igrzyskach olimpijskich, gdy zajmowali np. 15 miejsce. Mówiono i pisano: ależ dobra postawa, bo przecież potęgą w zimowych sportach nie jesteśmy.
Jednak pojawił się skoczek narciarski Adam Małysz, polska para łyżwiarska Dorota Zagórska / Mariusz Siudek radzi sobie nieźle, ostatnio sporo mówi się też o łyżwiarzu szybkim, Pawle Zygmuncie. Można więc powiedzieć, że w sportach zimowych coś drgnęło. A kiedy drgnie w tenisie...?

Nie tylko brak pieniędzy

Przyczyn braku jakiegokolwiek naszego zawodnika czy zawodniczki w pierwszych setkach tenisowych rankingów jest wiele. To wszystko prawda - brak pieniędzy, profesjonalnego treningu, możliwości ogrywania się z najlepszymi, itp. Ale sami zawodnicy także chyba nie robią wszystkiego, by podnieść swe umiejętności.
Jak oglądam np. fragmenty meczów finałowych podczas mistrzostw Polski to ogarnia mnie podły nastrój. Poziom meczów jest na ogół żałosny - zawodnicy przebijają na drugą stronę siatki i czekają na błąd rywala. Próby zmiany tempa gry, udane skróty, czy akcje przy siatce można policzyć na palcach rąk. Ale zwycięstwo w mistrzostwach Polski jest dla nich ważniejsze niż poprawa własnych umiejętności. Szkoda tylko, że na zagranicznych rywali to już nie wystarcza. A kiedy, jak nie w mistrzostwach Polski, jest lepsza okazja by czegoś się nauczyć? Granie wolejów na treningu, a w dość ważnym spotkaniu - to dwie zupełnie inne sprawy.

Dostrzegać swoje wady

W turnieju we Wrocławiu wystąpił Michał Gawłowski i trzy nadzieje polskiego tenisa: Łukasz Kubot, Michał Przysiężny i Mariusz Fyrstenberg. Ten ostatni zasługuje na uwagę nie tyle dzięki grze, ale za sprawą swych wypowiedzi. Fyrstenberg w Szczecinie wygrał wspólnie z Marcinem Matkowskim grę deblową, ale nie to jest najistotniejsze. Przed pierwszym pojedynkiem singlowym stwierdził, że do Szczecina przyjechał wygrać cały turniej. Przegrał już w pierwszej rundzie z Hiszpanem Albertem Montanesem, lecz na konferencji prasowej nie "rozdzierał szat" i - co ważne - sam potrafił wymienić własne błędy, bez wymieniania tzw. "okoliczności" (że brak doświadczenia, a rywal doświadczony, że presja, że nie czuł się najlepiej, itd.). We Wrocławiu też poległ w pierwszym meczu, ale nie narzekał, jak np. Michał Gawłowski, że przeciwnik był ograny. Fyrstenberg stwierdził, że "głupio przegrał (m.in. w pierwszym secie prowadził 3:1, a skończyło się 3:6), zabrakło mu odwagi i za mało chodził do siatki". Czyli - grałem źle i zdaję sobie z tego sprawę.

Nadzieje

Może więc coś z Fyrstenberga będzie i jego kariera potoczy się lepiej niż Gawłowskiego czy Bartłomieja Dąbrowskiego. W Szczecinie też mamy talent i to podobno jeszcze większy - 14-letnią Magdalenę Kiszczyńską. Niedawno oglądałem jej grę w rozgrywanych w hali Międzynarodowych Targów Szczecińskich mistrzostwach Polski w jej kategorii wiekowej. Obejrzałem pięć gemów pierwszego seta meczu finałowego. Wzrost Kiszczyńskiej i jej finałowej rywalki Marty Leśniak nie predysponuje je do gry przy siatce, ale chyba chociaż raz była okazja, by do niej podejść...? Obie dziewczyny wolały jednak "walić" z głębi kortu. Skróta też nie było.
Po spotkaniu kilku szczecińskich znawców tenisa stwierdziło, iż był to pojedynek na niespotykanie wysokim poziomie i tak się teraz gra. Może w tej kategorii tak. Poczekajmy jednak, co będzie z Kiszczyńską za 5 lat. Lubię ten okres, 5 lat, gdyż jakieś 8 lat temu jedna z wybitnych postaci szczecińskiego tenisa założyła się ze mną, że za 5 lat (czyli w 1999 roku), będzie 5 Polek w pierwszej setce rankingu światowej listy WTA...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński