Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naciągnęli emerytkę. Pożyczyła 10 tys. zł i straciła mieszkanie

Mariusz Parkitny [email protected]
- Niech mój przykład będzie przestrogą dla innych, aby nie podpisywać szybkich pożyczek. To może zrujnować całe życie - mówiła dzisiaj Maria Zaręba. W głębi sędzia Agnieszka Tarasiuk-Tkaczuk.
- Niech mój przykład będzie przestrogą dla innych, aby nie podpisywać szybkich pożyczek. To może zrujnować całe życie - mówiła dzisiaj Maria Zaręba. W głębi sędzia Agnieszka Tarasiuk-Tkaczuk. Sebastian Wołosz
- Pożyczając 10 tysięcy złotych nie można stracić mieszkania - uznał szczeciński sąd. To szansa dla pani Marii, że odzyska swoją kawalerkę.

- Jestem szczęśliwa, choć wiem, że to początek długiej drogi do odzyskania mojej własności - mówiła po ogłoszeniu wyroku Maria Zaręba.

W czwartek sąd cywilny unieważnił umowę, którą zdesperowana kobieta podpisała trzy lata temu z Sylwią B. Za 10 tys. zł pożyczki zgodziła się oddać swoje mieszkanie jako zabezpieczenie. Gdy popadła w kłopoty finansowe, wierzycielka przejęła kawalerkę. Potem mieszkanie sprzedała.

Sąd uznał, że umowa przeniesienia własności była nieważna.

- Kwota pożyczki jest niewspółmierna do zabezpieczenia, czyli mieszkania, które jest warte wiele więcej. Nadmierne zabezpieczenie wierzytelności jest wystarczającym powodem do stwierdzenia nieważności umowy przeniesienia prawa do lokalu - uzasadniała sędzia Agnieszka Tarasiuk-Tkaczuk.

Zdaniem sądu umowa była niezgodna nie tylko z prawem, ale i z zasadami współżycia społecznego.

- Była zawarta w trudnych dla dłużniczki warunkach, gdy miała długi i była chora. Pożyczkodawca wiedział o tej sytuacji i miał świadomość, że kobieta nie będzie w stanie spłacać rat - dodaje sędzia Tarasiuk-Tkaczuk.

Pani Maria w swojej niewielkiej kawalerce przy ul. Rynkowej mieszkała od 30 lat. Lokal jest w zasobach spółdzielni mieszkaniowej, ale kobieta wykupiła je. Trzy lata temu popadła w kłopoty finansowe. W prasie znalazła ogłoszenie o szybkiej pożyczce.

- Potrzebowałam 10 tysięcy złotych. Byłam przekonana, że uda mi się dług spłacić - mówi.

Jednego dnia, 7 lipca 2009 r. załatwiono wszystkie formalności. Także u notariusza,

- Pamiętam jak dziś, że tak dziwnie się uśmiechnął, gdy zobaczył umowę - wspomina pani Maria.

Warunki umowy były wyśrubowane. Pani Maria zgodziła się przenieść na Sylwię B. spółdzielcze, własnościowe prawo do swojej kawalerki. I to jeszcze zanim zaczęła spłacać pożyczkę.

Gdy po miesiącu nie starczyło jej pieniędzy, nowy właściciel poprosił ją o klucze. Najpierw jedne, potem drugie. Kobieta stała się bezdomna. Obecnie ma niespełna 1000 zł emerytury i mieszka na sublokatorce.

Pozwana pożyczkodawczyni nie zjawiła się w sądzie. Wcześniej jej obrońca twierdził, że umowa jest ważna, a pani Maria w ogóle nie miała prawa do wytaczania procesu o ustalenie własności mieszkania.

Według nieoficjalnych informacji, nowi właściciele kawalerkę zdążyli już sprzedać.

Czwartkowy wyrok jest nieprawomocny. Gdyby sąd odwoławczy utrzymał wyrok, pani Maria mogłaby pozwać dawnych wierzycieli o zwrot wartości mieszkania lub o wydanie nieruchomości.

- To dopiero początek drogi przed panią. Finał nie musi być wcale pozytywny. W sprawie jest dużo wątpliwości, które sąd odwoławczy może ocenić inaczej niż sąd pierwszej instancji - mówiła sędzia Tarasiuk-Tkaczuk.

- Teraz na pewno nie zrezygnuję. Chcę mieć gdzie mieszkać. Całe życie na to pracowałam - mówi szczęśliwa kobieta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński