Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcą dać odszkodowania

Wioletta Mordasiewicz, 25 listopada 2005 r.
Pięć tysięcy złotych zadośćuczynienia domaga się mieszkanka Stargardu za zgubienie i zniszczenie jej bagaży. Linie lotnicze British Airways proponują jej jedynie 600 złotych.

Stargardzianka wracała do Polski z Filadelfii, gdzie z rodziną była na ślubie córki. Leciała liniami lotniczymi British Airways. Szczęśliwie wylądowali na berlińskim lotnisku Tegel. Tam czekała na nich niemiła niespodzianka. Zaginęły ich bagaże.

- Często podróżuję, gdyż jestem pilotem wycieczek zagranicznych - mówi pani Daria. - Ale nigdy nie czułam się tak źle na lotnisku w obcym kraju, jak wtedy. Żaden z pracowników nie udzielił mi jakiegokolwiek wsparcia. Długo musiałam czekać na złożenie reklamacji. Przez to straciłam zapłacony wcześniej transport do Polski. Z własnych pieniędzy musiałam kupić nowe bilety do Polski.

Utratę trzech sporej wielkości walizek stargardzianka zgłosiła pracownikom biura na berlińskim lotnisku. Tam spisano protokół reklamacyjny i kazano czekać w domu na wieści. Po dwóch dniach bagaże się znalazły. Z berlińskiego lotniska przyleciały samolotem do Warszawy, a następnie do Goleniowa. Stamtąd przywiózł je do Stargardu pracownik lotniska.

Nie wiadomo do dziś, dlaczego zaginęły. Pani Daria od razu zauważyła, że stan walizek, które w Polsce kupiła tuż przed podróżą, pozostawia wiele do życzenie. Były w wielu miejscach uszkodzone. Ktoś odpiłował kłódki. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy zajrzała do środka.

- W walizkach był okropny kipisz - opowiada stargardzianka. - Rzeczy były rozwalone. Buty wymieszane z ubraniami. Niektóre rzeczy bardzo zabrudzone. Gdy wszystko wyjęłam okazało się, że plastikowe dno jednej z walizek zostało połamane niemal w drobny mak. To karygodne. Na pokwitowaniu napisałam adnotację o stanie moich walizek.

Skargi i reklamacje

Stargardzianka postanowiła złożyć reklamację na usługi przewoźnika. Stosowne pisma wysłała najpierw do Agencji Turystycznej "Dedal" w Szczecinie. Potem korespondencja toczyła się z Zespołem ds. Roszczeń Bagażowych, działającym przy warszawskim porcie lotniczym.

- Nie chodzi mi przecież tylko o walizki - zastrzega pani Daria. - Przez niedociągnięcia tej firmy poniosłam jeszcze inne straty. Zaraz po przylocie do Polski miałam zaplanowane uczestnictwo w wyborach Stargardzkiej Białogłowy. A w walizkach wiozłam eleganckie buty, dodatki i kreacje, w których miałam wystąpić na wyborach. Byłam więc zmuszona do kupna nowych ubrań. Przez nieodpowiedzialność linii lotniczych straciłam ponad 2 tysiące złotych. Poza tym, zniszczone zostały nasze drogie walizki. Każda z nich kosztowała około 400 zł.

Nie chcą dać 5 tys.

Zgodnie z przepisami, jeśli linie lotnicze zagubią lub uszkodzą bagaż, mamy prawo do odszkodowania w wysokości 1 tysiąca SDR (jest to jednostka walutowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, rodzaj pieniądza bezgotówkowego - przyp. red.). Tysiąc SDR stanowi równowartość ok. 5 tys. zł.

British Airways tylko w części uznało roszczenia swojej klientki. Postanowiło zadośćuczynić jej poniesione straty i zaproponowało wypłacenie 500 zł za zniszczenie walizek i 100 zł na pokrycie kosztów zabrudzenia ubrań. Na pozostałe roszczenia linie lotnicze nadal pozostają głuche.

- Taka kwota nie jest w stanie zrekompensować mi strat finansowych i moralnych jakie poniosłam - żali się stargardzianka. - Proponuje mi się warunki niezgodne z przepisami i umowami obowiązującymi w ruchu lotniczym na całym świecie.

Gra na zwłokę

Marek Grażewicz, rzecznik praw konsumenta, próbował interweniować w Komisji Ochrony Praw Pasażera, działającej przy Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Jak się okazuje, komisja ta nie zajmuje się kwestiami zaginięcia czy też uszkodzenia bagaży, a jedynie sprawami związanymi z wypłatą odszkodowań za odwołane loty i spóźnienia samolotów.

Próby negocjacji z liniami lotniczymi nie przyniosły skutku. Zespół ds. Roszczeń Bagażowych przestał w końcu odpowiadać na pisma. Ponaglona przez rzecznika Ewa Rusinowska, kierownik zespołu poinformowała w piśmie o przekazaniu sprawy pełnomocnikowi tj. Kancelarii Adwokatów i Radców Prawnych w Warszawie. "Proszę tam kierować swoje zapytania i roszczenia" - napisała.

Zdaniem Marka Grażewicza, to gra na zwłokę. Roszczenia stargardzianki powinny być zaspokojone na podstawie zapisów rozporządzenia nr 889/2002 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 13 maja 2002 zmieniające rozporządzenie Rady w sprawie odpowiedzialności przewoźnika lotniczego z tytułu wypadków lotniczych. Pani Daria ma prawo domagać się odszkodowania do kwoty 5 tys. zł.

Ewa Rusinowska, kierownik Zespołu ds. Roszczeń Bagażowych, w rozmowie z "Głosem" nie chciała wypowiadać się w kwestii zaginionych bagaży.

- Nie jestem upoważniona do komentowania tej sprawy - powiedziała. - Wszystkie informacje znajdują się w korespondencji, którą wysłaliśmy poszkodowanej. Roszczenia tej pani nie są uzasadnione. Poza tym, my już się tym nie zajmujemy.

Do sprawy stargardzianki wyznaczono pełnomocnika, warszawską Kancelarię Adwokatów i Radców Prawnych.

- Jeżeli klient powierza reklamowanie usług linii lotniczych rzecznikowi praw konsumenta lub wstępuje na drogę sądową, wtedy do reprezentowania ich interesów wyznaczamy pełnomocnika - wyjaśnia Ewa Rusinowska.

Udało nam się porozmawiać telefonicznie z jednym z mecenasów w kancelarii. Powiedział, że nie jest upoważniony przez linie lotnicze do wypowiadania się na łamach prasy. Dodał, że kancelaria jest na etapie analizy sprawy i przygotowywania propozycji jej ugodowego zakończenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński