Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Piastów czołg wpadł w poślizg. Zginęło siedmioro uczniów. Przypominamy o tragedii sprzed 59 lat

Marek Jaszczyński
Marek Jaszczyński
Na zdjęciu czołg T-54, podobny wjechał  w tłum w czasie defilady, która odbyła się w Szczecinie 9 października 1962 roku
Na zdjęciu czołg T-54, podobny wjechał w tłum w czasie defilady, która odbyła się w Szczecinie 9 października 1962 roku Fot.Creative Commons
9 października minęło 59 lat od tragicznych wydarzeń w czasie defilady wojskowej. W wypadku zginęło czworo uczniów Szkoły Podstawowej nr 1.

W „Głosie Szczecińskim” 10 października 1962 roku ukazał się komunikat: „Z głębokim bólem i żalem donosimy, że w dniu wczorajszym - w czasie przejazdu polskiej jednostki zmechanizowanej przez nasze miasto w pobliżu skrzyżowania ulic Jagiellońskiej i Piastów - zdarzył się nieszczęśliwy wypadek.

W wyniku doznanych obrażeń zmarło siedmioro dzieci. Jednocześnie z przykrością stwierdzamy, iż mimo wielu apeli, w których proszono o zachowanie zdyscyplinowania na trasie przemarszu wojsk, część mieszkańców Szczecina nie wykazała właściwej postawy. Szczególnie przykrym jest fakt, iż wielu rodziców pozostawiło swoje dzieci bez właściwej opieki. W celu szczegółowego ustalenia przyczyn wypadku powołana została specjalna komisja”.

Tyle lakoniczna notatka, która nie oddaje pełni tragedii, do której doszło 59 lat temu. 9 października 1962 w Szczecinie odbyła się defilada na zakończenie wspólnych ćwiczeń Wojsk Układu Warszawskiego.

Defiladę obserwowali Marian Spychalski, minister obrony narodowej, Wojciech Jaruzelski, szef Głównego Zarządu Politycznego WP i marszałek ZSRR Andriej Greczko, naczelny dowódca sił zbrojnych Układu Warszawskiego. Na ulicach były szpalery ludności, która czekała na pokaz sprzętu wojskowego.

Pokaz siły

Na Odrze pojawiły się okręty wojenne, nad miastem latały śmigłowce i samoloty bojowe. A ulicami przetaczały się kolumny sprzętu bojowego. Najpierw aleją Piastów jechały pojazdy radzieckie, po nich sprzęt ludowej armii Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Defiladę zamykały nasze czołgi, przecież to Polacy byli gospodarzami tej ziemi. Pancerne kolosy należały do 5. Dywizji Pancernej. Czołg średni T-54 o 0165 z 1. Kompanii Czołgów przyspieszył. Nagle 36-tonowa maszyna wpadła w poślizg. Kierowca stracił panowanie nad jadącą z prędkością około 25 km/godz. maszyną i wjechał w tłum wiwatujących dzieci, w wyniku czego śmierć poniosło siedmioro z nich w wieku od 6 do 12 lat.

Ciężko rannych zostało 21 osób, w tym również dzieci (wiele pozostało inwalidami), a kolejne 22 osoby zostały poturbowane w wyniku paniki, jaka wybuchła wśród osób stojących w bezpośredniej bliskości wypadku. Świadków zdarzenia było co najmniej kilkuset. Na ulicy było mnóstwo krwi, włosy i strzępy ciał. Na liście śmiertelnych ofiar znaleźli się: Ryszard Stachura (lat 9), Bogumiła Florczak (lat 8), Ryszard Krawczyński (lat 7), Marian Zdanowicz (lat 10), Fryderyk Zawiślak (lat 12), Henryk Sikuciński (lat 6) i Leszek Kolczyński (lat 9).

Beata Zielińska była kilka metrów od miejsca zdarzenia. W 2007 roku podzieliła się swoimi tragicznymi wspomnieniami na portalu mmszczecin.pl.

- Miałam 6 lat. Tata uczestniczył w manewrach (jako rezerwista), a mama zabrała mnie i 12-letnią siostrę na defiladę. Stałyśmy blisko skrzyżowania Piastów z Jagiellońską, ale nie na chodniku przy szkole, lecz naprzeciw - w alei, którą wtedy jeszcze nie jeździły tramwaje - dosłownie na krawężniku. Był straszny tłok, mnóstwo ludzi. Siedzieli też na drzewach, ale nieprawdą jest, że ktokolwiek spadł z drzewa i to spowodowało tę tragedię - gapiłam się w tamtą stronę, musiałby spaść bardzo blisko nas, widziałabym to, ale nic takiego się nie zdarzyło. Na prawo ode mnie krępy, starszy milicjant pomagał dzieciom dostać się na skraj jezdni, żeby lepiej widziały. Dalej, bliżej skrzyżowania, stała grupa uczennic jakiejś szkoły pielęgniarskiej. Nudziłam się. Wreszcie od strony placu Lenina (dziś Szarych Szeregów - przyp. red.) nadjechały czołgi. Wcale nie pędziły, jechały w spokojnym tempie, w dość dużych odległościach między sobą. Tragedia nastąpiła zupełnie znienacka - kolejny czołg skręcił w lewo i wjechał, pod niewielkim kątem, nawet nie całą swoją długością - w ludzi stojących po naszej prawej stronie. Jechał prosto na nas. Widziałam jak ten milicjant, co dzieciom pomagał, stanął temu czołgowi naprzeciw z szeroko rozłożonymi ramionami, jakby chciał te dzieci z krawężnika ochronić, ocalić. Widziałam jak czołg na niego najechał, jako jednego z pierwszych. To były sekundy. Widziałam, jak ludzie padają jak ścinane zboże, czy jak kostki domina, w moją stronę - nie mieli jak i gdzie uciekać. Czołg zatrzymał się tak, że jego lufę miałyśmy ok 3 m od nas... Wtedy nie rozumiałam, co widzę. Nagle zrobiło się piekło: krzyki, jęki, bieganina, tłum się skotłował, każdy pchał się w inną stronę, zaczęły wyć karetki. Moja mama, która cały czas trzymała mnie za rękę, wyskoczyła ze mną na jezdnię (ruch już ustał, a tylko tam było wolne miejsce) i natychmiast obejrzała się, gdzie jest moja siostra. Nie zobaczyła jej. Wpadła w panikę, posadziła mnie „na barana” i krzyczała - Jolka!, Jolka! Szukaj Jolki, szukaj czerwonego sweterka! Obie miałyśmy tego dnia takie same. Popatrzyłam z góry, miałam doskonałą widoczność na przód czołgu. Przed maską, pomiędzy gąsienicami i po bokach widziałam tylko jedną wielką skotłowaną i bardzo czerwoną masę. Zaczęłam wołać do mamy: - Mamo, Mamo, Jolka tam jest, czerwone tam widzę! Biedna Mama, co ona wtedy musiała poczuć! Na szczęście jakiś mężczyzna siedzący na drzewie krzyknął do mamy: - Proszę pani! Pani córka żyje, tylko jak się gwałtowanie cofnęła, to przewróciła się do tyłu o kosz, i potem tłum ją zniósł gdzieś tam na drugą jezdnię! Poranionych osób widziałam bardzo wielu, z zakrwawionymi głowami, rękami - jak błądzili w tłumie, zdezorientowani, szukając pomocy. Ofiar musiało być więcej... Dopiero po latach pojęłam, w czym wzięłam udział, i jakie miałam szczęście. Niewiele brakowało...

Jechali z za dużą prędkością

Po zdarzeniu załoga zamknęła się w czołgu. Opuściła maszynę dopiero po przyjeździe oddziału Wojskowej Służby Wewnętrznej, czyli żandarmerii.

Do jakich doszło błędów? Według jednego ze świadków zdarzenia nie było przejazdu próbnego, a więc kolumna nie mogła się zgrać. Mechanicy nie byli przygotowani do prowadzenia czołgów po twardej nawierzchni, nie było stabilnego odgrodzenia tłumu od jezdni. Jednak największym błędem była prędkość. Czołgiści przyspieszali, by wyrównać szyk przed trybuną. Dlatego wśród nich jest najwięcej ofiar i poszkodowanych. Po tragedii nie dość, że była blokada informacji, to fatalnie traktowano rodziny. Szantażem i straszeniem wymuszano milczenie, bagatelizowano kwestie odszkodowań i rent.

Bądź na bieżąco i obserwuj:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński