Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mocowanie się z przemocą. Co się działo w łódzkiej Szkole Filmowej?

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Anna Paliga (z lewej) w spektaklu dyplomowym „Pomysłowe mebelki z gąbki” w reżyserii Mariusza Grzegorzka
Anna Paliga (z lewej) w spektaklu dyplomowym „Pomysłowe mebelki z gąbki” w reżyserii Mariusza Grzegorzka Teatr Studyjny
Stało się. List otwarty Anny Paligi, absolwentki Szkoły Filmowej w Łodzi, w którym zarzuciła wykładowcom uczelni działania przemocowe wobec studentów, wywołał huragan. Powrotu do stanu sprzed opublikowania głosu młodej aktorki już nie będzie. Świat zmienia się gwałtowniej, niż wielu z nas chce zauważyć.

Tu i tam słychać głosy, że właściwie należało się tego spodziewać. Rozmaite zdarzenia z egzaminów, zajęć i prób krążyły w opowieściach jako anegdoty, a skoro szczere wyjawianie i nazywanie tego, co było latami zastałe i uznawane za część rzeczywistości, dotknęło wcześniej wielu miejsc, ludzi i instytucji za oceanem, w Europie i Polsce, to naiwnością byłoby sądzić, że nie „dojdzie” to do tak eksponowanej i wszędzie rozpoznawalnej placówki, jak Szkoła Filmowa w Łodzi.

Emocje dotyczące mocnego listu Anny Paligi są tym większe, że młoda aktorka opisała w nim drastyczne zachowania, jakich mieli się dopuszczać artyści doskonale znani i cenieni nie tylko w Łodzi, cieszący się atencją publiczności, ale również zbierający za efekty swojej pracy na scenie i w filmie zasłużone, entuzjastyczne recenzje mediów w całym kraju. „Dr hab. Mariusz Jakus widząc studenta stojącego poza pozycją, wpadł w furię i rzucił w grającą grupę krzesłem, które wybiło dziurę w suficie, po czym z pięściami ruszył na rzeczonego studenta. Przed uderzeniem powstrzymał się w ostatnim momencie” - między innymi napisała Anna Paliga. - „Dr Grzegorz Wiśniewski uderzył studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew. Do przerażonego partnera scenicznego dziewczyny powiedział „tak to powinieneś grać, ucz się”. Prof. Bronisław Wrocławski wyciągnął studentkę na środek sceny, po czym pogryzł ją od dłoni do szyi na oczach całej grupy, po to żeby pokazać drugiemu studentowi, jak gra się pożądanie. Dr Grażyna Kania zmusiła studentkę do rozebrania się w trakcie egzaminu. Przed samym pokazem, kiedy moja koleżanka wciąż stawiała opór padło sformułowanie „Albo zdejmiesz stanik, albo wyrzucę cię z uczelni”. Dyrektor Teatru Jaracza Waldemar Zawodziński przeprowadził zajęcia z pierwszym rokiem, na których nakazał studentom stanąć w parach w samych cielistych majtkach naprzeciwko siebie i mówić o tym, co nie podoba się im w ciele swojego partnera. Miało to ich nauczyć, że aktor musi konfrontować się ze swoimi kompleksami. Studenci nie zostali zapytani o zgodę na takie ćwiczenie. Prof. dr hab. Mariusz Grzegorzek, rektor naszej szkoły w trakcie prac nad dyplomem wielokrotnie, niemalże codziennie przez okres trwania prób wpadał w furię i nazywał mnie „pierdoloną szmatą, kurwą”. Poniżał zarówno mnie, jak i moich kolegów w obecności całej grupy i pracowników technicznych. O wszystkim szczegółowo dowiedział się ode mnie prorektor Michał Staszczak. Usłyszałam, że „nie umiem zaciskać zębów, a powinnam” i że „jestem zbyt miękka na ten zawód”. Skończyło się to dla mnie załamaniem nerwowym, tabletkami przeciwlękowymi i długotrwałą terapią”.

Sprawa natychmiast zaczęła nabierać dynamiki toczącej się kuli śniegowej. W TVN24 Aleksandra Konieczna, aktorka i reżyserka, wykładowczyni Szkoły Filmowej, wspominała pracę nad spektaklem dyplomowym z łódzkimi studentami i stwierdziła, że odniosła wrażenie, iż są oni, jak „bite dzieci z domu dziecka”. Studenci mieli opowiadać o tym, jak traktowała ich jedna z opiekunek grupy, znakomita aktorka, prof. Ewa Mirowska. - To była przemoc, „w białych rękawiczkach”, perfidna, trudna do uchwycenia i zdiagnozowania. Uprawiała przemoc miękką, kobiecą, czyli najgorszą, przerażającą zupełnie - mówiła Aleksandra Konieczna. Później zaproponowała, żeby zrobić egzamin „wszystkim Profesorom Szkoły Filmowej w Łodzi, uczącym praktyki, także tym poddanym już władzy prokuratorskiej”.

Tę samą wykładowczynię przywołała aktorka Weronika Rosati, która studiowała w Łodzi (miała sama zrezygnować po półtora roku). „W każdą niedzielę na początku roku emitowany był serial Ryszarda Bugajskiego ze mną w jednej z głównych ról u boku Bogusława Lindy i Krzysztofa Kolbergera. W każdy poniedziałek modliłam się, by wydarzył się cud, bym nie musiała iść na zajęcia i wysłuchiwać złośliwej krytyki mojego udziału w tym serialu i upokarzających komentarzy ze strony profesor Ewy Mirowskiej” - wyznała Rosati. A także Joanna Koroniewska: "Tak, na samą myśl o nazwisku Ewa Mirowska robi mi się niedobrze. W imię zahartowania mnie, od razu na początku wybrała mnie sobie za cel i szczerze, była to niekończąca się moja walka z upokorzeniem, wstydem i samymi najgorszymi emocjami. Wybitna Pani Pedagog wymyślała mi ksywy, które raniły mnie do żywego, wciąż zwracała uwagę na to jaka to jestem głupia, używając przy tym naprawdę mocnych słów. Najgorszych. Najmocniejszych. Do historii przejdzie jeden z egzaminów, w trakcie, którego podczas mojego monologu na scenie, przerwała mi i z wściekłością zaczęła mnie poprawiać i krzyczeć na mnie, żebym zaczynała raz jeszcze, i tak parokrotnie. Bawiła się chyba tym moim strachem, ewidentnie TO lubiła".

Anna Paliga zyskała słowa wsparcia innych aktorów. Jedna z najbardziej utalentowanych aktorek młodego pokolenia, Maria Dębska, napisała: „W Szkole Filmowej spotkałam wspaniałych profesorów, ale niestety razem z moimi kolegami doświadczyłam też mobbingu i przemocy psychicznej. Oprócz tego, że czułam się wielokrotnie jedną z »ulubionych absolwentek« tej Szkoły i dostałam w niej naprawdę wiele dobrego, niestety wielokrotnie byłam świadkiem lub ofiarą sytuacji, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Wiem, że nie tylko ja szkołę kończyłam na lekach uspokajających i niezbędna mi była terapia”.

Inna absolwentka łódzkiej Szkoły, aktorka Zuzanna Lit, dodała: „Rzucanie w nas przedmiotami i obelgami było na porządku dziennym. I my na to przyzwalaliśmy - bo to jest dla dobra sztuki. Przekraczana była też notorycznie nasza intymność”. Do tego grona dołączyli też aktorzy, którzy studiowali w uczelnia warszawskiej : Eliza Rycembel i Bartosz Bielenia. A Zofia Wichłacz stwierdziła: „»Wytrzymałam« a raczej zrobiłam co dla mnie było najlepsze i odeszłam z Akademii Teatralnej w Warszawie po pierwszym semestrze. W tym krótkim czasie byłam świadkiem wielu sytuacji poniżania, nękania, a nawet molestowania studentów”.

Hałas zrobił się obecnie również wokół akademii krakowskiej, kiedy to jej absolwenci - m.in. Dawid Ogrodnik i Konrad Cichoń - wystosowali liczne zarzuty o przemocowe i poniżające praktyki wobec doświadczonej aktorki i pedagoga, Beaty Fudalej.

Na wystąpienie Anny Paligi szybko zareagowała rektorka Szkoły Filmowej, dr hab. Milenia Fiedler, zapowiadając daleko idące działania mające naprawić sytuację w uczelni. Postępowanie prowadzi szkolna Komisja Antymobbingowa i Antydyskryminacyjna, która już spotkała się (w formule online) z autorką listu, w najbliższy poniedziałek natomiast ma rozpocząć „przesłuchania” wykładowców uczelni. Milenia Fiedler zapowiada, że przemoc nie będzie tolerowana, ale decyzje podejmie po zapoznaniu się z wynikami pracy komisji. „Chciałabym wyrazić współczucie wobec wszystkich Studentek i Studentów, którzy kiedykolwiek doznali krzywdy i zostali z nią sami. Postaramy się, żebyście nigdy nie szli sami i same. Przepraszamy i prosimy Was o zaufanie i wsparcie w procesie wypracowania lepszego świata” - oświadczyła.

- Z przeprowadzonego postępowania Komisja sporządzi protokół obejmujący ustalenia faktyczne, wyjaśnienia wysłuchanych osób, dowody w sprawie, wnioski co do dalszego postepowania i uzasadnienie zarzutów. Wynik zakończonego postępowania wyjaśniającego i rekomendacje Komisji zostaną przekazane Pani Rektor, niezwłocznie po zakończeniu prac Komisji - informuje zaś Monika Żelazowska, pełnomocnik rektora ds. przeciwdziałania dyskryminacji.

Spośród wykładowców wymienionych w liście Anny Paligi, jedynie Mariusz Grzegorzek odnosi się publicznie do zarzutów, twierdząc, że nigdy nie nazwał Anny Paligi w poniżający sposób i nawołuje do skonfrontowania różnych wersji wydarzeń oraz odważnego, ale też sprawiedliwego wyjaśnienia sprawy.

Właśnie ze względu na współpracę z Mariuszem Grzegorzkiem w przeszłości z prac w uczelnianej Komisji po spotkaniu z Anną Paligą zrezygnowała Reżyserka Jagoda Szelc. „Członkostwo w Komisji było dla mnie ważne, ponieważ ogromnie zależy mi, aby sprawy, które nagłośniłam już dwa lata temu w wywiadzie, doprowadzić do końca. Ale podczas rozmowy z panią Anną Paligą doszłyśmy wspólnie do wniosku, że dla jej komfortu psychicznego i przejrzystości procedury moja rezygnacja będzie najlepszym rozwiązaniem. Bezwarunkowo wspieram prace Komisji i będę zawsze do jej dyspozycji. Zamierzam działać na rzecz zmiany systemowej w naszej uczelni” - napisała w oświadczeniu.

List Anny Paligi może być początkiem istotnego, niezwykle potrzebnego dialogu na temat nadużywania władzy, nie tylko w uczelniach artystycznych przecież oraz koniecznej przemiany. Trzeba w gronie ekspertów wypracować procedury, zasady, zastanowić się, jak działania niedopuszczalne, zastąpić postawą opartą po prostu na podstawach etyki i kindersztuby, dającą wparcie. Pod warunkiem, że będzie to dialog, a nie bezdyskusyjne i wyłączne domaganie się głów na tacy. Dokąd to zmierza wiemy bowiem z historii Salome. Albo Robespierre’a.
Zobacz również

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mocowanie się z przemocą. Co się działo w łódzkiej Szkole Filmowej? - Dziennik Łódzki

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński