Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: Natasza Urbańska opowiada jak radzić sobie z hejtem

Małgorzata Klimczak
FOTO Maciej Nowak / Michał Pańszczyk
Artystka, gwiazda, matka, żona, – wszystkie te role pasują do Nataszy Urbańskiej, bo we wszystkich świetnie sobie radzi. Opowiedziała nam o trudnej sztuce łączenia tych ról oraz jak sobie radzić w świecie, w którym internetowy hejt wylewa się wiadrami.

Studio Buffo z okazji 25-lecia przygotowało trasę z koncertem „Hity Buffo”. Na ten jubileusz, wspólnie z innymi artystami zapracowała także Pani. Jak by Pani dokończyła zdanie: „Studio Buffo to dla mnie...”?
- Drugi dom. Bliscy ludzie. Miejsce, w którym dojrzewałam artystycznie, miejsce pełne wspomnień i spełnionych marzeń. Nie tylko moich.

W Studio Buffo poznała Pani wielu znanych artystów. Kiedy nastolatka w pracy spotyka gwiazdy, to woda sodowa uderza jej do głowy czy raczej zachowuje spokój?
- Zawsze miałam swoje autorytety. Wielu polskich artystów zaczynało na scenie Buffo, zawsze byliśmy równi. Wszyscy się wspierali, nie było sytuacji, w której ktoś świecił jaśniej. W teatrze jesteśmy zespołem. Od każdego wymagane jest takie samo zaangażowanie, więc pokora i dyscyplina to główne zasady dla nas wszystkich.

Janusz Józefowicz słynął z bezwzględnego rygoru na próbach, z brutalnej szczerości co do umiejętności poszczególnych osób. Jak Pani sobie z tym radziła?
- Słowo „brutalny” to przesada. Janusz jest perfekcjonistą i bardzo mu zależy, żeby widzowi zaprezentować najwyższą jakość przedstawienia. Wymaga od nas dużo, bo wie , że stać nas na więcej, że każdego dnia możemy być lepszą wersją siebie. W zespole wzbudza szacunek i podziw.

Często Pani podkreśla, że nie lubi rywalizacji i źle ją znosi. Zarówno sport, jak i showbiznes to dziedziny, w których rywalizacja jest na porządku dziennym. To trochę tak, jakby Pani działała wbrew swoim ograniczeniom. To próba udowodnienia, że da sobie Pani radę?
- Wszystko co robię, robię z pasji, więc nigdy celem samym w sobie nie było „pierwsze miejsce” w żadnej z tych dziedzin. Oczywiście, świetnie jak ludzie Cię doceniają, czy kiedy Twoja piosenka jest na szczycie listy przebojów. Bycie na pierwszym miejscu wieńczy ciężką pracę, niewątpliwie. Nie muszę sobie nic udowadniać i nie zwalnia mnie to od pracy nad sobą. Wybrałam zawód, w którym nie spoczywa się na laurach. Póki ludzie chcą mnie słuchać i oglądać, to dla mnie największa nagroda i satysfakcja.

W Studio Buffo czuła się Pani bezpiecznie, ale przyszedł czas na odcięcie pępowiny. Pojawił się film i płyta. Z czasem zapragnęła Pani więcej, czy po prostu chciała się usamodzielnić?
- W duszy zawsze grały mi własne melodie. Po latach występowania na scenie teatralnej i odgrywania ról, każdy artysta chce w końcu wykrzyczeć swoje autorskie kwestie (śmiech ). Jestem w trakcie nagrywania drugiej solowej płyty, współpracuję z artystami i producentami, którzy znają współczesną scenę i brzmienie. Tak jak wspomniałam, uwielbiam się rozwijać, a praca na własne „ja” daje mi tę możliwość. Ze szklanym ekranem nie pożegnałam się na dobre, tu również przede mną kolejna rola...

Pierwsze doświadczenia, zarówno z płytą, jak i z filmem, ściągnęły na Panią falę krytyki. Jak sobie Pani z tym poradziła?
- Nawet człowiek o mocnym charakterze nie uniósłby takiej fali, jaka we mnie uderzyła. Ale potrafiłam się otrząsnąć i pójść dalej. Dziś czuje się mocniejsza, wiem czego chcę. Nie muszę się z niczego i nikomu tłumaczyć. Zrobiłam to najlepiej jak umiałam i robię swoje dalej, jak uważam za słuszne.

Przykre doświadczenia uczą pokory w zawodzie?
- Ciężka praca uczy pokory. Przykre doświadczenia tworzą zbroję. Jak to się mówi, co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Wzięła Pani udział w telewizyjnych show, jak „Taniec z gwiazdami” czy „Jak oni śpiewają”. Do czego artystce czynnej zawodowo, która generalnie ma co robić, potrzebne są takie programy?
- Takie programy to przede wszystkim artystyczny, ale także wewnętrzny rozwój. Ogromny fizyczny i psychiczny wysiłek, gdzie na oczach milionowej publiczności przeżywamy najpiękniejsze, ale także często bardzo stresujące momenty. To nie tylko rozrywka dla widza, znakomita zabawa dla nas, ale przede wszystkim duży wysiłek i ogromne serce, które wkładam we wszystko co robię. Inaczej po prostu nie potrafię.

Skąd pomysł, żeby zająć się modą? Ta branża jest uważana za trudną i nie chodzi o pomysły artystyczne, ale o efekty finansowe.
- To prawda. Jestem kobietą, więc to oczywiste, że kocham modę (śmiech ) i lubię się nią bawić. Z perspektywy czasu wiem, że dobrze prosperująca firma to dobry team. Dziś taki mam. Wspaniałych ludzi, którzy pracują nad sukcesem Muses. Idzie nam coraz lepiej, mamy swój flagowy butik w Warszawie. Z każdego potknięcia wyciągnęłam wnioski i przerobiłam to na swoją moc.

Za projekty z modą również Panią krytykowano. Dlaczego media tak chętnie biorą sobie Panią na cel i doszukują się negatywnych rzeczy we wszystkim, co się dzieje z Pani udziałem?
- Niektórzy tylko czekają, aż Ci się noga podwinie, aby móc o tym napisać , aby się tylko kliknęło. Media raz na jakiś czas znajdują takiego kozła ofiarnego i nie odpuszczają (śmiech). Kocham swoją pracę i na szczęście są ludzie, którzy potrafią to docenić, świadczą o tym pełne sale na moich koncertach, czy lepsza z roku na rok sprzedaż kolejnych kolekcji Muses.

Wielka aktorka Nina Andrycz podarowała Pani naszyjnik wysadzany perłami, który przed laty otrzymała od indyjskiej premier Indiry Gandhi. Do prezentu dołączyła kartkę z życzeniami: „Odznaczam Panią na Gwiazdę moim klejnotem i życzę zdrowia”. Co to wyróżnienie dla Pani znaczy?
- Naprawdę wiele. To ważny moment w moim życiu. Takie chwile są ważniejsze niż zdobycie „pierwszego miejsca”.

Jeśli już mowa o Ninie Andrycz, to powiedziała ona kiedyś, że prawdziwa artystka rodzi swoje role, a nie dzieci. Pani udało się pogodzić macierzyństwo i życie rodzinne z pracą, więc jednak to możliwe.
- Wszystko jest możliwe, jeśli tylko bardzo się chce. Córka to moje największe osiągnięcie, moja radość. Kiedy pojawia się dziecko, wszystko co robisz, robisz z myślą o nim. Rodzina to dla mnie priorytet, bo cokolwiek by się nie działo, oni zawsze będą stali za mną murem. Kocham swoją pracę, bez niej nie byłabym taką kobietą, jaką jestem dziś . Cieszę się, że mogę się realizować jako matka i artystka.

Często się mówi, że spędzanie czasu z mężem w pracy i w domu nie sprawdza się na dłużej. W Pani małżeństwie jest inaczej. Istnieje jakiś patent, żeby to się udawało?
- Staramy się nie przynosić pracy do domu. Często uciekamy za granicę, aby oczyścić głowy i skupić się na tym, co ważne. Kiedy telefon nie dzwoni, terminy nie gonią, można to wszystko pogodzić. Ale trzeba pamiętać, że rodzina to priorytet.

Jest Pani spełniona artystycznie?
- Dojrzewałam na scenie. Wiele ról i koncertów zagrałam. Pokazałam się z różnej strony w Polsce i na scenach różnych krajów. Jednak jeszcze nie czuję , żebym powiedziała ostatnie słowo. Czuję, że jeszcze tak wiele przede mną. Przecież cały czas mam te melodie w głowie (śmiech).

Jakie ma Pani najbliższe plany zawodowe?
- Solowa płyta, film, autorski projekt musicalowy, kolejne etapy rozwoju Muses … i co chwilę mi wpada coś do głowy. Codziennie pojawiają się nowe pomysły. To się nigdy nie kończy…

Natasza Urbańska

Piosenkarka, tancerka, aktorka filmowa, telewizyjna i teatralno-musicalowa. Od 1993 roku związana z teatrem muzycznym Studio Buffo. Współwłaścicielka domu mody „MUSES – Urbańska & Komornicka”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński