Molo wita gości wielkimi, ale przekreślonymi grubą, czerwoną kreską tablicami z cenami biletów na statki floty Adler-Schiffe. Obok równie duże tablice informują po polsku i niemiecku ewentualnych klientów: "Drodzy pasażerowie, jest nam ogromnie przykro, że musimy odwołać nasze rejsy ze względu na to, iż kontrola graniczna jest niemożliwa".
Inwestorem jest Adler-Schiffe - niemiecki armator z siedzibą w miejscowości Westerland na wyspie Sylt. Budowa kosztowała dwa miliony euro i trwała pół roku. Poprzedziły ją jednak pięcioletnie zmagania z urzędnikami różnych szczebli. Od początku było jasne, że armator będzie chciał zarabiać na zlokalizowanej na końcu mola przystani dla statków. Teraz okazało się, że statki nie mogą tu przybijać.
- Wyszło na to, że zbudowaliśmy molo tylko dla spacerowiczów - przyznaje Zenon Klemczak, przedstawiciel Adler-Schiffe w Polsce.
Dlaczego do mola nie mogą zawijać statki? Wszyscy zapomnieli formalnie ustalić, że molo jest przystanią.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?