Monika Szwaja
Monika Szwaja
Szczecinianka, emerytowana reporterka telewizyjna z kilkuletnim epizodem nauczycielskim. Od 2003 r. autorka bestsellerów ukazujących się średnio po dwie w roku: "Jestem nudziarą", "Romans na receptę", "Zapiski stanu poważnego", "Stateczna i postrzelona", "Artystka wędrowna", "Powtórka z morderstwa", "Dom na klifie", "Klub Mało Używanych Dziewic", "Dziewice, do boju". Pisarka lubi ludzi ("z wyjątkiem wrednych i głupich") oraz zwierzęta (wszystkie bez wyjątku). Także literaturę i muzykę, zwłaszcza klasyczną, irlandzką i szanty. Kocha góry i lotnictwo.
- Myślałam, że jedna z najbardziej poczytnych autorek w Polsce spędza lato gdzieś pod palmami. Tymczasem podlewasz ogród.
- To bardzo przyjemne. Zwłaszcza róże. Taki Mister Lincoln na przykład albo Black Baccara - bardzo czerwona róża, piękny kwiat z pełnymi płatkami. Albo Gloria Dei. Prawda, jak pięknie brzmią te nazwy? A wiesz, że róże mają licencje? Są całe historie o nich. Gloria Dei pochodzi z Francji. Z kolei Papa Dei, też bardzo piękny kwiat, wyhodowany w Niemczech. Myślę, że ta miłość do kwiatów wywodzi się stąd, że mój ojciec był przyrodnikiem. Zabierał mnie często na spacery do parku, pokazywał rośliny, uczył mnie ich nazw, na przykład miłorzęby, które mam w swoim ogrodzie. Znam też ich łacińskie nazwy. Na przykład rosa rugosa rubiginosa. Czyż to nie piękne?
- Nie dziwi mnie miłość do nazw, przecież operujesz słowem. Masz inne rośliny w ogrodzie?
- Niewiele. Dwie porzeczki, dwa agresty.
- I zapewne zioła?
- Jedenaście krzaczków lawendy. Boski zapach. I mały krzaczek rozmarynu, który poszedł po ogrodzie jak przeciąg.
- Wróćmy do wakacji. Masz jakiś patent na lato?
- Nie, choć każdego roku staram się być w górach. Jak się ma auto, to można przejechać Tatry i Beskidy. Taki szwendaczek jestem.
- Myślałam, że powiesz, iż najpiękniejsze wakacje, to te na Karaibach?
- Byłam tam w lutym. Ale kiedy wróciłam do Polski, stwierdziłam, że u nas jest ładniej. Trafiłam na rozkwit wiosny. Karaiby, to takie Karkonosze wrzucone w morze. Jak dla mnie za gorąco. Jest lazurowe niebo, ale ja wolę naszą ludzkość i góralską mowę. Do tego kwaśnica w Zakopanem. Nie ma nic lepszego. Najpiękniejsze wakacje spędziłam z siostrą w Tatrach. To była bajka. Ja, która nigdy nie byłam szczupła, doskonale sobie radziłam, nawet na trudnych szlakach. To jest osiągalne, gdy się dobrze zaplanuje i przygotuje do takiej wyprawy. Na Rysach nie byłyśmy, bo nie chciałyśmy. To były moje najpiękniejsze wakacje. Nie do powtórzenia, bo siostra nie żyje. Wracałyśmy z trasy wieczorem, gdy w górach było już pusto. Tatry mam cały czas w oczach.
- Znam to. Pamiętam, z obozów wędrownych w szkole średniej, wschody słońca w Tatrach. Było niepowtarzalnie.
- Gdy się góry kocha i szanuje, one się odwdzięczają. Szkoda wyjeżdżać.
- Oprócz róż, masz dom.
- Malutki domek raczej.
- I psa.
- Sztuk dwie. Suczki. I jeszcze kotka. Same baby, jeśli nie liczyć dorosłego syna, 24-letniego Wawrzyńca.
- Opowiedz o swoich zwierzakach.
- Beta ma 9 lat. Imię pochodzi od telewizyjnej kamery Beta Cam. Wzięłam ją ze schroniska, dlatego jest trochę znerwicowana. No i 3-letnia Szanta, od moich ukochanych szant, oczywiście. Kudłata, z charakterem. Jest zuchwała i odważna.
- Na stanie masz też auto. Od kiedy?
- Najpierw jeździłam 15-letnim oplem. Boskie autko, którym nauczyłam się jeździć. Potem przez 8 lat miałam innego opla, już nowego bo nie chciałam się dawać więcej naciągać mechanikom. Wołałam dopłacić.
- Teraz masz toyotę.
- To taki słodziaczek, dla przyjaciół Kopytko. Przypomina to narzędzie, zwłaszcza gdy się patrzy na trochę ścięty przód. Lubię maszyny.
- Choćby laptopa, z którym zapewne się nie rozstajesz?
- Jest jeszcze malakser...
- Odkurzacz itd. Wolę laptopa.
- Mam w domu taki ciąg: kanapa, ja, laptop, TVN24, bo lubię wiedzieć, co się dzieje w Polsce.
- Nie rozprasza cię to?
- Mogę się oderwać, gdy się robi bardzo śmiesznie. A potem wrócić do pisania.
- Terminy nie gonią?
- Od czasu, gdy mamy własne wydawnictwo, już nie. Trochę zwolniłam tempo. Następna książka ma być gotowa w połowie września, na półkach księgarskich w listopadzie. Wracając do maszyn - za ścianą jest kuchenka, czyli obiad, potem pralka. Wszystko mam pod kontrolą.
- Gdy myślimy o lecie i wakacjach, nasuwa się myśl o romansach.
- Właśnie przygotowuję romans z akcją na Karaibach.
- A jednak.
- No tak, wysyłam Dziewice na Karaiby.
- Wszystkie?
- Wszystkie cztery. Popłyną dwoma katamaranami, jedna wyjdzie za mąż. Będzie kupon toto lotka, wszystkie wygrają. Nie miliony wprawdzie, ale na wycieczkę na Karaiby wystarczy.
- Zdradzisz tytuł?
- "Zatoka Trujących Jabłuszek". Jest na Karaibach taka wyspa z jabłuszkami, po zjedzeniu których człowiek niespecjalnie się czuje. Ta zatoka mieści się na Manpchionel Bay. Nie wiem, czy nazwa ma coś wspólnego z niedobrymi jabłuszkami, ale z tytułu książki jestem bardzo zadowolona. A teraz patrzę na hibiscus, który kwitnie w moim ogrodzie. I po co mi Karaiby?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?