Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na wokandzie pożar w escape roomie w Koszalinie. Policjant podważył zeznania lekarza

Joanna Krężelewska
Joanna Krężelewska
Po zakończeniu przesłuchań policjantów wezwani do sądu zostaną cywilni świadkowie zdarzenia – m.in. właścicielka budynku, osoby, które nagrywały pożar. W ostatniej fazie procesu głos zabiorą powołani do sprawy biegli.
Po zakończeniu przesłuchań policjantów wezwani do sądu zostaną cywilni świadkowie zdarzenia – m.in. właścicielka budynku, osoby, które nagrywały pożar. W ostatniej fazie procesu głos zabiorą powołani do sprawy biegli. Joanna Krężelewska
Od grudnia ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym w Koszalinie toczy się proces w sprawie tragicznego pożaru w koszalińskim escape roomie. W czwartek, 24 listopada, zeznania złożyli policjanci. Słowa jednego z nich mogą być kluczowe dla oceny działań medyków.

4 stycznia 2019 roku w pożarze escape roomu przy ul. Piłsudskiego w Koszalinie zginęło pięć 15-latek - Karolina, Julia, Wiktoria, Małgorzata i Amelia. Jedyne okno w pomieszczeniu gry Mrok, w którym zamknięto dziewczęta, było zabite deskami i okratowane. Nastolatki nie mogły wydostać się z obiektu – od wewnątrz w drzwiach nie było klamki. Zmarły z powodu zatrucia tlenkiem węgla.
Akt oskarżenia obejmuje 30-letniego Miłosza S., projektanta i organizatora escape roomu; Małgorzatę W., jego babcię, która zarejestrowała działalność; Beatę W., która współprowadziła lokal i pracownika Radosława D. Wszyscy odpowiadają za umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu osób, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności.

Po niemal roku procedowania na świadków wezwani zostali policjanci, uczestniczący w akcji ratunkowej. 30-letni funkcjonariusz Wydziału Kryminalnego Komisariatu Policji I w Koszalinie w dniu pożaru pełnił służbę w ogniwie patrolowo-interwencyjnym. Był zaledwie trzy miesiące po szkole policyjnej. - Dyżurny przekazał nam informację o pożarze. Przyjechaliśmy na miejsce. Sytuacja była bardzo dynamiczna. Strażacy rozwijali węże. Budynek płonął. Starałem się ustalić stan faktyczny, przesłuchać świadków zdarzenia i odseparować tłum, który gromadził się na miejscu – relacjonował.

Po raz pierwszy policjant, który na miejscu zdarzenia był jako jeden z pierwszych i prowadził czynności do wieczora, przesłuchany został... po niemal roku od zdarzenia. I to na wniosek rodziców zmarłych dziewcząt. Na sali rozpraw to oni mieli najwięcej pytań, m.in. o bardzo szczegółowe zapisy w notatniku służbowym, podczas gdy policjant nie rozpytywał niektórych świadków i nie widział momentu ewakuacji dziewcząt. - Zapis w notatniku jest ogólną relacją czynności wykonywanych przeze mnie i drugiego policjanta z patrolu. To całościowy obraz, uzupełniony po zdarzeniu – wyjaśnił funkcjonariusz.

Więcej do sprawy wniósł 36-letni policjant Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie. Przyjechał na miejsce zdarzenia, gdy strażak wynosił z pożaru piątą z dziewcząt. - Położył ją na desce. Obok stał lekarz i dwóch ratowników. Lekarz sprawdził na szyi tętno i stwierdził zgon. Nic więcej przy tej dziewczynce nie zrobił. Strażak przeniósł ciało i położył na ziemi budynku. To zapamiętałem najbardziej – zeznał.

Podczas pierwszego po zdarzeniu przesłuchania policjant o działaniach lekarza powiedział tak: - To mogło trwać dwie, trzy sekundy. Innych działań ratunkowych wobec tej dziewczyny nie było.

Te słowa stoją zdecydowanie w opozycji do zeznań lekarza, który odstąpił od reanimacji dziewcząt. W marcu medyk zeznał, że wobec każdej z ofiar wykonał takie same czynności sprawdzające oznaki życiowe: „Dokonałem oceny układu krążenia, oddechowego i zachowania źrenic. (...) Tętno oceniłem na dużych tętnicach szyjnych. Był bezdech. Osłuchałem czynność serca i płuca. Źrenice były szerokie, nie wykazywały reakcji. Gałki oczne zapadnięte. Rogówki nieprzezierne. Stwierdziłem zgon, nie podejmując czynności reanimacyjnych, bo nie było do tego wskazań”.

Podczas konfrontacji obu świadków policjant podtrzymał swoją wersję. W czwartek w Sądzie Okręgowym w Koszalinie również: - Stanowczo twierdzę, że całą procedurę pomocy piątej dziewczynce widziałem i ograniczyła się ona wyłącznie do sprawdzenia tętna na tętnicy szyjnej dwoma palcami. Wszystko wyraźnie widziałem i do teraz pamiętam - zaakcentował.

Przypomnijmy, wątek dotyczący przebiegu samej akcji ratunkowej – ocenę działań służb medycznych i straży pożarnej – prokuratura wyłączyła do odrębnego postępowania. Śledztwo wciąż trwa. Na tym etapie nikt nie usłyszał zarzutów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Na wokandzie pożar w escape roomie w Koszalinie. Policjant podważył zeznania lekarza - Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński