Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłośnik zimnych kąpieli z Wolina pływał w lodowej jaskini

Łukasz Czerwiński
Łukasz Czerwiński
Pływanie w lodowatej jaskini powoli staje się sposobem na życie. Żeby móc to robić trzeba sporo czasu trenować
Pływanie w lodowatej jaskini powoli staje się sposobem na życie. Żeby móc to robić trzeba sporo czasu trenować Jarosław Dulny
Wielu osobom grudniowe mrozy dawały się we znaki i nie zachęcały do wyjścia z domu. Daniel Pałosz z Wolina postanowił natomiast przepłynąć w tym czasie dystans 700 metrów w lodowatej wodzie we wnętrzu austriackiego lodowca.

Pływanie w lodowatej wodzie, to dla wielu osób brzmi jak szaleństwo. Skąd taki pomysł?

Przez wiele lat morsowałem. Jak to zwykle bywa w przypadku morsów, ubrany byłem w tzw. zbroję neoprenową, jak to dzisiaj ironicznie nazywamy, czyli w buty, rękawiczki i czapkę. Wtedy uważaliśmy, że nie da rady moczyć głowy i trzeba chronić stopy i ręce. Lata temu, na biegu morsów w Przesiece, zobaczyłem pływającą w wodospadzie dziewczynę i byłem w kompletnym szoku. Zaczęliśmy chwilę rozmawiać i powiedziała mi, że jak najbardziej ludzie pływają w zimnej wodzie, nie chronią za bardzo nóg, rąk i głowy. Mają tylko czepek sylikonowy. Powiedziała mi, że odbywają się w Polsce zawody i w 2019 roku po raz pierwszy byłem na zawodach pływackich w Bydgoszczy. Zacząłem poznawać ludzi i ta pasja pływania przez cały rok w otwartych akwenach narastała.

Dziś to już chyba nie tylko pasja, a jednak coś więcej?

Na dzień dzisiejszy jestem bardzo mocno zaangażowany w organizację Pucharu Polski, który nazywamy Ice Cup Poland. Organizujemy zawody w całym kraju. Między innymi w Wolinie. Zaangażowałem się w międzynarodową organizację International Ice Swimming Association i tam zrobiłem sobie kurs obserwatora, który umożliwia mi obserwowanie i potwierdzenie zgodności z przepisami oraz pilnowanie czasu i dystansów, jeśli ktoś chce bić różnego rodzaju rekordy lub pływać tzw. mile lodową, czyli dystans 1609 metrów, co jest takim maratonem zimowych pływaków i niewielu ludzi jest w stanie to zrobić. Część rekordów tej naszej międzynarodowej organizacji jest też rekordami Guinnessa.

Mówimy tu o pływaniu w rzekach czy jeziorach, ale skąd pomysł, żeby pływać gdzieś we wnętrzu lodowca?

We wrześniu dostałem propozycję od Krzysztofa Gajewskiego, który jest dwukrotnym rekordzistą Guinnessa. Latem, w ciągu 48 godzin, przepłynął oficjalnie chyba 110 kilometrów. Rok temu był rekordzistą w pływaniu długodystansowym zimą, wtedy przepłynął 3600 metrów na akwenie o nazwie Kopalnia Wrocław. Po kilku miesiącach, Krzysztof Kubiak z Poznania, odebrał mu ten rekord, bo przepłynął 3800 metrów. Krzysztof Gajewski zaproponował mi, żebym pojechał z nim jako obserwator do Austrii na lodowiec Hintertuxer, bym mógł potwierdzić jego rekord świata. Nie wiem, czy to będzie uznane też jako rekord Guinnessa. Jest to przepłynięcie co najmniej mili lodowej, w jaskini lodowej najwyżej na świecie. Tego jeszcze nikt nie dokonał, a Krzysztofowi się to udało. Przepłynął dwa kilometry, czyli trochę więcej niż zakładał. Przy okazji było nas jeszcze kilka osób i wszyscy mieliśmy możliwość popływania. Udało mi się przepłynąć 700 metrów, choć miałem nadzieje, że uda się zrobić kilometr. Jednak dłużej po prostu nie dałem rady. Jeziorko w jaskini miało 50 metrów długości. Trzeba było dopłynąć do ściany na końcu i zawrócić. Na początku i na końcu byli obserwatorzy, którzy nas pilnowali. Świadomość, że ubranie jest po jednej stronie, wykluczała możliwość wyjścia z wody po drugiej stronie jeziora. Wiedziałem, że „odcięło” mi już ręce i opiłem się wody, później już też bardzo zwolniłem, więc podjąłem decyzje, że ósmej setki nie zaczynam, bo mogę mieć problem z jej skończeniem. Tak naprawdę lekarz ucieszył się z mojej decyzji. Minęło już dwa tygodnie od wejścia do wody, a nadal nie mam do końca czucia w opuszkach palców u rąk, więc to była dobra decyzja, żeby odpuścić.

Jak reaguje organizm na taki wysiłek i to w lodowatej wodzie?

Pływając na rożnych zawodach, wielokrotnie pływałem dystanse nawet ponad kilometrowe. Mili lodowej jeszcze nie zrobiłem, ponieważ nie czuję się na siłach. W temperaturze wody na poziomie 4 stopni na plusie, pływa się komfortowo. Jak temperatura wody spada do dwóch stopni, albo nawet niżej, zaczyna być bardzo ciężko. Po dystansie 500 – 600 metrów tracisz czucie w rękach. Tak samo jest w przypadku stóp. Słabsi zawodnicy wtedy tracą już na prędkości i jakości płynięcia. Na zawodach byłem świadkiem, że człowieka trzeba było wyciągnąć, bo już po prostu płynął w miejscu. My tak naprawdę zamarzamy. Jesteśmy w wodzie około 20 minut. Morsy średnio siedzą w wodzie po kilka minut. My jesteśmy w tej wodzie dłużej, a do tego mamy gołe stopy i ręce. Pływając w jaskini lodowej w Austrii na wysokości 3200 metrów, było znacznie mniej tlenu, co było odczuwalne. Temperatura wody była delikatnie poniżej zera. Woda zamarzała powierzchniowo, ale nie przeszkadzało to kompletnie w pływaniu. Sam efekt wejścia do wody był jednak szokiem. Każdy stopień mniej robi kolosalną różnicę.

Mówi się, że morsowanie jest dla zdrowia. Wchodzi się na kilka minut do zimnej wody. Tutaj jesteście nie tylko dłużej w wodzie, ale tak naprawdę uprawiacie w niej sport. Jaki to ma wpływ na wasze zdrowie?

Uprawiamy sport, który jest wielowymiarowy. To sport ekstremalny, którego posmakowałem w górach na wysokości ponad 3000 metrów. Jest to też normalny sport, gdzie pływamy na zawodach w basenach otwartych z zimną wodą, w jeziorach i rzekach. Ja jestem w stu procentach przekonany, że to też jest dla zdrowia. Jednak nie zalecam nikomu, nawet świetnym pływakom, żeby w pierwszym sezonie pływania w zimnych wodach robili długie dystanse. Trzeba do tego podchodzić rozsądnie i czasami trwa to nawet trzy sezony, żeby to ciało nabrało adaptacji do zimnej wody. Często wychodzenie z głębokiej hipotermii, na początku bywa bardzo bolesne. To są straszne bóle palców, kiedy wraca krążenie, my często mówimy, że jakby ktoś imadłem ściskał. Trzeba poznać swój własny organizm i dawkować to ostrożnie. Słyszałem o chłopakach, którzy w pierwszym sezonie pływali już długie dystanse i w kolejnym już nie wracali. Dzisiaj ze swoim doświadczeniem uważam, że zachowujemy się rozsądniej, niż morsy ubrane w rękawiczki, buty i nie moczące głowy. Na dłoniach i na stopach mamy więcej receptorów, które pokazują naszemu organizmowi, że jest nam zimno. Jeżeli ubierzemy się w ciepłe buty i rękawiczki, i chronimy te miejsca, to mózg dostaje informacje, że jest mu ciepło. A tak naprawdę już możemy mieć wyziębiony organizm i narobić sobie kłopotu. Nam jak jest zimno, to po prostu wychodzimy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Miłośnik zimnych kąpieli z Wolina pływał w lodowej jaskini - Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński