Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: Gdzie w Szczecinie dziś się bywa? W poszukiwaniu alternatywy

Agata Maksymiuk
Ludzie mówią, że kultura dzieli się na wysoką i niską albo alternatywę i mainstream. Mówią, że do tej pierwszej warto się przyznawać, a tej drugiej trzeba się wstydzić. Mówią, że są miejsca w Szczecinie, w których spędzili całe życie, choć w tle wciąż brzmi jedna playlista. Mówią, że nic tak nie pomaga, jak opinia drugiego człowieka. Więc pytam, gdzie w Szczecinie dziś się bywa?

Google podsuwa około 329 000 odpowiedzi na moje pytanie, więc uściślam. Chodzi o miejsca związane z wolnym czasem, rozrywką, ustawioną na pograniczu kultury wysokiej i niskiej. Omijam muzea, filharmonię i galerie, razem ze wszystkim eventami, które proponują.

Nie interesują mnie miejsca, w których brzmi 10 dziś najpopularniejszych utworów z zestawienia legendarnego Billboard Hot 100. I ostatecznie rezygnuję z miejsc, w których trzeba pojawić się w stroju formalnym, a przynajmniej eleganckim. Google szybko zacieśnia wynik do około 2 tys. odpowiedzi, a jeszcze szybciej wskazuje faworytów zestawienia.

Dorobił się legendy, zanim jeszcze powstał

Wszystkie drogi, o każdej porze nocy prowadzą w jedno miejsce. Do Hormona. Tak przynajmniej twierdzi Mariusz, bliżej nieznany mi internauta. Dawid potwierdza te tezę i wymownie poleca wpadać tam „pod pretekstem”, wyraźnie podkreślając słowa „pod pretekstem”. Ludzie mówią, też że najgorsza impreza w Hormonie bywa tą najlepszą. Mówią, że niby zawsze wiadomo czego się spodziewać po kolejnej nocy, a i tak impreza czymś zaskoczy. Podobno brzmi tam niestandardowa muzyka, raczej dla miłośników rocka i nie usłyszy się tu typowo klubowych kawałków.

Karol twierdzi nawet, że to to jedyny lokal w Szczecinie z parkietem, gdzie grają rocka, a Baśka dodaje, że dyskoteka tu ciut głośna i klimat troszkę mroczny. DJ klubu na to wszystko zapewnia, że Hormon to zdecydowanie strefa wolna od „Despacito”.

MM Trendy: Gdzie w Szczecinie dziś się bywa? W poszukiwaniu alternatywy
FOT. SŁAWOMIR JANCZAK

Okazuje się też, że ludzie nawet listy piszą. I zdarza się, że błagają w nich o nową playlistę, bo od 10 lat na parkiecie słuchają tego samego. Zaznaczają, że niektórzy bywalcy są młodym pokoleniem, a nie zbuntowanymi punkowcami. Administratorzy Facebooka Hormona chętnie dzielą się treścią tych listów ze swoimi odbiorcami, co jednych prowokuje do kolejnych zwierzeń, a innych wręcz odstręcza, bo jak mówią - teraz wszyscy wiemy, że nie ma co listów pisać, bo zaraz będą upublicznione. Ale ogólnie Hormon, to po prostu Hormon.

Kawał życia sporej gromady ludzi. Niektórzy twierdzą nawet, że pamiętają, jak klub otwierano. Zapewniają, że bywają tam systematycznie. Uważają, że przez ostatnie lata lokal stał się mocno eklektyczny i łączy dość płynnie starego rocka z wszelkimi odmianami electro. I, że odnosi się to również do nowych bywalców, ale nie ma co się przejmować, bo przynajmniej jest „kolorowo”. Po za tym jeszcze się taki nie urodził, co zadowoliłby wszystkich.

Koniec końców, ludzie mówią, że to dobry lokal. Tylko nie rozumieją, dlaczego kasują „dychę za wjazd”. Kamil przyznaje nawet, że na początku był sceptycznie nastawiony do klubu, ale w końcu poszedł i się zakochał, bo na górze znajduje się pub, w którym podają dobre piwo, a na dole można potańczyć przy alternatywnych brzmieniach. Tomasz, choć też zakochany, wyznał, że znalazł się w trudniejszej sytuacji, bo za klubem nie przepada. To nie jego klimat. Niestety, narzeczona uwielbia to miejsce. Ratuje go to, że lokal się powiększył i w drugiej części można spokojnie posiedzieć. Tomasz zapewnia, że to idealny kompromis dla jego związku. Ludzie mówią też, że Hormon to całe ich dzieciństwo. Anna wspomina czasy, kiedy na imprezę wpuszczano od 16 lat, a ona miała 15 i musiała „legitkę” od starszej o rok sąsiadki pożyczać. Krzysztof to potwierdza, a Kornel się dziwi, bo myślał, że para tam pracuje, a nie bywa, bo są tam zawsze. Ludzie mówią też, że wracając z Hormona, warto wejść do piekarni po pieczywo - na Rayskiego oczywiście. Tylko trzeba uważać. Tomasz ostrzega, że nie zawsze jest czynne, ale się jak ma się szczęście, to po drodze do domu zje się ciepłe bułeczki.

Drewniany domek

Ale na tym nie koniec, bo ludzie mówią, że jest w Szczecinie miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć. Marcin wyjaśnia, że to obiekt klimatyczny w doskonałej lokalizacji. Drewniany domek, praktycznie w centrum Szczecina, położony w Parku Żeromskiego. Podobno chodzi o ten domek, co znajduje się na prawo od miejsca, gdzie stała dawna hala widowiskowa Urania, podobno to stary domek grabarza. Mówią też, że to domek przy ul. Zygmunta Starego, albo raczej ten przy ul. Storrady, który na planie miasta z lat 70. figuruje jako „Schronisko Turystyczne”. Anonimowy internauta neguje jednak, że to dom grabarza, bo nie widział tam nigdy cmentarza. Ludzie jednak nie przestają drążyć. Mówią, że cmentarz był i chowano tam Francuzów, którzy w większości byli słynnymi mieszkańcami Szczecina. W 1928 roku zmodernizowano cmentarz, wybudowano kaplicę i dom ogrodnika-zarządcy.

MM Trendy: Gdzie w Szczecinie dziś się bywa? W poszukiwaniu alternatywy
FOT. SŁAWOMIR JANCZAK

I kiedy wydaje się, że wszystko już wyjaśnione, ktoś dodaje - szkoda, że w takim cudownym miejscu tak mało się dzieje. Może stowarzyszenie się bardziej ogarnie. I dyskusja rusza od nowa, bo okazuje się, że Domek Grabarza, to żaden tam dom grabarza, a miejsce spotkań i koncertów. Ludzie mówią, że to totalne podziemie, tajemnica poliszynela i absolutna zagadka Enigmy. Mówią, że tu tylko psychodeliczne brzmienia, ciężki rock, ale czasem i tłuste bity. Podobno w środku mieszka kot, który może wszystko potwierdzić. Krzysztof mówi nawet, że w ogóle nie jest ze Szczecina, ale bywa tam stale i żałuje tylko, że nie może częściej. Ludzie mówią, że ostatnio występowali tam Marszałek Pizdudski albo Vegetable Kingdom, ale i Molde, i że podobno nikt ich nie zna, ale każdy chce usłyszeć. Ale tak ogólnie, to o tym miejscu nie mówi się za wiele.

Pachnie Berlinem

Ludzie mówią, że jest jeszcze miejsce w Szczecinie, gdzie można stać się częścią nowej historii. Podobno to na Kolumba, podobno jest jak za granicą, bo jest duży dziedziniec, a dokładniej podwórko, na którym jest bar, gra muzyka i święcą się lampeczki.

Jarek trzyma mocno kciuki za to miejsce, bo muzycznie, tekstowo i pod każdym względem to jego stylistyka, która dotyka duszy. Daniel myśli podobnie, ale wyraża to w prostszych słowach - bunkrów nie ma, ale jest fajnie. Aśka mówi, że to K4, że kiedyś był tu inny klub. Podobno teraz to miejscówka zacna, choć jedyna taka w Szczecinie, wiec nie ma konkurencji. Magda mówi, że jak zobaczyła zdjęcia, to myślała, że to Nocny Targ Towarzyski w Poznaniu, a nie lokal w Szczecinie, ale chyli czoła aż do ziemi i będzie tam bywać. Agnieszka twierdzi, że długo czekaliśmy na klub, który podejmie się zamawiania konkretnych bookingów na poziomie sceny międzynarodowej, no i w końcu jest.

Osobom, które tam się wybierają poleca wziąć sweter lub bluzę na wypadek, gdyby było za zimno, bo klimat tam jest surowy. Ale ze swetrem czy bluzą już prosta droga by odbyć prawdziwą ucztę muzyczną. Dodaje, że to opcja tylko i wyłącznie dla osób interesujących się muzyką, które wiedzą, czego przyszły tu posłuchać. Ewentualnie dla tych, którzy szukają alternatywnych nurtów muzycznych. Bartosz, jakby zostając w temacie ciepłych swetrów, pisze, że w klubie tym ogarnięto sztukę rozpalania konkretnego ognia.

Ogólnie ludzie mówią, że tu miód, cud, petarda, sztos, techno, i że Berlin w Szczecinie.

I chociaż podwórko, piasek i lampeczki już zwinięte, to w środku i tak jest undergroundowy klimat, mnogość różnych pomieszczeń i świetne nagłośnienie. Jedynie szatnie przydałoby się powiększyć, bo przy większych bibach nie ogarnia. Dominika też pije do szatni, bo stanie w kolejce po kurtki zabrało jej więcej czasu niż sam koncert. Na Tomku kolejka nie robi wrażenia, bo w środku jest zacnie, wnętrza są zachowane w stylu przemysłowym i brak jest zbędnych dekoracji, które tutaj mogłyby tylko pogorszyć sprawę.

Max z tematem wraca na bar i dodaje, że basy łamią żebra, a do minusów zalicza skromny wybór whisky. Twierdzi nawet, ze Kolumb płakał, gdy stąd wypływał. Mówią też, że to po prostu typowy klub dla ludzi, którzy chcą poskakać przy konkretnych gatunkach muzycznych, o których istnieniu większość ludzi nawet nie ma pojęcia i w niewielu miejscach można je usłyszeć. Sławomir odradza to miejsce ludziom kochającym bawić się przy radiu esce lub osobom, dla których w klubie najważniejsze jest, jak kto jest ubrany oraz osobom czepiających się, że dostali drinka w nieodpowiednim szkle, z minami jakby przyszli do klubu za karę. Chodzi mu też o osoby, którym przeszkadza nawet to, jak ktoś tańczy lub o tych, dla których istotny jest kolor ścian. Z tego co mówią wynika, że to klub przede wszystkim undergroundowy, w klimacie industrialnym, ma na celu tworzenie imprez, koncertów dla ludzi, dla których muzyka jest zainteresowaniem nieco szerszym od zwykłego klubowicza, który wychodzi w weekend po to, by się zrelaksować w miłym, ładnym, przytulnym, pełnym fantastycznych kanap i ekskluzywnych drinków z parasolką miejscu. Jak mówi Przemysław - jednym słowem jest tu grubo.

MM Trendy: Gdzie w Szczecinie dziś się bywa? W poszukiwaniu alternatywy
FOT. ADAM PELIKAN

Ludzie mówią, że istotnym wyznacznikiem wartości miejsca jest jego autentyczność, a nic bardziej autentycznego od cudzej opinii znaleźć się nie da.

Polecamy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński