Sprawę badają już miejscowa policja, prokuratura i sanepid. Alarm wszczęło jedno z dzieci, które wyczerpane biegunką i wymiotami znalazło się w środę wieczorem w szpitalu w Bystrzycy. W nocy zadzwoniło z komórki do rodziców. Ci natychmiast powiadomili miejscową policję.
- Informację otrzymaliśmy w środę około godziny 23 - mówi Wioletta Matuszewska, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Kłodzku. - Nasi policjanci natychmiast ruszyli do szpitali w Bystrzycy i Kłodzku. Okazało się, że w każdym są dzieci ze Szczecina.
O masowym zatruciu powiadomione zostało Centrum Zarządzania Kryzysowego przy Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim. Około godziny 1. w nocy o wszystkim wiedział już sanepid.
- O godz. 6 rano, po przebiciu się przez potężne zaspy byliśmy już w ośrodku - mówi Zdzisław Czekierda, rzecznik dolnośląskiego sanepidu.
Na miejscu okazało się, że zatruciu uległo 40 z 71 przebywających w ośrodku dzieci i pięciu opiekunów. Siedemnaścioro dzieci i jednego opiekuna dzień wcześniej pogotowie zabrało do szpitala.
- Nie mieli gorączki, nie mamy więc do czynienia z ostrym zatruciem - uspokaja Zdzisław Czekierda. - Wszyscy uskarżali się na wymioty, biegunkę i ogólne osłabienie organizmu.
Inspektorzy sanepidu - po wstępnych badaniach - mają już hipotezę.
- Wygląda na to, że dzieci i opiekunowie zatruli się parówkami, które jedli na wycieczce w Dusznikach-Zdroju - mówi Zdzisław Czekierda.
Do samego ośrodka wypoczynkowego sanepid nie miał wcześniej zastrzeżeń. Według inspekcji należał do jednego z najlepiej przygotowanych do przyjęcia gości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?