Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz ceremonii na pogrzebie. Zamiast księdza

sxc.hu
Udział mistrza ceremonii w uroczystości pogrzebowej jest coraz częstszy
Udział mistrza ceremonii w uroczystości pogrzebowej jest coraz częstszy sxc.hu
Jest ich tylko kilku w Polsce, może kilkunastu. Na Pomorzu Środkowym i Zachodnim zaledwie dwóch. Jerzy Litwin z Koszalina jest tak dobry, że chciano go ściągnąć na Powązki. - To zajęcie wymaga taktu - zaznacza Dobiesław Czyż ze Szczecina. Też mistrz ceremonii pogrzebowej.

Na pogrzebie mistrz ceremonii jest nie tylko wiodącą postacią, ale i wizualnie wyróżnia się z tłumu. Jerzy Litwin jest zawsze ubrany nienagannie i kontrastowo: czarne lakierki, peleryna, cylinder i mucha, białe rękawiczki i koszula.

Kiedyś tuż przed swoją mową wpadł do grobu - ziemia osunęła mu się spod stóp. Stres okropny, ale nie mógł przerwać uroczystości. Tymczasem nikt nawet nie drgnął, zapadła potworna cisza. Na szczęście grabarze rzucili mu linę. Ucierpiała tylko garderoba - cała była w błocie. Najbardziej niezwykłe było zaś to, że nikt się nie śmiał.

Innym razem, gdy wygłaszał mowę, wiatr zdmuchnął mu z głowy cylinder. Opanował pierwszy odruch i nie usiłował łapać nakrycia ani tym bardziej za nim biec. Prowadzi pogrzeby od 1984 roku. Dobrze zapamiętał tę datę, bo wtedy utopił się w Jamnie kolega z teatru Dialog.

- Na tym pogrzebie nie było księdza - opowiada pan Jerzy. - Nikt nie powiedział o zmarłym ani słowa. Długo pamiętałem odgłos łopat zasypujących mogiłę i jej widok. Kiedy zostałem kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego, często mówiłem, że miasto powinno mieć mistrza ceremonii, który celebrowałby świecki pogrzeb. Mówiłem, mówiłem, ale nikt mnie nie słuchał. Aż wreszcie zmarł znany działacz. Wtedy wezwał mnie ówczesny prezydent i powiedział: "No to masz pan okazję się wykazać".

Tak się wykazał, że był rozchwytywany, zwłaszcza, że za PRL-u rodzinom zasłużonych zwracano koszty świeckiego pogrzebu. A ludzi, którzy by go prowadzili, brakowało. Jeździł więc po całym regionie, aż za Słupsk i Wałcz. W końcu zaproponowano mu pracę na Powązkach w Warszawie. Nie chciał się jednak przenieść do stolicy, bo tutaj ma morze, przyjaciół i ukochany teatr Dialog, z którym jest związany od 1970 roku. Sam stworzył świecki obrządek.

- W całej Polsce nie miałem wzoru, na którym mógłbym się oprzeć. Postawiłem na intuicję - wspomina. - Uznałem, że powinienem mieć odpowiedni strój. Peleryn miałem już wiele, wszystkie szyte przez znajomego krawca, który już nie żyje. Jego też żegnałem w uszytym przez niego stroju. Peleryny na ogół są z aksamitu, bo materiał ten jest ciężki, elegancki, pięknie się układa. Lżejsze są z jedwabiu. Moim przesłaniem było, aby człowieka godnie pożegnać. Zdawałem sobie sprawę, że muszę coś o nim powiedzieć. Dlatego zawsze przed pogrzebem rozmawiam z rodziną, aby poznać fakty - kim zmarły był, jaki zawód wykonywał, czym się pasjonował, jakie miał zainteresowania, co robił dla innych.

- Chcę wiedzieć, co lubił, co kochał, co było ważne w jego życiu. Każdy człowiek jest indywidualnością. Każdego trzeba pożegnać inaczej, bo każdy ma inną wrażliwość, inaczej przebiegało i w inny sposób było wypełnione jego życie. Chcę pokazać człowieka, powiedzieć o nim prawdę, oczywiście bez rzeczy negatywnych, nawet jeśli nie był wzorem do naśladowania. Chcę, aby w sercach osób bliskich pozostała o nim wdzięczna pamięć - mówi.

Mowa pogrzebowa podczas takiej ceremonii jest więc nie tylko wspomnieniem o osobie zmarłej. Jest podróżą w czasie, podczas której pogrzebnicy mogą spojrzeć też na własne życie i dostrzec, co jest w nim najważniejsze.

- Najtrudniej żegna się samobójców i dzieci - przyznaje mistrz Litwin. Każdą uroczystość wypełnia muzyka. Najczęściej klasyczna, choć czasem rodzina prosi np. o jazz nowoorleański, piosenki Sarah Brightman, Edyty Geppert czy Anny German. Zdarzyło się, że na cmentarzu rozbrzmiewały "Schody do nieba" Led Zeppelin, "Modlitwa" Okudżawy, czy muzyka Queen z filmu "Nieśmiertelny".

Muzyce towarzyszy poezja, na ogół Norwida, Asnyka, Miłosza, Szymborskiej, Iwaszkiewicza, Sebyły, podczas pogrzebu dziecka - treny Kochanowskiego. Są i prośby nietypowe, na przykład o odmówienie podczas świeckiego pogrzebu modlitwy "Ojcze nasz" czy odczytanie Psalmu Dawidowego, o wygłoszenie na pogrzebie wyznaniowym mowy pożegnalnej.

Na jednym z prowadzonych przez pana Litwina pogrzebów był kapłan obrządku starosłowiańskiego- żerda, podczas ceremonii było symboliczne picie miodu.

- Śmierć pozostawia po sobie żal , smutek i rozpacz najbliższych. Są to dla nich głębokie przeżycia i w takich trudnych chwilach mogą liczyć na wsparcie emocjonalne z mojej strony - deklaruje mistrz pogrzebowy. - Nigdy nie zapomnę pogrzebu, na którym wokół żałobników krążył pies. Gdy grabarze zasypali grób, położył się na nim i nie chciał zejść. Został nawet, gdy już wszyscy odeszli. Należał do zmarłego.

Do mistrzostwa w byciu mistrzem pan Jerzy miał gdzie się przygotować. Był kierownikiem USC, więc celebrował śluby i prowadził uroczystości państwowe. Na dodatek od 1970 roku jest aktorem koszalińskiego Dialogu, teatru, w którym nie ma bogatych dekoracji ani strojów, a główną rolę gra słowo. No i ma idealne warunki - ciepły i niski głos, który ćwiczył latami.

Jerzy Litwin jeździ często do Piły, Słupska, rzadziej do Gniezna czy Poznania. Kiedyś, gdy wyjechał na urlop, na pogrzeb ściągnięto go z plaży. Innym razem przerwano mu pobyt w sanatorium. A kto jego pochowa?

- Wiele razy o tym myślałem. I czy nie nagrać muzyki i tekstów, które mi puszczą z płyty - śmieje się pan Jerzy.

Szczecin: żołnierza regulaminowo

Dobiesław Czyż w tym zawodzie pracuje od kilkunastu lat, w całym regionie.

- Jestem profesjonalistą - podkreśla i pokazuje pokój we własnym mieszkaniu, gdzie prowadzi wstępne rozmowy z klientami. - Są rzeczy, o których nie powiem na pewno - zarzeka się. - Dlatego, że moje zajęcie wymaga dużego taktu. Niektóre sprawy warto czasem przemilczeć.

Uwagę zwraca tembr głosu mężczyzny. Poza tym z uwagą dobiera słowa i stopniuje emocje. Przyznaje, że z racji wcześniejszych, artystycznych zajęć uczył się właściwego operowania głosem.

- Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy rodzina przychodzi zamówić ceremonialną oprawę. Już wtedy uczestniczę we wszystkich przeżyciach związanych z chorobą i samym odejściem zmarłego - opowiada.

Sama ceremonia także wymaga dużego zaangażowania.

- Nie jestem lekarzem ludzkich dusz. Wiem jednak, że rodzina, która decyduje się na świecką ceremonię, właśnie takiej postawy ode mnie oczekuje - przyznaje mistrz Czyż.

Dlatego tak starannie przygotowuje się do pogrzebowego obrzędu. W kaplicy na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie do dyspozycji ma zaledwie 10 minut z półgodzinnej uroczystości. Wygląda to tak, że przez pierwsze 10 minut wystawionej trumnie ze zwłokami lub urnie towarzyszy muzyka. To czas dla bliskich i rodziny zmarłego. Kolejne 10 minut należy do mistrza. To wówczas cytowane są fragmenty utworów literackich, refleksje na temat ludzkiego życia i przemijania. Ostatnie 10 minut to również muzyczna oprawa.

Kiedy kondukt dotrze do miejsca pochówku, mistrz ceremonii żegna zmarłego.

- Czasem czytam jego życiorys, a czasem opowiadam zabawne anegdoty z życia. Tę część zawsze ściśle ustalam z rodziną. W tym momencie ceremonii nigdy nie pozwalam sobie na improwizację - zastrzega.

Ceremonii przy grobie towarzyszą często grający żałobne utwory trębacze lub skrzypaczka. Do roli mistrza ceremonii należą także końcowe podziękowania. Czasem także prośba o nieskładanie kondolencji. Nieco inaczej wygląda pogrzeb żołnierza. Tu musi się znaleźć miejsce na określony regulaminem ceremoniał wojskowy.

Dobiesław Czyż twierdzi, że mimo schematu, każda uroczystość jest inna. - Zdarzyło mi się już pochować kilka osób z tej samej rodziny. Prowadziłem też ceremonie pogrzebowe moich bliskich. Niektórzy moi przyjaciele także wyrazili wolę takiego pogrzebu. Z każdym rokiem mam coraz większą świadomość ciążącej na mnie odpowiedzialności - zwierza się żałobnik.

Jego pasją jest żeglarstwo. To najlepszy sposób na uspokojenie emocji, których nie szczędzi mu zawodowa rola.

A jaki będzie jego pogrzeb?

- Urna i świecki pochówek. Tylko jestem ciekaw, kto poprowadzi moją ceremonię. Przecież nie nagram się sobie na płytę - śmieje się pan Dobek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński