Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Negocjacje zakończyły się z hukiem

Marek Rudnicki
Marek Rudnicki
Wczorajsze negocjacje płacowe między związkami zawodowymi a miastem zakończyły się głośnym wyjściem związkowców z sali obrad.

Obie strony oskarżają siebie o zerwanie negocjacji.

- Jestem bardzo zaskoczony przebiegiem tego spotkania ponieważ z naszej strony jest cały czas deklaracja rozmów i gotowość do negocjacji - twierdzi wiceprezydent Krzysztof Soska. - Rozstaliśmy się, ponieważ rozmowy zostały zerwane przez stronę związkową z niezrozumiałych dla mnie przyczyn.

- Wyszliśmy z sali, co nie jest tożsame z tym, że zerwaliśmy rozmowy - uważa Wojciech Osman, szef zachodniopomorskiej Solidarności 80 i dodaje: - Wyszliśmy z sali, bo nie było z kim rozmawiać. Bo jak rozmawiać z kimś, kto twierdzi, że nie jest stroną w rozmowach? Mecenas reprezentująca miasto stwierdziła wyraźnie, że wiceprezydent Soska nie ma legitymacji prawnej do prowadzenia rozmów. Dla nas jest to skandal, by nie powiedzieć, kabaret.

- To skandal, tak najkrócej można określić to, co się stało - mówi to samo Mieczysław Jurek, przewodniczący zachodniopomorskiej Solidarności. - Dziś ze zdumieniem usłyszeliśmy, że strona miasta, a więc pan prezydent i dwaj wiceprezydenci nie są właściwą stroną do rozmów. Na poprzednim spotkaniu pytałem trzykrotnie pana wiceprezydenta Soskę, czy aby jesteśmy właściwymi stronami do rozmów, żeby miasto nie szukało później wybiegu, jak nie porozumieć się z nami. I trzykrotnie potwierdzał, że "jesteśmy właściwymi stronami do negocjowania i zawarcia porozumienia". A dziś z tych samych ust wiceprezydenta Soski usłyszałem, że nie są właściwą stroną. To jak to rozumieć?

- Związkowcy opuścili salę, nie chcąc rozmów - powtarza wiceprezydent Krzysztof Soska. - Jestem tym zaskoczony i rozżalony, bo to oznacza, że raczej strona związkowa dąży do konfliktu zamiast do polubownego rozwiązania tego typu sytuacji.
Mieczysław Jurek ujawnia, że kilka dni temu doszło do spotkania zaaranżowanego przez PiS między prezydentem Piotrem Krzystkiem a związkowcami.

- Na tym spotkaniu pan prezydent Krzystek wyrażał wolę spotkania się z nami i porozmawiania, żeby jakoś z tego kryzysu wyjść - mówi wzburzony przewodniczący Jurek. - Jak trzeba być butnym i bezczelnym, żeby dziś przyjść na spotkanie i powiedzieć przedstawicielom strony związkowej, że oni, strona miasta, nie są właściwą stroną do rozmów. Czegoś takiego nie dawno nie słyszałem. To po cholerę przychodzili? Po co nam zawracali głowę?
Pytamy przedstawicieli związków w poszczególnych spółkach budżetowych jaką maja opinię na temat podwyżek oferowanych przez miasto.

- Sytuacja z tymi podwyżkami nie jest najlepsza - Alicja Pawlaczuk, przewodnicząca Solidarności w MOPR. - To co nam prezydent obiecał, że wszystkie jednostki, które mają najmniejsze wynagrodzenia, jak pomoc społeczna, dostaną najwyższą regulację 200 zł. A okazało się, że nie wszystkie osoby dostały takie podwyżki, a jedynie 110 zł. Wcześniej było nam obiecywane, że pracownicy z bardzo dobrym przygotowaniem merytorycznym i pracujące już długo, dostaną wspomniane 200 zł, a tak się w praktyce nie stało.

Związkowcy deklarują, że nie myślą o ostateczności, o strajku, a nadal chcą doprowadzenia negocjacji do końca.
Sprawa wzrostu wynagrodzeń dotyczy około 7 tys. pracowników spółęk budżetowych czyli podległych bezpośrednio prezydentowi. W grudniu 2016 roku prezydent Piotr Krzystek zaproponował podwyżkę dla pracowników tychże spółek w wysokości 200 złotych dla zarabiających najmniej (do 3 tys. zł brutto) i 110 złotych dla reszty. Związkowcy żądają podwyżki 700 zł do pensji, choć skłonni są negocjować tę kwotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński